Kronika Filmowa z 1947 roku

Na YouTube można znaleźć wiele ciekawych materiałów, w tym materiały archiwalne WFDiF. Między innymi są tam kroniki filmowe z lat powojennych. Kiedy odrzuci się całą otoczke propagandową – wyłania się obraz kraju tuż po wojnie. Dlatego też polecam jedną z kronik filmowych z roku 1947 (32/47), szczególnie kawałek od 3.minuty – a dotyczący osuszania Żuław Wiślanych po działaniach wojennych.

Ciekawe spojrzenie oczami ówczesnego dziennikarza. Znamienne są liczby opisujące zniszczenia: przeszło 120 tys. ha ziemi pod wodą, i około 60% budynków mieszkalnych i gospodarczych jakie „uległy” zniszczeniu.

Zawsze zastanawia mnie enigmatyczność owego ulegania… Nie wymagajmy jednak zbyt wiele, czasy nie sprzyjały prawdzie bezwzględnej (a i teraz nie zawsze jest ku temu klimat).

Zaintersowanych trudną historią powojenną Żuław, odsyłam do niezłego filmu pt. „Pan na Żuławach”, a nadto do kulis tzw. „Sprawy inż. Homana” – TUTAJ odnośnik do strony z zarysem historii inżyniera…

Granice trzy

Dwa lata temu na łamach tego bloga wyrażałam zdumienie ujrzawszy płot na granicy dwóch światów.

Tym razem jednak dosłownie zaniemówiłam na widok kamery wycelowanej – jak mi się wydawało – prosto w nas, i śledzącej każdy nasz ruch 😉

Otóż podczas naszego tegorocznego urlopu wybraliśmy się zobaczyć na osobiste, własne oczy Trójstyk GranicZnajduje się to miejsce w północno-wschodnim kąciku Polski nieco na północ od drogi 651 z Żytkiejm do Wiżajn. A może nawet jest to czwórstyk granic- bo tutaj województwo warmińsko-mazurskie styka się z podlaskim, a zarazem z Litwą i Rosją. „Pachnie” absurdem, ale prócz tego pięknym lasem i miejscem do spędzenia paru chwil. Oczywiście nie o tej porze roku.

I właściwie tyle w temacie…

Acha – tam stał słupek z napisem „biegun zimna”… No i faktycznie – tego dnia panowała tam temperatura „minus miliard”, i na dodatek wiało!

😉

Published in: on 6 listopada 2012 at 21:46  2 Komentarze  
Tags: , , , , , , , ,

Herb Prus Królewskich

Piękny to herb i wyjątkowy w heraldyce ziem polskich.

Od lat go pokazuję moim grupom podczas podróży po ziemiach dawnych Prus Królewskich. Tłumaczę jego znaczenie, bo jest raczej nieznany tzw. szerszemu ogółowi. Od lat też staram się przekonać kolejne pokolenia kursantów, że jest to naprawdę wyjątkowy i piękny herb. Nie tylko zwyczajną urodą wizualną – ale też urodą znaczenia.

A ponieważ znalazłam w przepastnym archiwum opis herbu, jaki kiedyś zamieścił na swojej stronie Pan Bogdan Możdżeń, pozwalam sobie wkleić ów opis (z drobnymi skrótami). Niestety strona nie istnieje, a szkoda. Dzięki życzliwości Pana Bogdana lata temu łatwiej mi było zdać egzamin 🙂

Przy sposobności – dobrze by było, aby w szkołach na terenach byłych Prus Królewskich, nauczyciele wyjaśnili uczniom, co to za herb… tak bym pytając moich młodych wycieczkowiczów, nie słyszała jak dotychczas: „a to jakiś niemiecki herb”.

Jak ma być kształtowana tzw. świadomość tych ziem, tzw. lokalny patriotyzm, skoro nie zna się TAK podstawowych znaczeń!!!

Żeby zrozumieć historię tego wyjątkowego w polskiej heraldyce herbu, trzeba pamiętać o specyfice Prus Królewskich na tle dziejów Rzeczpospolitej.

Terytorialnie interesujący nas herb obejmuje niedawno zlikwidowane województwa: elbląskie, gdańskie, toruńskie i północną, pomorską część województwa bydgoskiego.

Herb pozostawał w użyciu od 1454, w tym nieprzerwanie w całym okresie istnienia Prus Królewskich, czyli w latach 1466-1772.

Od początku do końca istnienia Prus Królewskich herb prowincji był także herbem dwóch spośród jej trzech województw: chełmińskiego i malborskiego. Trzecie województwo, województwo pomorskie, posiadało własny symbol, czerwonego, koronowanego gryfa.

Herb prowincji miał jednak znaczenie spajające i nadrzędne. Znajdowało to wyraz przede wszystkim w rysunku pieczęci Prus Królewskich, jak również w powszechnym zastosowaniu herbu w symbolice mieszczańskiej i szlacheckiej.

W okresie rozbiorowym herb Prus Królewskich przejęła prowincja Prusy Zachodnie, stanowiąca część składową Królestwa Prus i zarazem Rzeszy Niemieckiej. Trwało to do 1920 roku.

Przyjmuje się, że herb Prus Królewskich ustanowił i nadał stanom pruskim król Kazimierz Jagiellończyk w roku 1454, w bardzo ważnej historycznie chwili, kiedy zbuntowane przeciwko Zakonowi Krzyżackiemu społeczeństwo pruskie zwróciło się do króla Polski o roztoczenie nad Prusami panowania i opieki. Jak jeszcze będzie o tym mowa, geneza herbu pozostaje w najściślejszym symbolicznym, prawnym i politycznym związku z inkorporacją Prus. Było to zdarzenie, które ze względu na jego znaczenie i historyczną trwałość zalicza się do najświetniejszych osiągnięć w dziejach Polski.

(…)

Herb Prus Królewskich ustanowiony przez Kazimierza Jagiellończyka przedstawiał czarnego orła z koroną na szyi lub tułowiu, ze zbrojnym ramieniem w srebrnym, czyli w białym polu.

Interpretację heraldyczną godła Prus Królewskich dał w roku 1928 Sylwiusz Mikucki przeciwstawiający się ówczesnym twierdzeniom nauki niemieckiej, jakoby czarny herb Prus Królewskich wyrażał wyłącznie niemieckość naszego regionu.

Przeciwnie, Mikucki dowodził, że czarny orzeł mieczowy wywodzi się z aktu ustanawiającego polskiego króla i że wyraża ogromnie ważny dla Polski program polityczny.

Według S. Mikuckiego, od roku 1308, od czasu zaboru Pomorza Gdańskiego przez Krzyżaków, żaden z królów polskich nie zaniechał w swojej tytulaturze tytułu dziedzica Pomorza. Dlatego z chwilą, kiedy rycerstwo i mieszczaństwo Prus w 1454 roku dobrowolnie zwróciło się do króla Polski o opiekę, Kazimierz Jagiellończyk przybrał tytuł pana już nie tylko Pomorza Gdańskiego, lecz pana całych Prus.

6 marca 1454 roku król Kazimierz Jagiellończyk wydał akt inkorporacji Prus do państwa polskiego. Na dobrowolne i usilne prośby stanów pruskich król wcielił do Polski nie tylko Pomorze Gdańskie, utracone 150 latach wcześniej, ale też Ziemię Chełmińską oraz terytoria, które wcześniej nigdy do Polski nie należały: obszar Elbląga, obszar Królewca i całe pozostałe Prusy.

