Dzisiejszy nieco błękitno-szarawy odcień Żuław, Wiadomy Zamek przysypany śniegiem i cisza w powietrzu – to wszystko spowodowało, że nawet mi się ten kawałek zimy spodobał. A perspektywa 68 dni do wiosny i poworotu do wieloletniego liczenia boćków na trasie, wraz z mozolnym wypełnianiem ankiety – spowodowała, iż nawet zapomniałam zmarznąć 😉
Nocne w Wiadomym Zamku
Od iluż to już lat jeżdżę na Nocne Zwiedzanie do Wiadomego Zamku? Nie pamiętam… może od dziesięciu?
Za każdym razem jednak zachwyca mnie tak samo 🙂
Nie zawsze robię zdjęcia, bo nie zawsze mam na to czas. Tym razem jednak, jako, że moja grupa nieco się opóźniła, miałam dość czasu, by posłuchać wieczornej ciszy i wiatru na krużgankach. Spotkałam jakiegoś zapóźnionego nietoperza – pewnie zbyt przejętego, że tylko 100 dni do wiosny, by zahibernować 😉
To, co mi wpadło w obiektyw – zamieszczam TUTAJ.
Miłego oglądania 🙂
Kto jeszcze nie zwiedzał Wiadomego Zamku nocą, koniecznie musi to nadrobić – wrażenia niezapomniane. Więcej bowiem widać nocą, gdy światło dzienne nie rozprasza 🙂

Błoto – Wały v. Plauena i czytanie murów
Odszczekuję.
Otóż czas jakiś temu uważałam, że „bycie” na Facebook’u to żenada, tak zwany obciach i takie tam 😉 Ale, gdyby nie Facebook, nie wiedziałabym, że Bernard Od Cegły zgodził się poświęcić swój czas na nieoficjalne szkolenie na Wałach von Plauena.
Odszczekuję więc 🙂
Sobota rano, około 8:00 – Desant Gdański (w składzie tradycyjnym, czyli Aga, Ewa i ja) – wystartował do Malborka. Nie ma lepszego sposobu na spędzenie wolnych chwil…
Zdążyłyśmy na zbiórkę, i wyruszyłyśmy wraz z innymi za Panem Bernardem… w błoto, robiąc zdjęcia, niczym rasowi turyści. Nie powtarzam tego, czego dowiedziałyśmy się podczas wędrówki (bo o tym akurat mniej więcej B.J. mówił na niedawnym szkoleniu), wspaniale było skonfrontować opowieść ze szkolenia z terenem.
I przyznam szczerze, że plan zagospodarowania turystycznego terenów na Wałach niezmiernie mi się podoba.
Wreszcie będzie gdzie wysiąść z grupą z autokaru, toalety będą w pobliżu, i to w odpowiedniej ilości. I najważniejsze – będzie wreszcie miejsce, gdzie będzie można grupę spokojnie zostawić podczas załatwiania biletów.
Nie muszę wprawdzie czekać na przewodnika, bo mam uprawnienia – a więc mam ten luksus, że sama oprowadzam moje grupy po Zamku. Ale, tak czy inaczej, często załatwiam bilety, jeśli pilotuję grupę, i zarazem jestem jej przewodnikiem… Zawsze był problem, gdzie grupę zostawić w tym czasie, zwłaszcza w upale… albo w deszczu.
Ale przebudowa i adaptacja terenów pod „nowe”, to nie tylko współczesność. To także wykopaliska archeologiczne, to znaleziska, o których gdzieniegdzie przebąkiwały media w przerwach między bełkotem politycznym. A znaleziska były nader ciekawe. No i sama historia powstania Wałów von Plauena. Tego von Plauena.
Ganiałyśmy więc dzisiaj za Panem Bernardem starając się pilnie słuchać, tak by móc wzbogacić swoje opowieści podczas oprowadzania.
Kiedy nieoficjalne szkolenie dobiegło końca i towarzystwo się rozeszło, zostawiając błoto i Wały za sobą, Pan Bernard zabrał nas (całe 4 osoby – najwytrwalsze) na Zamek, poczytać mury 🙂
Nooooo i tu zaczęło się najciekawsze… Uwielbiam te Jego ceglane opowieści 🙂
Tej cegły nie widziałam nigdy ! Nie zauważyłam jej po prostu…
Zaprawę wyrobioną w trójkąt – owszem pokazuję zawsze, bo to zauważać nauczył mnie właśnie B.J.
To, że Zamek był na czerwono „zaciągnięty” to wiedzieliśmy, bo na kursie zamkowym zostaliśmy wyposażeni w bardzo detaliczną wiedzę, ale zazwyczaj (w biegu często) nie zwraca się uwagi na takie szczegóły. Teraz jednak postaram się znaleźć czas na wskazanie ich, bo przecież to takie smaczki „czynią” miejsce 🙂
Oczywiście, jak każda niemal wizyta w Wiadomym Zamku – tak i ta skończyła się u Bogdana Gałązki. Zupa z soczewicy smakowała wyśmienicie. Jadłam coś takiego po raz pierwszy w życiu, bowiem nigdy nie miałam odwagi spróbować. No i ten jabłecznik na deser !!!

