Z cyklu Zaproszenia – wykłady w Domu Uphagena

Już 27 marca o godzinie 17:00 w gdańskim Domu Uphagena (ul. Długa 12), można będzie się doweidzieć, Czy Gdańszczanie zbudowali pół miasta na wodzie.

A potem – następny niezmiernie ciekawy wykład (co nie dziwi zważywszy osobę prelegenta) odbędzie się w dniu 24 kwietnia.

To także środa (jak zwykle zresztą) a i godzina ta sama co zawsze – 17:00.

Tematem będą „Gospodarcze podstawy konfliktu między wielkimi miastami pruskimi a zakonem krzyżackim w XV w.” A opowie o nich prof. Roman Czaja

Kto chce zaplanować sobie każdą ostatnią środę miesiąca, niech zerknie TUTAJ. Tym bardziej, że wstęp wolny, i tematy ciekawe.

Oczy, struś, balanga i Pasternak do kotleta

Krysia zmusiła mnie do koncentracji.

Poszło o moje fotograficzne migawki z Zamku, jakie zmieściłam na Facebook’u 30 października. Wśród zdjęć było (jest) zdjęcie kaplicy św. Anny w tonacji szarości.

Szarość zdjęcia spotęgowała odczucie nastroju, ale też sprowokowała wspomnienia. Wspomnienia pewnego osobliwego snu. Snu z pogranicza absurdu.

Otóż czas jakiś temu dwie osoby w dwóch różnych częściach Polski i nieznające się zupełnie, miały sen o tej samej tematyce. Mało tego, obie osoby znajdowały się w tym śnie w tym samym czasie i tym samym miejscu.

Tymi osobami byłam ja i Ojciec Krysi. W życiu nie widzieliśmy się na oczy i w życiu słowa ze sobą nie zamieniliśmy.

Mój sen mniej więcej wyglądał tak:

Skończyłam nocne, i poczułam głód.

fot. Jagoda S.

Jak zwykle zresztą – bowiem podczas oprowadzania nie czuję ani głodu ani zimna. Emocje dopiero potem opadają. Musiałam coś zjeść, ale Mistrz Gałązka miał już zamknięte. Zamek w ogóle pogrążony był już w ciemnościach. Jedynie z dziedzińczyka sączyło się światło.

zamek nocą - fot. K.Cz.

Kiedy spojrzałam uważniej, dostrzegłam postać, wydawało mi się znajomą, idącą w stronę dziedzińczyka. W ciemnościach i bez okularów to myślę, że nawet gdyby to był Shrek we własnej osobie, to pewnie i tak bym go nie poznała. 😉

Ale to, że owa jakaś znajoma postać kiwnęła na mnie – to zauważyłam.

Podeszłam bliżej i już miałam zadać tradycyjne pytanie z nocnego (którym to pytaniem od prawie 10 lat doprowadzam do rozpaczy JS): „przez kuchnię czy głównym wejściem?” No więc, już miałam zadać to nieśmiertelne pytanie, kiedy nagle drzwi do Wielkiego Refektarza uchyliły się i znalazłam się w kręgu światła i gwaru dochodzącego ze środka. Gwar był nie byle jaki. Jazgot raczej. Muzyka zdecydowanie średniowiecznej proweniencji i do tego różnojęzyczny gwar głosów, spowodowało, że z ciekawością zajrzałam do środka pomieszczenia, które przecież tak dobrze znam od dzieciństwa.

N.B. To właśnie TO pomieszczenie Geoffrey Chaucer umieścił w swoich Opowieściach Kanterberyjskich… Nie wszyscy o tym wiedzą, a warto o tym pamiętać. Bo NIE było większego pomieszczenia dla „balang” w średniowiecznej Europie.

Coś, a może raczej ktoś mnie wepchnął do środka, dość na tym, ze znalazłam się w samym centrum gwaru i rejwachu niesłychanego. Nie wiedziałam, że kręcili film w Zamku!

Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że to nie film, a ja z XXI wieku zostałam żywcem przeniesiona do średniowiecza. Nie wiem, jak i co spowodowało tę pewność, ale nagle skurczyłam się… w sobie. O ile to w ogóle możliwe przy żywej wadze 80 kilo. Tyle akurat wtedy ważyłam – a więc byłam grubą babą (to stwierdzenie jest ważne, a raczej okaże się ważne potem).

Skurczyłam się w sobie, bo zdałam sobie sprawę z tego, ze przecież jestem w męskim stroju i mam krótkie włosy, i na dodatek jestem ubrana nieprzepisowo. Mam klamerki u ciżem, i na dodatek pierścionki na palcach i… o zgrozo! Czerwone paznokcie!

Taka wewnętrznie skurczona i starając się być niemal niewidoczna przycupnęłam w rogu długiego stołu nieopodal drzwi. Stół był znacznie dłuższy niż te w refektarzu konwentu, i uginał się pod ciężarem jadła wszelakiego. Wszyscy jedli, sięgając po jedzenie przeze mnie, ponad mną i spoza mnie… Miałam wrażenie że w Refektarzu są same ręce, tłuste i ruchliwe.

Nagle kątem oka nieopodal mnie zauważyłam postać mężczyzny, skuloną jak ja i z przerażeniem w oczach obserwującego otoczenie. Nasze oczy się spotkały na chwilę, ale żadne z nas nie wyniosło z tego otuchy, bowiem nagle ku mnie dosłownie wionął postawny Krzyżak. Nie pamiętam jak wyglądał, nawet nie jestem w stanie przywołać w pamięci jego stroju. Chyba miał na sobie płaszcz. Biały, a raczej kremowy. Ale na pewno miał na głowie kaptur.

I oczy!

Oczy miał niedobre; patrzące we mnie i przez mnie. Widział wszystko. I wiedział, że nie należę do jego czasu i jego otoczenia. A jednak nagle zza siebie wyjął talerz z ogromnym – wręcz monstrualnym udkiem kurczaka. Rzucił tym talerzem dosłownie przede mną. Zdałam sobie sprawę z dwóch faktów: talerz był drewniany, z ornamentem. Dokładnie taki sam, jaki znaleziono lata temu w wychodku u gdańskich dominikanów… zaś udko nie było kurze a strusie. Przez głowę przeleciało mi powiedzenie mojego Ojca, że tu Krzyżak na strusiu jechał wtedy to a wtedy… Biedny struś.

Rzuciwszy talerz ku mnie, Krzyżak o gorejącym spojrzeniu odezwał się a raczej warknął: „naa – żryj!”

Zdusiłam w sobie odruch buntu na brak taktu wobec kobiety. Nie tu i nie teraz!

I zerknęłam znowu kątem oka na tego skulonego faceta nieopodal. Też dostał talerz. I też Krzyżak mu kazał jeść. Gdzież on to wszystko trzymał? I jak do nas podszedł? Wionął. Tak, to najstosowniejsze określenie. Zupełnie, jakby płynął nad ziemią.

A tak na marginesie – jeśli mi ktokolwiek powie, że Pasternak NIE grał do kotleta, to niech się przeniesie tam i wtedy!!! Może nie do kotleta, a do udka strusiego – ale efekt ten sam.

Siedząc tam w tym średniwiecznym rejwachu, wśród postaci, które przecież znam z historii, z kursu i choćby z lektury „Organizacji…” Zdałam sobie nagle sprawę, że z wrażenia gadam tak do siebie jak i do każdego, kto koło mnie się pojawił. Nie pamiętam czy ktokolwiek mi odpowiedział, ale pamiętam, że wszyscy mieli na ustach temat jakiegoś polowania.

W momencie, kiedy ujrzałam znowu tego z niedobrymi oczami, i chciałam mu zadać najważniejsze pytanie:  kim jest? – zadzwonił budzik.