Zdaniem S. Mikuckiego, ustanowiony przez Kazimierza Jagiellończyka herb, czarny orzeł mieczowy, jest wyrazem tego właśnie stanu prawnego, który wyrażał nie tylko żądanie zwrotu zagarniętego przez Krzyżaków Pomorza, lecz również zgłaszał pretensje do całych Prus, żądanie, przypomnijmy, poparte dobrowolnie wyrażoną prośbą miejscowego rycerstwa i mieszczan.

Na wyrażenie praw i pretensji do ziem pruskich Kazimierz Jagiellończyk potrzebował wyrazu heraldycznego.
Prusy pod panowaniem zakonnym nie posiadały innego herbu, jak tylko dobrze wszystkim znane godło wielkiego mistrza: w polu srebrnym krzyż złoty obwiedziony na czarno, z tarczą złotą na przecięciu się jego ramion, w której mieścił się cesarski orzeł czarny.

Król mógł zatem przyjąć wyłącznie ten herb, ale nie w postaci pełnej. Kazimierz Jagiellończyk w dziedzinie czysto zakonnej, kościelnej, nie rościł sobie żadnych praw do Krzyżaków, pozostawiając je papieżowi. Król nie rościł sobie także praw do wszystkich posiadłości Zakonu Krzyżackiego, rozsianych po całej Europie, lecz tylko do ich części pruskiej, która wypowiedziała Zakonowi posłuszeństwo.

Wobec tego król przyjął herb krzyżacki, ale z pewnymi ważnymi zmianami.

Odrzucił krzyż jako godło zakonne, znak instytucji religijnej, zachował natomiast orła mistrzów krzyżackich oraz jego czarny kolor.

By jednak wyraźnie zaznaczyć, że jest to herb dawnych ziem zakonnych, które obecnie weszły w skład Korony Polskiej i znalazły się pod opieką dynastii Jagiellonów, Kazimierz Jagiellończyk dodał do herbu koronę na szyi orła i opancerzoną rękę z mieczem.

Korona wyraża opiekę i władzę króla polskiego nad Prusami, stanowi w terminologii heraldycznej tzw. udostojnienie herbu. Jest to w całej pełni symbol polityczny: symbol Korony Polskiej, Corona Regni Poloniae.

Zbrojne ramię pochodzi z herbu litewskiego Pogoń i wyraża opiekę roztoczoną nad Prusami przez dynastię Jagiellonów.

Zdarza się, że współcześnie czarny kolor orła w wyniku uprzedzeń i resentymentów przeszkadza Polakom w zrozumieniu sensu heraldycznego herbu Prus Królewskich.

Przykładowo w dyskusji o herbie województwa toruńskiego w 1995 roku zadecydowało stanowisko, że czarna barwa herbu nie zostanie przyjęta przez opinię publiczną.

Dlatego zacytuję Sylwiusza Mikuckiego dosłownie, przytoczę pogląd wypowiedziany 70 lat temu. Mikucki pisze:

„Tak tedy widzimy, że herb ziem pruskich wywodzi się bezpośrednio od herbu państwa zakonnego i bynajmniej nie usiłuje zatrzeć swego rodowodu. Jedynie bowiem przez jak najdobitniejsze zaznaczenie swego pochodzenia mógł on w całej pełni jasno i zrozumiale dla wszystkich wyrazić to, dla czego został stworzony i co miał symbolizować. Mimo jednak tego, że pochodzi w prostej linii od herbu krzyżackiego, nie był symbolem niemieckości tych terytoriów, do których się odnosił, lecz stał się wyrazem praw i pretensji króla polskiego do ziem pruskich, poprzednio pod panowaniem Zakonu pozostających, łączył się nie ze sprawą narodowościową, lecz ówczesnymi stosunkami prawno-publicznymi i jedynie na tle tych ostatnich można należycie znaczenie jego zrozumieć i wyjaśnić.

(…) nie można żadną miarą łączyć genezy herbu z jakimkolwiek momentem narodowościowym, co zgadza się najzupełniej z faktem, że w powstaniu miast i stanów pruskich przeciw Zakonowi, które wspólnie złączyło żywioł polski i niemiecki, czynnik narodowościowy nie odgrywał żadnej roli, główną zaś podstawą wyzwoleńczych dążeń związkowych pruskich były przyczyny natury polityczno-społecznej”. (koniec cytatu)

Tak więc trzeba z całą mocą podkreślić, że herb Prus Królewskich, czarny orzeł mieczowy, chociaż bezpośrednio pochodzi z herbu mistrzów krzyżackich, z racji jagiellońskiego nadania w pełni i bez jakichkolwiek zastrzeżeń należy do 500-letniej polskiej tradycji heraldycznej.

Nie ma żadnych obaw o akceptację tego symbolu, o ile wyjaśni się ludziom genezę i treść herbu.

(…)

Trzeba również przypomnieć, że czarny orzeł nie jest w polskiej tradycji czymś wyjątkowym. Motyw czarnego orła występuje w piastowskim herbie Śląska, w herbach staropolskich województw płockiego i rawskiego oraz w herbie woj. sieradzkiego.

Bardzo wcześnie herb Prus Królewskich występuje na polskich pieczęciach królewskich. Zjawia się po raz pierwszy na majestatycznej pieczęci króla Kazimierza Jagiellończyka.

Już za czasów Kazimierza Jagiellończyka orzeł mieczowy wprowadzono również na stempel miejscowej monety pruskiej. Na monetach gdańskich herb mieczowy przetrwał do XVIII w.

Prusy Królewskie posiadały własną pieczęć z godłem prowincji. Do 1480 roku była to pieczęć gubernatora Prus, następnie, po wygaśnięciu tego urzędu, była to pieczęć nazywana w języku polskim pieczęcią krajową ziem pruskich, w języku łacińskim Sigillum Terrarum Prussiae, w języku niemieckim Landessiegel. Jako ciekawostkę podam, że z biegiem czasu kilkakrotnie zmieniano wzór tej pieczęci. Jedną ze zmian wprowadzono podczas obrad sejmiku generalnego Prus Królewskich w Grudziądzu w styczniu 1614 roku. Nowa pieczęć, podobnie jak wszystkie poprzednie i wszystkie następne, nosiła wizerunek orła z koroną i mieczem.

Prawdopodobnie najstarsze znane barwne przedstawienie herbu, pochodzące sprzed 1480, znajdowało się w kościele w miejscowości Próchnik (niem. Doerbeck) pod Elblągiem. Na ścianie chóru obok siebie widniały królewski biało-czerwony herb Polski oraz czarny orzeł prowincji pruskiej z koroną i uzbrojonym ramieniem. Kościół przyozdobiono herbami z polecenia gubernatora Prus Królewskich, Ścibora Bażyńskiego.

Odtąd na przestrzeni wieków XV, XVI, XVII i XVIII wizerunek czarnego orła mieczowego spotykamy powszechnie w dokumentach źródłowych, zabytkach materialnych i na najważniejszych budowlach Prus Królewskich, zwłaszcza w Gdańsku, w Elblągu i w Toruniu.