Wiadomy Zamek – jesiennie
Nie ma drugiego takiego miejsca, które dawałoby mi tyle radości – ile daje Wiadomy Zamek.
Swoją drogą – upowszechniła się już ta nazwa, i wszyscy już wiedzą, CO to za miejsce, gdy mówię, czy piszę: Wiadomy Zamek.
Mało tego – określenie WIADOMY ZAMEK zaczyna już żyć własnym życiem 🙂
Bez względu na to, czy z grupą, czy tylko dla mnie, czy na szkoleniu czy na nocnym, Wiadomy Zamek za każdym razem wygląda inaczej. I za każdym razem prowokuje robienie zdjęć. Ile ich mam w swojej kolekcji, odkąd go sobie zdobyłam ??? Nie wiem. Nie liczyłam 🙂
Średniowieczna siedziba władzy… Duma i ideologia – władza duchowa i świecka nad maluczkimi.
Wciąż słychać echa dawnej świetności. Trzeba tylko umieć słuchać…

Biogramy gdyńskie
Tadeusz Wenda, Eugeniusz Kwiatkowski, Franciszek Sokół
Załączam artykuł, jaki parę lat temu popełniłam dla Jantarowych Szlaków, w związku z 80-leciem nadania Gdyni praw miejskich.
Artykuł – niestety z ogromnymi zmianami – ukazał się w druku. Nie wszyscy czytelnicy zgadzali się z poczynionymi zmianami i skrótami – twierdząc, że po nich tekst stracił spójność i sens. Istotnie.
Tutaj więc zamieszczam go w całości, jednak z osobnych „oknach”, co mam nadzieję, nie zmieni jego sensu.
Artykuł podzieliłam na 3 części – tak jak to było moim zamysłem od początku. Każdą częśc zamieszczam osobno (niestety są dość długie 😉 )
Całość traktuje o trzech indywidualnościach Gdyni. Śmiało można powiedzieć, że ci trzej spowodowali to, co dzisiaj nazywamy Fenomenem Gdyńskim. Jak wyraził się jeden z ekonomistów – gdyby ci trzej żyli do dzisiaj – nie byłoby problemu stoczni dzisiaj.
Nie ma dzisiaj w Polsce Polityków czy Społeczników tej miary. Dziś są tylko politykierzy i społecznikowcy…
Szkoda.
– * –
W roku 1634 inżynier Jan Pleitner (przybyły do Gdańska w orszaku króla Władysława IV) wymyślił sobie port.
Po niemal 300 latach, w roku 1920 pewien skromny pan z mapą w ręku zdecydował, że ten wymyślony port wybuduje. Inny – doceniając położenie tego skrawka ziemi na morzem, zainicjował połączenie go magistralą kolejową z resztą kraju. Potem do tego duetu, godnego zapamiętania, doszedł człowiek, który spowodował rozbudowę infrastruktury nowopowstałego miasta przy porcie.
Tych trzech panów, to inż. Tadeusz Apolinary Wenda, Eugeniusz Felicjan Kwiatkowski i Stefan Franciszek Sokół.
A skrawek ziemi nad morzem z wymyślonym portem – to Gdynia.
Gdynia miała w swoim istnieniu szczęście do ludzi zdolnych. Miała szczęście do ludzi otwartych umysłów i odważnych decyzji; miała wreszcie szczęście do Patriotów. Patriotów, myślących o przyszłości, potędze i realnych zyskach… Myślących dla kraju.
– * –
Wszyscy ci trzej opisani przeze mnie Ludzie Gdyni, wraz z wieloma innymi, o których te krótkie notki nie wspominają, to postaci, którym to miasto zawdzięcza fakt iż mimo czasu, jaki dzieli jego dzień dzisiejszy od powstania – Gdynia jest wciąż miastem o szerokich perspektywach.
Jest ciągle wizytówką Wybrzeża.
A port, budowany w pierwszym dwudziestoleciu XX wieku, wciąż jest nowoczesny.
Gdynia wciąż zadziwia rozmachem i „wielkomiejskim oddechem”.
– * –
W opracowaniu powyższego tematu o Ludziach Gdyni korzystałam z życzliwej pomocy pracowników Muzeum Miasta Gdyni (gdy jeszcze nie było mowy o nowym pięknym budynku przy Riwierze, a biura mieli przy ul. Chrzanowskiego…) także z pomocy członków Towarzystwa Miłośników Gdyni, oraz z lektury Roczników Gdyńskich (nr 8, 10, 11), Bedekera Gdyńskiego Kazimierza Małkowskiego, jak również z uroczej książki Mirosławy Walickiej „Gdynia – pejzaż sprzed wojny”.
– * –
(uzupełniłam w lutym 2009 – przed kolejnymi urodzinami Miasta z Morza i Marzeń…)
– * –
Niestety – nie ma już takich ludzi – tym razem Stocznia nie została obroniona, a polityka i partykularyzm wciąż liczą się przed ekonomią i zdrowym rozsądkiem…
grudzień 2009
