Z cyklu Chwalę się… po japońsku.

A co tam, to nic, że słowa z tego nie rozumiem, najważniejsze, że mocno przyczyniłam się do powstania magazynu mocno i z sympatią promującego Polskę w Japonii.

Kiedy odebrałam z lotniska troje dziennikarzy pewnego prestiżowego wydawnictwa – słońce zaświeciło, i nagle zrobiło się naprawdę pięknie. Mimo, że ich bagaże krążyły gdzieś po świecie między Japonią a Polską, a oni sami byli wyraźnie zmęczeni, moi goście nie chcieli wcale odpoczywać, ani nawet niczego zjeść. Chcieli od razu „w miasto”… Zresztą „rozkład zajęć” jaki nam ułożyło MSZ mieliśmy niezmiernie napięty, więc nie było wiele czasu. Ale mimo tego moi goście co jakiś czas przypominali mi, że obiecałam im pokazać świetne miejsce do „zdjęcia” panoramy miasta.

Kiedy już po wszystkich spotkaniach, grubo po zachodzie słońca zawiozłam ich na Szafarnię, a potem na Ołowiankę, tak, by stojąc koło spichlerzy mieli dobre ujęcia, samej mi się spodobało to, co ujrzałam. Wieczorne zdjęcia z tego miejsca moi goście też robili, i w magazynie znalazło się jedno szczególnie piękne. Na pożegnanie wymieniliśmy wizytówki i dostałam obietnicę egzemplarza owego wydawnictwa.

Tak więc kiedy wczoraj listonosz przyniósł dużą kopertę zapisaną po japońsku ucieszyłam się, że skończyli już edycję. W magazynie kryła się niespodzianka, bowiem moi goście zamieścili także moje zdjęcie. Stąd wpis w cyklu „Chwalę się”.

 

Biogramy gdyńskie

Tadeusz Wenda, Eugeniusz Kwiatkowski, Franciszek Sokół

Załączam artykuł, jaki parę lat temu popełniłam dla Jantarowych Szlaków, w związku z 80-leciem nadania Gdyni praw miejskich.

Artykuł – niestety z ogromnymi zmianami – ukazał się w druku. Nie wszyscy czytelnicy zgadzali się z poczynionymi zmianami i skrótami – twierdząc, że po nich tekst stracił spójność i sens. Istotnie.

Tutaj więc zamieszczam go w całości, jednak z osobnych „oknach”, co mam nadzieję, nie zmieni jego sensu.

Artykuł podzieliłam na 3 części – tak jak to było moim zamysłem od początku. Każdą częśc zamieszczam osobno (niestety są dość długie 😉 )

Całość traktuje o trzech indywidualnościach Gdyni. Śmiało można powiedzieć, że ci trzej spowodowali to, co dzisiaj nazywamy Fenomenem Gdyńskim. Jak wyraził się jeden z ekonomistów – gdyby ci trzej żyli do dzisiaj – nie byłoby problemu stoczni dzisiaj.

Nie ma dzisiaj w Polsce Polityków czy Społeczników tej miary. Dziś są tylko politykierzy i społecznikowcy…

Szkoda.

–           *          –

W roku 1634 inżynier Jan Pleitner (przybyły do Gdańska w orszaku króla Władysława IV) wymyślił sobie port.

Po niemal 300 latach, w roku 1920  pewien skromny pan z mapą w ręku zdecydował, że ten wymyślony port wybuduje. Inny – doceniając położenie tego skrawka ziemi na morzem, zainicjował połączenie go magistralą kolejową z resztą kraju. Potem do tego duetu, godnego zapamiętania, doszedł człowiek, który spowodował rozbudowę infrastruktury nowopowstałego miasta przy porcie.

Tych trzech panów, to inż. Tadeusz Apolinary Wenda, Eugeniusz Felicjan Kwiatkowski i Stefan Franciszek Sokół.

A skrawek ziemi nad morzem z wymyślonym portem – to Gdynia.

Gdynia miała w swoim istnieniu szczęście do ludzi zdolnych. Miała szczęście do ludzi otwartych umysłów i odważnych decyzji; miała wreszcie szczęście do Patriotów. Patriotów, myślących o przyszłości, potędze i realnych zyskach… Myślących dla kraju.

–           *          –

Wszyscy ci trzej opisani przeze mnie Ludzie Gdyni, wraz z wieloma innymi, o których te krótkie notki nie wspominają, to postaci, którym to miasto zawdzięcza fakt iż mimo czasu, jaki dzieli jego dzień dzisiejszy od powstania – Gdynia jest wciąż miastem o szerokich perspektywach.

Jest ciągle wizytówką Wybrzeża.

A port, budowany w pierwszym dwudziestoleciu XX wieku, wciąż jest nowoczesny.

Gdynia wciąż zadziwia rozmachem i „wielkomiejskim oddechem”.

–           *          –

W opracowaniu powyższego tematu o Ludziach Gdyni korzystałam z życzliwej pomocy pracowników Muzeum Miasta Gdyni (gdy jeszcze nie było mowy o nowym pięknym budynku przy Riwierze, a biura mieli przy ul. Chrzanowskiego…) także z pomocy członków Towarzystwa Miłośników Gdyni, oraz z lektury Roczników Gdyńskich (nr  8, 10, 11), Bedekera Gdyńskiego Kazimierza Małkowskiego, jak również z uroczej książki Mirosławy Walickiej „Gdynia – pejzaż sprzed wojny”.

–           *          –

(uzupełniłam w lutym 2009 – przed kolejnymi urodzinami Miasta z Morza i Marzeń…)

–           *          –

Niestety – nie ma już takich ludzi – tym razem Stocznia nie została obroniona, a polityka i partykularyzm wciąż liczą się przed ekonomią i zdrowym rozsądkiem…

grudzień 2009