Spośród wielu dostępnych przekazów wymienię najważniejsze:

  • Czarne orły mieczowe w czasach Rzeczpospolitej zdobiły ratusze Starego Miasta i Głównego Miasta w Gdańsku, najważniejsze bramy miejskie Gdańska, dom gdańskiego burmistrza Konstantego Ferbera oraz zabytki zgromadzone w Dworze Artusa. Barwne przedstawienia czarnego orła Prus Królewskich w triadzie z biało-czerwonym orłem Polski i herbem Gdańska przedstawiają dzieła gdańskiej sztuki malarskiej:

– obraz Okręt Kościoła z r. 1500

– wizerunek ratusza gdańskiego A. Mollera z r. 1601

– plafonowa panorama Gdańska pędzla Izaaka van den Blocke z 1608 (Alegoria handlu gdańskiego)

  • Czarny orzeł mieczowy nadany przez Kazimierza Jagiellończyka głęboko wrósł w tradycję Torunia i całej Ziemi Chełmińskiej.
  • Polska i polonizująca się szlachta województwa chełmińskiego umieściła czarnego orła na chorągwi ziemskiej swojego województwa. Oryginalny egzemplarz tej chorągwi pochodzący z XVI w. zachował się w z zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
  • Istnieje również zachowana chorągiew tzw. kwatery chełmińskiej z wieku XVIII. I ona nosi znak Prus Królewskich.
  • Wizerunek herbu województwa chełmińskiego i Prus Królewskich dał Jan Karol Dachnowski. Ten żyjący w I połowie XVII w. sekretarz miasta Chełmna w swoim „Herbarzu szlachty Prus Królewskich” przedstawił herb Prus Królewskich w rysunku czarno-białym.
  • Szlachta województwa chełmińskiego posiadała własną pieczęć ziemską, której wizerunek z XVII wieku jest znany. Nosi ona godło Prus Królewskich.
  • Czarny orzeł mieczowy zdobi kartę tytułową dzieła z 1684 roku, Historia Prus starych i nowożytnych, pióra Krzysztofa Hartknocha, historyka i znawcy Prus, człowieka związanego całe życie z Prusami i 10 lat z Toruniem.
  • W 1740 roku powstał album rysunków Jerzego Fryderyka Steinera, zaliczany do najważniejszych osiągnięć ikonografii Torunia w całej historii miasta. Jeden z kolorowych rysunków przedstawia toruński Dwór Artusa, a na nim, po bokach portalu głównego, widzimy medaliony z biało-czerwonym orłem Polski i czarnym orłem Prus Królewskich i woj. chełmińskiego.
  • Katedra św.św. Janów w Toruniu, główna świątynia diecezji toruńskiej: na epitafium Mikołaja Kopernika połączonym z epitafium uwielbianego przez średniowiecznych torunian króla Polski Jana Olbrachta, trzy metry od miejsca, gdzie spoczywa serce króla, widnieje udany w kompozycji czarny herb Prus Królewskich. Obok niego koronowany orzeł Polski. Herb pochodzi z roku 1589. W 1733 roku epitafium i herb odnowił Jakub Kazimierz Rubinkowski (…).
  • Motyw czarnego orła do dziś zachował się w herbie Wąbrzeźna.
  • Herb Prus Królewskich od początku jego funkcjonowania rejestrowały źródła heraldyczne i historyczne powstałe poza Prusami, czyli, jak się wtedy mawiało, w Koronie.

Listę tych źródeł trzeba rozpocząć od Jana Długosza. W przypisywanej mu pracy zatytułowanej „Klejnoty” znajdujemy charakterystykę naszego herbu. Długosz opisuje ten herb jako, cytuję: „w polu srebrnym orzeł czarny z koroną złotą na szyi, z ramieniem zbrojnym wyrastającym ze skrzydła”.

Inne źródła to:

Wieniec herbów ziem i województw Królestwa Polskiego w Statucie Łaskiego z 1506 roku (Commune incliti regni Poloniae privilegium).

Zestaw herbów ziem i lenn Rzeczypospolitej w herbarzu polskim „Arma Regni Poloniae” Marka Ambrożego z Nysy.

Bartosz Paprocki, w dziele „Herby rycerstwa polskiego” z 1584 roku podaje herb Prus Królewskich jako czarny orzeł w białym polu.

Wizerunki czarnych orłów naszej części Rzeczpospolitej zawiera Kronika Polska Joachima Bielskiego z 1597 roku.
Wieniec herbów ziem i województw polskich w winiecie tytułowej Konstytucji Sejmu Walnego Koronnego w Warszawie, 1601.

Herb Prus Królewskich w Kaplicy Królewskiej w katedrze w Płocku.

Bardzo udany wizerunek herbu Prus Królewskich i woj. chełmińskiego znajdziemy w katedrze w Sandomierzu.

Na uwagę zasługuje fakt, że po roku 1772, po rozbiorach Polski, państwo pruskie uszanowało stary symbol i przejęło go jako herb prowincji Prusy Zachodnie, w których składzie do r. 1920 znajdowały się ziemia chełmińska i Grudziądz. Chociaż Prusacy doskonale wiedzieli, kto ustanowił herb i w jakich okolicznościach to nastąpiło, elementy heraldyczne związane z Polską zostały zachowane.

Po 1920 społeczeństwo Pomorza skłaniało się bardziej ku godłu pomorskiego gryfa, czarny orzeł mieczowy zanadto kojarzył się z dopiero co zakończonym okresem niewoli i na pewien czas wyszedł z użycia.

Co jednak niezwykle ciekawe, im bliżej wybuchu II wojny światowej, im bardziej napięte stawały się stosunki polsko-niemieckie, tym dojrzalej i bardziej obiektywnie spoglądano na prawdę historyczną w naszej regionalnej heraldyce.

W 1938 roku herb Prus Królewskich znalazł się w kompozycji heraldycznej herbu sugerowanego przez toruński dwumiesięcznik Teka Pomorska dla powiększonego w tym czasie województwa pomorskiego.

Być może ostatnie wydawnictwo z dziedziny heraldycznej w niepodległej Polsce, wydane w 1939 roku „Herby miast i ziem polskich” Antoniego Chomickiego, praca opublikowana przez Wydawnictwo warszawskiego czasopisma „Archiwum Heraldyczne”, podaje dla woj. chełmińskiego i całych Prus Polskich herb czarno-biały.

W 1962 roku, już w zupełnie nowych warunkach politycznych, znany badacz pieczęci i herbów, prof. Marian Gumowski, poproszony o opinię na temat projektowanego herbu województwa bydgoskiego, zaproponował połączenie w jednym symbolu herbów Kujaw, ziemi dobrzyńskiej i czarnego herbu Prus Królewskich.

W Polskich herbach ziemskich Stefana K. Kuczyńskiego z 1993 roku, czarnemu herbowi Prus Królewskich został poświęcony odrębny rozdział, wyczerpująco podbudowany licznymi przekazami źródłowymi.

Niedawno w gdańskim Dworze Artusa zrekonstruowano słynny piec, jeden z największych zabytków w świecie tego typu. Na jego kaflowym oblicowaniu konserwatorzy sztuki odtworzyli herby Królestwa Polskiego, Gdańska i oczywiście czarnego orła mieczowego Prus Królewskich.

Tyle Pan Bogdan.

Od siebie dodam, że trzymaczami herbu są jednorożce. Oto co pisze o symbolice jednorożca prof. St. Kobielus w swoim „Bestiarium chrześcijańskim”:

(…) jednorożec jest symbolem Chrystusa i Jego Wcielenia, czystości, dziewictwa, duchowej płodności, siły, dzikości, pychy, wyniosłości, czujności a jego róg probierzem trucizn… W wielu przypadkach wyobrażeń jednorożca używano do alegorycznych personifikacji Czystości (…)

Wikipedia idzie na skróty i mówi:

(…) Starożytni autorzy przypisywali mu dobroć, odwagę, moc i cnotę. Późniejsze wersje mówiły o nim jako o zwierzęciu groźnym i dzikim, symbolizującym siłę rycerską. Według legendy może być schwytany i oswojony tylko przez dziewicę. Z tej racji symbolizuje także czystość i dziewictwo. W Chinach, jednorożca nazywano qilin. Stanowił tam godło monarchy, symbolizując przede wszystkim sprawiedliwość. Legenda mówi, że miał ukazywać się na rozprawach sądowych, by zabić winnych i uwolnić niewinnych (…)

Miłego korzystania 🙂

A tak na marginesie – czy ktokolwiek kiedykolwiek pokusił się o policzenie ile razy można spotkać ten piękny herb na ziemiach dawnych Prus Królewskich ?

Bezławki

Uparłam się na Bezławki.

Tak, czy inaczej trzeba było jakoś wrócić z Giżycka do Galin. Równie dobrze więc mogliśmy jechać przez Bezławki.

Po drodze zjedliśmy obiad w Rynie. Ale nie w zamku, a w Karczmie u Wallenroda (oczywiście Fryderyka, pierwszego ryńskiego komtura). Z czystym sumieniem polecam to miejsce, bowiem podają tam prawdziwie soczyste kotlety schabowe! Mniam!!!

A wracając do Bezławek…

Żeby nie jechać przez Kętrzyn, wybraliśmy skróty przez Krzyżany, Gronowo, Wilkowo. Całkiem niezła asfaltowa droga po chwili się jednak skończyła. I trasę do Wilkowa pokonywaliśmy po pięknych acz niewygodnych kocich łbach, pamiętających chyba czasy sprzed I wojny światowej, kiedy to zostały  ułożone. Tak jak je tam ułożono, tak odtąd ich nie ruszano…

Przypomniała mi się moja pamiętna jazda przełajowa po Żuławach Malborskich, kiedy to najpierw zwinięto mi asfalt, a potem i po kocich łbach pozostało wspomnienie; aż w końcu nawet i polna droga się skończyła. Przypomniałam sobie też któryś z naszych skrótów do Zubrzycy Górnej, kiedy droga nam się urwała (dosłownie) w oborze… Na samo wspomnienie zdumionej miny stojącej tam krowy – zachciało mi się śmiać.  Wierzyłam jednak w inne zakończenie poszukiwań Świętego Graala. Bo to właśnie ta tradycja – czy jak kto woli – legenda gnała mnie do Bezławek.

Ale zanim legenda – garść prawy historycznej:

Otóż pierwszy raz historia usłyszała o Bezławkach w połowie XIV wieku za sprawą Johanna Schindekopfa – ówczesnego komtura Bałgi i wójta Natangi. Ten Pan Pruski również pamiętany jest w Kętrzynie – z racji nadania osadzie praw miejskich.

Nadanie Schindekopfa istnieje do dzisiaj – w zmienionej formie. Otóż komtur nadał niejakiemu Henikinowi z Gierdawy (dzisiaj Żeleznodorożnyj w Obwodzie Kaliningradzkim – to jakieś 50 km na północ od Bezławek) młyn wodny (przez miejscowość płynie rzeka Dajna) z jednym kołem wraz z sześcioma morgami ziemi na prawie chełmińskim. Morga chełmińska to ok. 0,59 ha, z tego co pamiętam. I ten młyn funkcjonował do roku 1974, kiedy to zastąpiono go małą elektrownią wodną. Tak więc można przy odrobinie czasu i chęci wytropić przeszłość w terenie.

Nadanie dla Henikina miało związek z kolonizacją tej części państwa zakonnego. Tutaj na terenach przygranicznych powstało wiele osad, wsi i folwarków rycerskich, a także zamków chroniących osadników przed najazdami Litwinów. I Bezławki wpisywały się w system strażnic nadgranicznych. Strażnicą, jaką tu początkowo wzniesiono na miejscu wcześniejszego grodu, zarządzał komornik podległy prokuratorowi w Kętrzynie. Zaś przywilej lokacyjny osada o nazwie Bayselauke (czyli pole Baysego) otrzymała już po śmierci Schindekopfa (w bitwie pod Rudawą – okolice Białegostoku) w latach 70-tych XIV wieku.

Do dzisiaj nieustalona jest data postawienia murowanego zamku. Zdjęcie tablicy informacyjnej, jakie zrobiłam jest niezbyt wyraźne, więc posiłkuję się szkicem… kogóż by innego, jak nie Conrada Steinbrechta, znalezionym w sieci 🙂

Zamek wzniesiono na wzgórzu (także dzisiaj dość trudno dostępnym) najprawdopodobniej na początku XV wieku.

Wiadomo, że w roku 1402 w drodze powrotnej z rejzy litewskiej zatrzymał się w zamku wielki komtur Malborka – Wilhelm von Helfenstein. Ponoć miał ze sobą 900 jeńców (ciekawe, gdzie ich trzymano). Wtedy też przebywał w zamku Świdrygiełło, walczący po stronie krzyżaków. Marzyła mu się władza na Litwie w niezależności od najstarszego brata – króla Polski. Przebywał w Bezławkach do roku 1404.

Tutaj ciekawy artykuł o Świdrygielle.

Daruję sobie opis zamku, bo ten można znaleźć zarówno w książce państwa Garnców – „Zamki państwa krzyżackiego w dawnych Prusach; Powiśle, Górne Prusy, Warmia, Mazury”, jak i w odmętach internetu.

Po wielkiej wojnie (1409 – 1411) zamek zaczął tracić na znaczeniu, a w wieku XVI został – jakbyśmy to dziś ujęli – zaadaptowany na kościół. Jeszcze po  II wojnie służył protestantom (do lat 70-tych XX wieku), a kiedy ich zabrakło w okolicy – opuszczony niszczał, padając łupem wandali i złodziei (czyli nihil novi na tych terenach). Kiedy wreszcie w latach 1980-tych został przejęty przez parafię rzymsko-katolicką w Wilkowie, przeprowadzono remont. Jednak cześć wyposażenia przepadła bezpowrotnie, bądź skradziona, bądź to zniszczona wcześniej przez złodziei.

Czy poszukiwano tam greckiego kielicha darowanego przez Świdrygiełłę krzyżakom? Czy skradziono również opisane w inwentarzach kościelnych greckie (ruskie) antepedium? Czy wśród rzeczy skradzionych z kościoła był słynny Św. Graal?

Tego nigdy się nie dowiemy. Ale wspomina o nim legenda zamku bezławeckiego…

Otóż według podań – cała historia zaczęła się w Anglii, skąd jakoby święty Graal miał trafić na Litwę. Nie będę tu opisywała całej legendy o Św. Graalu – można ją znaleźć tak w książkach jak i w sieci. Zacznę niemal od końca historii, bo od bitwy pod Hastings.

Otóż po bitwie pod Hastings (1066) dzieci króla Harolda Godwinsona by ocalić życie, musiały uciec z Anglii. Jak chce legenda – udały się przez Litwę i Kijów do Bizancjum. Córka Harolda – Gytha z Wesseksu została wydana za Włodzimierza II Monomacha (Wasyla), Wielkiego Księcia Rusi Kijowskiej. A dwóch synów króla Harolda jakoby miało pozostać na Litwie. Jak chcą niektórzy, Godwin, starszy syn króla Anglii, był przodkiem Władysława Jagiełły… Według miejscowych przekazów antepedium oraz święty kielich były darem księcia litewskiego Świdrygiełły, brata króla Władysława, a więc byłaby to pamiątka rodzinna?

Poszukiwacze skarbów twierdzą, że wspomniany grecki kielich musiał być właśnie Św. Graalem, powołując się na ten wątek w historii, i mając za nic logikę. A ta mówi, że nikt nie oddałby tak cennego przedmiotu. Tak jak i wątpliwe jest by to Świdrygiełło akurat miał być w posiadaniu Kielicha… Ale – jak wiadomo – z legendą się nie walczy – legendę się opowiada (jak mawiał prof. Widacki)… Podczas ostatniej wojny polsko-krzyżackiej, w 1520 kielich zamurowano w ścianie kościoła by go ochronić przed tatarami, którzy grasowali w okolicy… Czy to po nim została dziura w murze?

Ale to miejsce to nie tylko zagmatwana legenda o Św. Graalu.

W XVI wieku pojawia się tu z prawem własności ród von der Groeben… Pragnę przypomnieć, że całkiem niedaleko znajduje się Św. Lipka. I to  właśnie te tereny zostały sprzedane Stefanowi Sadorskiemu przez Otto v.d. Groebena pod budowę słynnego dzisiaj sanktuarium.

Zamek w Bezławkach ma atmosferę niepowtarzalną. Jest z dala od głównych szlaków turystycznych. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej brak nadzoru i pewne opuszczenie na pewno nie  wychodzi mu na dobre.

Tak czy inaczej – jest to na pewno miejsce warte odwiedzenia i powrotu w czasie skowronków.

Ponury jesienny dzień po deszczu, brak liści na drzewach, wiatr, i głosy wron i kawek nadawały miejscu specyficzny klimat podczas naszej tam wizyty. Łatwiej wtedy uwierzyć w legendy, usłyszeć głosy z przeszłości 😉 i znaleźć cegłę…

Woda…

Wielka Woda zawsze przerażała. Szczególnie w ostatnich dniach napawa strachem – po tylu latach zaniedbań i systemowego (a także systematycznego) niszczenia całej tzw. infrastruktury…

A tymczasem – przecież niegdyś rozumiano, jak ważna jest ochrona przeciw powodziowa…

Za czasów Konrada von Jungingen (w roku 1407) powstały zalążki związków wałowych. Struktura była jasna: był Zarządca Wałów, któremu podlegało 5 Przysiężnych Wałowych i 12 Przysiężnych Kanałów. Sołtys wsi przeważnie zostawał Przysiężnym Wałowym… Miał obowiązek objeżdżania wałów i kanałów po zimie. Nadto – mieszkańcy każdej wsi mieli obowiązek pracy na przydzielonym odcinku wałów i kanałów. Jeśli się z tego obowiązku nie wywiązali – byli karani! Każdy właściciel ziemi z 1 włóki (czyli ok. 16,8 ha) musiał pracować (naprawiać) 1 sznur wału – czyli ok. 43,5 m.

A jak to dzisiaj wygląda? Wystarczy przejechać się po Żuławach…

Wczoraj miałam Nocne Zwiedzanie na Zamku, wiec jechałam „rzemiennym dyszlem” przez Sobieszewo, Świbno… Parę zdjęć zamieszam poniżej.

Stoczek Klasztorny

Ponieważ zima w pełni i nie zapowiada się, by odpuściła tak szybko – robię remanent wśród zdjęć. W taki sposób nieco słońca wpuszczam do domu. Wśród tych wszystkich moich zdjęć – są takie, do których wracam chętniej niż do innych. Warmia! Święta Warmia.

Oto Stoczek zwany Klasztornym. Miejsce wyjątkowe. Pośród „nigdzie”, nagle wyłania się bryła zabudowań klasztornych.

Oto ZDJĘCIA tego miejsca na skrzyżowaniu Nigdzie z Donikąd.

Wieś Stoczek związana jest z Ornetą – osobą założyciela – biskupa Hermana z Pragi. Dzisiaj próżno by jednak szukać jego śladów. Mieści się tu jedno z licznych warmińskich sanktuariów maryjnych. Jego powstanie wiąże się z polityką i to ściśle się wiąże. Otóż w XVII wieku północne krańce Rzeczypospolitej trapione były „wizytami” szwedzkimi. Także Warmii nie ominęli. W końcu, w roku 1629 zawarto rozejm  w Starym Targu. Na sześć lat. Powszechnie obawiano się, iż po upływie tego czasu znowu kraj nawiedzą wojska. Bano się tak samo obcych jak i swoich. Cóż… Wojna, to wojna!

Biskup warmiński – ówcześnie panujący – Mikołaj Szyszkowski znany był ze swojego szczególnego nabożeństwa do Maryi Panny. W obliczu niepewnej sytuacji politycznej – biskup „powziął był ślub”, iż jeśli uda się wojny uniknąć – postawi Matce Boskiej kościół. W roku 1635 w Sztumskiej Wsi zawarty został kolejny rozejm ze Szwecją – tym razem na 26 lat.  A skoro przedłużono okres pokoju – biskup uznał to za dobrą wróżbę i… wypełnił swój ślub. Miejsce pod kościół wybrano nieprzypadkowo. Ale aby doczytać całą historię do końca odsyłam na stronę sanktuarium.

Minęło parę wieków – i w latach 1953 -1954 więziono tu kard. Stefana Wyszyńskiego. Jego celę można zwiedzić, wystarczy zadzwonić. Dzwonek znajduje się przy drzwiach.

Obecnie Stoczkiem opiekują się księża Marianie. Zakon, został założony w wieku XVII, i jest pierwszym, jaki powstał na ziemiach polskich.

Stoczek dzisiaj to przede wszystkim ciekawa bryła architektoniczna, i dzieła sztuki godne co najmniej odnotowania. No i ta ambona!!!! Żelazne dzieło kowala z Dobrego Miasta Hermana Katenbringka. Jeszcze jedno jego dzieło spotkamy – w Głotowie!!!

Fromborski Sąd Ostateczny

W poprzednich odcinkach (Migawki fromborskie1 i Migawki fromborskie2)  napisałam co-nieco o Fromborku – „miejscu na końcu świata” jak mawiał Kopernik…

Teraz czas na odrestaurowany Sąd Ostateczny w Szpitalu Św. Ducha. Jest jeśli nie rewelacyjny to z pewnością intrygujący!

Sąd Ostateczny w absydzie kaplicy szpitalnej

Podczas naszej tam wizyty poświęciłyśmy Sądowi sporo czasu – zawzięcie dyskutując nad przedstawieniami grzechów….

A te grzechy to:

  1. Pycha (superbia),
  2. Chciwość (avaritia),
  3. Nieczystość (rozpusta – luxuria),
  4. Zazdrość (invidia),
  5. Nieumiarkowanie w piciu i jedzeniu – czyli Obżarstwo i Opilstwo         (??? jak to jest ??? ktoś wie ???? GULA ???? ),
  6. Gniew (ira),
  7. Lenistwo (acedia) lub znużenie duchowe…

Dramatis personæ owego przedstawienia to:

  • Chrystus siedzący na łuku tęczy,
  • Matka Boska,
  • Św. Jan (Chrzciciel lub Ewangelista),
  • Archanioł Michał ważący dusze,
  • powstający z grobów,
  • diabły,
  • grzesznicy,
  • aniołowie dmący w trąby.

Przedstawienia Sądu Ostatecznego na ziemiach północnej Polski mamy nie tylko we Fromborku – ale też w Toruniu u Świętych Janów i u Świętego Jakuba (nie mam ani jednego zdjęcia! następnym razem muszę zrobić po parę dla porównania) , a także u Świętego Mateusza w Starogardzie Gdańskim

Ten fromborski jednak przedstawia sobą najprostszą kompozycję i niewprawną kreskę.

Autorstwo tej kompozycji, zajmującej całą absydę kaplicy przyszpitalnej, długo przypisywano Christophowi Blumenrothowi, fromborskiemu pisarzowi miejskiemu. Tę samą bowiem kreskę rozpoznano, jak się zdawało, w Biblii kanonika Friedricha von Salendorffa (tego samego, którego płyta nagrobna znajduje się w Muzeum). A wiadomo skądinąd, iż przepisał ją dla kanonika właśnie Blumenroth w roku 1434 (dla zainteresowanych – Biblia Salendorffa znajduje się w Szwecji…).

Podczas ostatniej konserwacji – badania wykazały jednak iż polichromie wykonane mogły zostać w pierwszym dwudziestoleciu XVI wieku.

Fromborski Sąd przeszedł trzy konserwacje w swoim istnieniu – pierwszą, na początku lat 30-tych XX wieku, drugą, w latach 1960-61, a trzecią teraz niedawno, w latach 2006-2008.

I dopiero teraz – widać co się dzieje na ścianie absydy…

Chrystus siedzi na podwójnym łuku tęczy – w mandorli, a za głową ma nimb krzyżowy. Na ramionach ma płaszcz – czerwony z zielonymi rękawami, z przodu otwarty – tak że widać rany, z których płynie krew. Obie ręce uniósł ku górze w geście błogosławieństwa (spierałyśmy się o to, i dopiero na zdjęciach widać, że to faktycznie gest a nie trzymanie lilii i miecza) Z ust wychodzą mu trzy lilie i miecz – w prawo (jego prawo) i lewo (jego lewo). Lilia (lub lilie) to strona zbawionych a miecz wręcz przeciwnie. Takie przedstawienie Chrystusa z widocznymi ranami – to Chrystus Odkupiciel, który świat zbawił odnosząc rany, cierpiąc za ogół.

Chrystus na podwójnym łuku tęczy i w mandorli

Po stronie zbawionych stoi Matka Boska Orędowniczka, tutaj – matka Boska Płaszcza Łaski – Miłosierna Pani. Po przeciwnej stronie – tam gdzie na Sądach jest piekło – widać Św. Jana (i to może być bądź Ewangelista, bądź Chrzciciel) Prawdę mówiąc nigdy jakoś nie zastanawiałam się że może być jedne lub drugi – zawsze myślałam, że to Ewangelista… Oboje – Maryja i Jan – spełniają rolę orędowników i jest to motyw ze sztuki bizantyjskiej. 4 Anioły dmą w trąby – dwa po lewej i dwa po prawej stronie Chrystusa.

W ogóle całe przedstawienie ma 4 poziomy i zawiera 19 scen.

Pod Świętym Janem Michał Archanioł waży dusze na wadze – trzymanej w ręku.

Waga…

Szale wagi według opisu w Komentarzach Fromborskich mają kształt łódek – aczkolwiek mnie skojarzyły się z uproszczonym rysunkiem koszy… Na szali prawej – niżej położonej – siedzi postać trzymająca w rękach coś dziwnego – w jednej trójkąt a w drugiej coś podobnego do kryształu, a może nie kryształ a nóż? A może to nie trójkąt, tylko jakieś (schematyczne ?) przedstawienie Trójcy Świętej, jak sugerowała Gosia?

Trójkąt i coś….

Na szali prawej siedzi postać z kołem młyńskim i tę postać usiłuje przeważyć diabeł. Sam diabeł dla dzisiejszego widza nie stanowi zagrożenia, bo jest zieloniutki i ma raczej sympatyczny pyszczek (nie wiem dlaczego, przede wszystkim pomyślałam o Toadie z Gumisiów). Wyobrażam sobie jednak, iż w czasach, gdy owo pouczające malowidło powstawało,wszystkie te diabły  musiały budzić respekt.

Jak się tak dobrze zastanowić, to diabeł nie usiłuje przeważyć szali, a mógł się tu pojawić by postać ściągnąć z szali – i powlec do Piekieł. Koło młyńskie może równie dobrze służyć do przeważenia (co się jak widać nie udało) ale też mogło być symbolem młynarza.

Tutaj przedstawienie duszy grzesznej – jako lekkiej. Zgodnie z augustyńską definicją. A jeśli polichromia powstała w początkach XVI wieku – to za czasów antonitów (antonianów), którzy żyli w myśl reguły Św. Augustyna… A więc jego spojrzenie na grzech i cnotę widać właśnie na szalach.

Natychmiast nam się to kojarzy ze słynnym Sądem Ostatecznym Hansa Memlinga – wszak i on podał nam augustiański Sąd Ostateczny.

Koło młyńskie i diabeł (zielony na dodatek)

Nie wiem, co mógł oznaczać zielony diabeł. Dlaczego zielony? Wszak rękawy płaszcza chrystusowego także są zielone. Czy więc wyłącznie dla wzmocnienia efektu wizualnego?

Dalej – widać też diabły z grzesznikami…

Jeden ciągnie na grubym sznurze lichwiarza a ten jeszcze wrzuca do kosza czy skrzyni pieniądze (czy to co ma u pasa, to różaniec??).

Uderzyło mnie to, że diabeł – szatan w ogóle, przedstawiany był jako CZARNY kogut (St. Kobielus “Bestiarium Chrześcijańskie” str. 143)

Może jednak restauracja została za którymś tam razem przeprowadzona niedokładnie i czarny kolor zrudział, tak jak to stało się z błędnie odrestaurowanymi herbami w Sieni Niskiej Pałacu Wielkich Mistrzów w zamku malborskim??

czarne zrudziało… Herby w Sieni Niskiej Pałacu Wlk. Mistrzów w Malborku

Wiadomo skądinąd – por. J. Trupinda  naże kolory zostały źle zinterpretowane i tym samym konserwacja malowidła zmieniła jego znaczenie.

Czy w takim razie nie mogło zdarzyć się coś takiego i tutaj, we Fromborku? I kogut – diabeł powinien być czarny…

Niżej jeszcze – niewiele ponad ogniem piekielnym – znajdują się dwie postaci – bogacz jakiś klęczy i wskazuje palcem na… no właśnie na co? Czy to poducha z krzyżem? Czy worek? W każdym razie za bogaczem stoi diabeł, nie pozostawiając wątpliwości, że ów bogaty to grzesznik… zaś vis a vis niego stoi młody jakiś ze skrzyżowanymi rękami na piersiach. Skromny z postawy i ubioru. Za nim – stoi anioł. Zacny więc ów młody musiał być, skoro ma takiego orędownika i opiekuna.

Co przedstawiają ci dwaj? Czy to Pycha wywyższa się nad Skromnością?

Jeden klęczy, drugi stoi w pozie pełnej pokory…

Nieco bliżej centrum całości Sądu – jest diabeł niosący w koszyku grzesznika z identycznym trójkątem w garści, jaki ma ten siedzący na szali wagi michałowej archaniołowej. A diabeł ma postać kosmatego misia – albo raczej niby-misia. Z kolana i pośladka wystają mu „odrażające mordy” – będące niejako powtórzeniem jego własnego pyska. Miało to jakoby potęgować odrażający wygląd i sugerować, iż grzechy upodobały sobie niskie pobudki… Dodatkowo, diabeł podpiera się kijem (?).

Niedźwiedź był atrybutem Obżarstwa (ale znalazłam też, że i Złości, Rozpusty, Lenistwa oraz Przemocy. Także personifikacje Nieczystości i Gniewu – często jadą na niedźwiedziu…). Czy więc ta postać z tajemniczym trójkątem w garści, to Obżarstwo, czy Gniew?

“brzydki” diabeł z koszem na plecach

Nieczystość zaś mamy po lewej stronie przedstawienia Sądu – otóż widać parę (małżeńską ?). Mężczyzna trzyma węzeł (małżeński?). Czy to może oznaczać iż on jest żonaty? A ona – trzyma pierścień (?) w ręku – czy zaręczynowy? Duży – niemal alegoryczny? A może mylnie odczytuję znaczenie. Dość na tym, że tak za mężczyzną jak i za kobietą stoją diabły.

nieczystość – rozpusta, a nad nimi napis Superbia

Co ciekawe – jeden z diabłów ma rogi, a drugi mordę niedźwiedzia  – czy jako symbol rozpusty ?  Nad tą parą napis Superbia (Pycha).

Tu, w tym miejscu?

Czy  ma oznaczać, że przedstawiono tu siedem grzechów głównych? Czy  też ma oznaczać, że trzeba niezwykłej pychy by występować przeciw świętym “węzłom” (małżeńskim także). Nie dowiemy się prawdopodobnie nigdy, bowiem z całego ciągu napisów – „ostał się” tylko ten…

Dalej spoglądając nieznacznie ku górze ujrzeć można zadowolonego diabła wiozącego na taczce chciwca dzierżącego w ręku pękatą sakwę.

Chciwość – Skąpstwo

A obok dwa diabły niosą na noszach pijanicę. Kielich w garści pijanicy czy szklanica, i beczka na noszach przed nim, nie pozostawiają wątpliwości co do rodzaju grzechu. Błędem jest przedstawienie drugiego diabła jako człowieka. Ewidentnie podczas którejś restauracji – zrobiono z diabła … noszowego, przydając mu nawet stosowną czapeczkę, jaką widujemy czasem na filmach przedwojennych.

Pijaństwo … i noszowy

Powyżej tego przedstawienia kroczy diabeł, niosący grzesznika na ramionach. Niczym worek przerzucił sobie go przez ramię, Co to za grzech??? Danusia sugeruje Lenistwo tutaj właśnie – dlatego, że postać “zwisa” leniwie z pleców diabła, nie wykonując żadnego ruchu, nie walczy, nie “zaistniała” jak inne postaci, leniwie się poddaje…

??? …. Według Dany L. to Lenistwo

Zabrakło mi pomysłów na odczytanie wszystkich grzechów.

Ale wrócę do tematu, bo ciekawy, jak wszystko, co związane z grzechem w średniowieczu.

A po prawej stronie – niejako na deser pojawił mi się Kulfon. Otóż jeden z dwóch diabłów niosących kosz pełen grzeszników – to Kulfon z bajki dla dzieci (taka żaba, bodaj Monika – brzydoty rzadkiej pacynka i Kulfon właśnie – stąd piosenka „Kulfon, Kulfon, co z ciebie wyrośnie”).

No sami zobaczcie:

Kulfon…

I na tym chyba na razie koniec…

Poza tym – jak zwykle “zdjęłyśmy” cegły na wschodniej ścianie Katedry…

paluchy fromborskie

Wracałyśmy z naszej oazy odpoczynku przez Nowakowo i promem w Kępinach Wielkich.

Sympatyczny jedno-psi komitet powitalny przed promem. Sunia wyraźnie odliczała pasażerów.

Prom w Kępinach działa cały rok – mieszczą się na nim może ze dwa samochody. Nastrój końca świata, albo nawet jeszcze dalej – za zakrętem tego końca świata. Cisza. I to zawsze – nawet latem. Wędka promowego wystawiona poza burtę. Wędkarze na Nogacie. Spokój. Nawet na wodzie.

Widok z promu w Kępinach Wielkich

Tam wciąż widać, że kraj plecami do wody odwrócony.

Krajobraz po wichurze i cofce październikowej wciąż przeraża. Widać też, że poza deklaracjami prasowo-telewizyjnymi – nic się nie dzieje.  I niestety – dłuuuuuuuuuugo dziać się nie będzie. To nie jest medialne miejsce. I znowu – po raz kolejny – wychodzi na to, że rację miał Jan Kochanowski (cytat z Pieśni o spustoszeniu Podola – V, ks. II):

Cieszy mię ten rym:

Polak mądr po szkodzie:

lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,

nową przypowieść Polak sobie kupi,

że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.”

–           *          –

A do Fromborka pojedziemy znowu za czas jakiś. Bo mimo, iż miejsce wciąż niemal na końcu świata, to przyciąga …

Biogramy gdyńskie

Tadeusz Wenda, Eugeniusz Kwiatkowski, Franciszek Sokół

Załączam artykuł, jaki parę lat temu popełniłam dla Jantarowych Szlaków, w związku z 80-leciem nadania Gdyni praw miejskich.

Artykuł – niestety z ogromnymi zmianami – ukazał się w druku. Nie wszyscy czytelnicy zgadzali się z poczynionymi zmianami i skrótami – twierdząc, że po nich tekst stracił spójność i sens. Istotnie.

Tutaj więc zamieszczam go w całości, jednak z osobnych „oknach”, co mam nadzieję, nie zmieni jego sensu.

Artykuł podzieliłam na 3 części – tak jak to było moim zamysłem od początku. Każdą częśc zamieszczam osobno (niestety są dość długie 😉 )

Całość traktuje o trzech indywidualnościach Gdyni. Śmiało można powiedzieć, że ci trzej spowodowali to, co dzisiaj nazywamy Fenomenem Gdyńskim. Jak wyraził się jeden z ekonomistów – gdyby ci trzej żyli do dzisiaj – nie byłoby problemu stoczni dzisiaj.

Nie ma dzisiaj w Polsce Polityków czy Społeczników tej miary. Dziś są tylko politykierzy i społecznikowcy…

Szkoda.

–           *          –

W roku 1634 inżynier Jan Pleitner (przybyły do Gdańska w orszaku króla Władysława IV) wymyślił sobie port.

Po niemal 300 latach, w roku 1920  pewien skromny pan z mapą w ręku zdecydował, że ten wymyślony port wybuduje. Inny – doceniając położenie tego skrawka ziemi na morzem, zainicjował połączenie go magistralą kolejową z resztą kraju. Potem do tego duetu, godnego zapamiętania, doszedł człowiek, który spowodował rozbudowę infrastruktury nowopowstałego miasta przy porcie.

Tych trzech panów, to inż. Tadeusz Apolinary Wenda, Eugeniusz Felicjan Kwiatkowski i Stefan Franciszek Sokół.

A skrawek ziemi nad morzem z wymyślonym portem – to Gdynia.

Gdynia miała w swoim istnieniu szczęście do ludzi zdolnych. Miała szczęście do ludzi otwartych umysłów i odważnych decyzji; miała wreszcie szczęście do Patriotów. Patriotów, myślących o przyszłości, potędze i realnych zyskach… Myślących dla kraju.

–           *          –

Wszyscy ci trzej opisani przeze mnie Ludzie Gdyni, wraz z wieloma innymi, o których te krótkie notki nie wspominają, to postaci, którym to miasto zawdzięcza fakt iż mimo czasu, jaki dzieli jego dzień dzisiejszy od powstania – Gdynia jest wciąż miastem o szerokich perspektywach.

Jest ciągle wizytówką Wybrzeża.

A port, budowany w pierwszym dwudziestoleciu XX wieku, wciąż jest nowoczesny.

Gdynia wciąż zadziwia rozmachem i „wielkomiejskim oddechem”.

–           *          –

W opracowaniu powyższego tematu o Ludziach Gdyni korzystałam z życzliwej pomocy pracowników Muzeum Miasta Gdyni (gdy jeszcze nie było mowy o nowym pięknym budynku przy Riwierze, a biura mieli przy ul. Chrzanowskiego…) także z pomocy członków Towarzystwa Miłośników Gdyni, oraz z lektury Roczników Gdyńskich (nr  8, 10, 11), Bedekera Gdyńskiego Kazimierza Małkowskiego, jak również z uroczej książki Mirosławy Walickiej „Gdynia – pejzaż sprzed wojny”.

–           *          –

(uzupełniłam w lutym 2009 – przed kolejnymi urodzinami Miasta z Morza i Marzeń…)

–           *          –

Niestety – nie ma już takich ludzi – tym razem Stocznia nie została obroniona, a polityka i partykularyzm wciąż liczą się przed ekonomią i zdrowym rozsądkiem…

grudzień 2009

Jak powstały Żuławy, Kociewie i Kaszuby…

Niedawno Kolega przesłał mi książkę p.t. „Gotyckie zabytki sakralne na terenie Gminy Miłoradz” ks. Andrzeja Starczewskiego.

Zabrałam się ochoczo do czytania, jako, że to moje ulubione tereny i na dodatek nader często przez mnie odwiedzane. Zwłaszcza, że prowadzę tamtędy wycieczki.

Ciekawa książka, i pożyteczna bardzo. Warto ją kupić, i wziąć ze sobą na wyprawę. Tym bardziej, że niestety zabytki Żuław giną bezpowrotnie.

Ks. Starczewski opisał zabytki sakralne, w tym niezwykłe, bo jedyne w swoim rodzaju ossuarium. Ale ileż domów żuławskich ginie bezpowrotnie!!! Zaiste potrafimy niszczyć – dlaczego nie umiemy zachować tego, co kiedyś stworzono? Nie chcę tu jednak pisać o tym, jak bardzo denerwuje podejście do zabytków, i to nie tylko na Żuławach…

Napiszę o tym, jak bardzo się zdziwiłam czytając wstęp do książki ks. Starczewskiego.

Otóż na wstępie jest strawestowana legenda o tym,  jak to Pan Bóg stworzył Żuławy… w odnośniku zapisano adres internetowy, z którego wzięto legendę.

No i ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że to jest legenda, którą niegdyś napisałam do spółki z Koleżanką. Siedząc w niezmiernie nudnej pracy nad kolejnym pozbawionym sensu projektem, obie się rozmarzyłyśmy. A że czas był przedurlopowy, każdą z nas ciągnęło na łono natury, tak powstała owa legenda….

Zamieszczam ją poniżej….

Lubię ją, tak jak lubię Żuławy.

Cieszy mnie niezmiernie, że i Wielebnemu przypadła do serca.

„Jak powstały Żuławy, Kociewie i Kaszuby…”

Kiedyś, Pan Bóg bardzo zmęczony tworzeniem świata, przycupnął sobie na chwilkę. Chciał odpocząć przed generalną lustracją swego dzieła. Gdy tak sobie siedział, jego wzrok padł na totalny bałagan na północnym krańcu świata. Tam, gdzie Wielka Rzeka uchodzi do Małego Morza.

Zmarszczył brwi. Czyżby coś zaniedbał? Wyciągnął z przepastnych fałdów szaty swoje notatki, pióro pięknie zaostrzone zza ucha i jął przeszukiwać zapiski – co tam miało być.

Zdumiał się, bowiem własnoręczne zapiski Jego Boskiego Majestatu mówiły wyraźnie:

„Najpiękniejsze 3 miejsce na ziemi. Kojące oko i duszę, ale wzmagające apetyt na przygodę, a także budzące ciekawość i fascynację.”

Zadumał się Pan Bóg.

Jak to pogodzić, trzy tak różne potrzeby…

I nagle, niczym natchniony artysta, porwał się z miejsca.

„Wiem!” – zakrzyknął, aż zadudniło na świecie.

Pochylił się i położył ciężką, spracowaną dłoń na tym bałaganie. Wygładzał, wyrównywał, głaskał tę ziemię z uśmiechem tajemniczym na twarzy, ale i z zadumą…

Powstały z tego Żuławy. Kraina płaska, wygładzona ręką boską, z tajemniczymi mgłami, pogodnymi zachodami słońca, z zadumaniem wśród wierzb płaczących.

Krajobraz zulawski w Jeziorze

Krajobraz żuławski - Jezioro (fot. A.S. - dziękuję)

Ziemię, którą zgarnął stamtąd, Bóg rozsypał następnie po lewej stronie Wielkiej Rzeki. Ale rozsypał nierówno, tu troszkę pozgarniał, tam troszkę wypiętrzył, tu kapnął wodą, tam posypał lasem…

Uniósł brwi i podrapał się po brodzie, poczuł zadowolenie, oto bowiem stworzył coś innego. Nieznanego. Ciekawego…

Tak powstało Kociewie. Kraina nie płaska a nie górzysta, z ogromnymi połaciami pól pofałdowanych z jeziorami – niespodziankami. Zaproszenie do przygody.

Teraz pozostało tylko rozrzucić gdzieś tę pozostałą część ziemi i coś trzeba było zrobić z tym zapasem wody w garściach….

No i zepchnął Pan Bóg ziemię nogą na bok, upchnął ją kawałek dalej. Tak mocno, jak się dało ją poupychał, w tym jedynym wolnym miejscu na świecie. Bawił się, jak dziecko, usypując pagórki, wzniesienia, ba! góry niemal. Strzepnął wodę z rąk, przeciągając ją palcami z miejsca na miejsce, jak nieregularne plamy rozlanego atramentu. Nad brzegiem Małego Morza usypał wydmy z lotnego piasku, wygładził przepiękne plaże, wybielając słońcem pokrywającą je ziemię. W końcu sypnął lasami z rękawa. Czuł radość i niepokój tworzenia.

W końcu zmęczony westchnął w zachwycie: ”Ależ to piękne!”….

I tak powstały Kaszuby.

Pan Bóg, schodząc na odpoczynek, klasnął jeszcze w dłonie i spośród splotów jego brody rozleciały się na te przepiękne tereny skowronki, jaskółki, bociany, i inne ptactwo by zasiedlić i rozśpiewać łąki i lasy.
I w ten sposób mamy 3 najpiękniejsze regiony na ziemi: nostalgiczne, zadumane Żuławy, grzybne Kociewie, wielobarwne Kaszuby. Miejsca pełne maków, chabrów i skowronków.

Do Akademii Rzygaczy napisały: wirt. prof. Kasia i wirt. prof. Pętelka