Usiadłam na łóżku w nagłej ciszy poranka, jeszcze ogłuszona rejwachem ze snu, zastanawiając się, co u licha takiego to było???

Jakaś niesłychana kompilacja zdarzeń i przeżyć, nagle w jednym śnie. I ten siedzący półgębkiem facet – co to trafił tam tak jak, ja przez przypadek.

Jednak to ten Krzyżak z oczami gorejącymi nie dawał mi spokoju. Nie potrafiłam sobie przypomnieć jego twarzy. Ani tego czy w ogóle miał jakąś twarz. Wciąż jednak pamiętałam te oczy. Niesłychanie okrutne i płonące. Prześladowały mnie potem czas jakiś. Co ciekawe bardziej wyraziste stają się do dzisiaj, kiedy przekraczam próg Kaplicy Św. Anny. Świadomość istnienia owych oczu nigdzie nie jest tak dojmująca jak właśnie tam.

Po długim czasie – nie wiem, miesiąc po tym dziwnym śnie, a może pół roku, opowiedziałam go Krysi.

Krysia zaś w odpowiedzi opowiedziała mi sen swojego Ojca…

Otóż…

Ojciec był na jakiejś uczcie w Wielkim Refektarzu. Rzecz działa się w średniowieczu i znalazł się tam jakoś dziwnie, niby zaproszony, ale nie bardzo pasując do całości… Mówił też, że na sali była jedna baba, dość gruba, gadająca dość dużo. Siedziała przy końcu stołu. Ojciec Krysi twierdził, że mimo zaproszenia – czuł się tam bardzo nieswojo. No ja myślę, że nieswojo! Jeśli go tak samo zaproszono jak mnie, czyli za kołnierz i do środka, to nie dziwota! 😉

Najważniejsze jednak było to, że i do niego podszedł, a raczej „wionął” czy jak kto woli: „podpłynął” ten z oczami, rzucając mu niemal talerz ze strusiem. Jednak do niego odezwał się nieco taktowniej: „masz, poobgryzaj sobie”.  Ojciec Krysi twierdził, że posiadacz strasznych oczu wyglądał jakby był nieżywy, i że się go niesłychanie wystraszył. Wręcz przeraził. Krysia twierdzi, że Ojciec zbladł nawet opowiadając sen, wiec przypuszczam, że sen musiał na nim zrobić kolosalne wrażenie.

Obie zamilkłyśmy na chwilę porażone niemal zbieżnością faktów i czasu.

Ja rozumiem swój sen, ale ja w Zamku bywam stale i nocne mam często, no i jestem bardzo z Zamkiem związana emocjonalnie od dziecka… Ale Ojciec Krysi? I to, że byliśmy tam w tym samym czasie i przy tym samym stole!

Prosiłam Krysię – by to narysowała. Bo w suchą opowieść nikt przecież nie uwierzy…

Oto ON:

rys. Krystyna Jarosławska

Kiedy stałam parę dni temu w Kaplicy, ten sen właśnie mi się przypomniał.

Zamek w ogóle wyzwala tzw. inną płaszczyznę – czy kto chce czy nie. Ale tylko wśród ludzi wrażliwych i rozumiejących specyfikę miejsca. Nie zapomnę, jak M.S. kazał nam na kursie iść i słuchać cegieł. Niektórzy zareagowali zdumieniem. Inni rozbiegli się po Zamku szukając swoich miejsc. I z tych wszystkich słuchających murów, tylko parę osób oprowadza dzisiaj po tej Największej Kupie Cegieł na świecie. Ale oprowadzając wydobywają z tych cegieł ich duszę…

Aby chociaż nieco zrozumieć, co mam na myśli, trzeba koniecznie przeczytać książkę Marka Stokowskiego pt. „Błazen”, a na deser „Noc Tajemnic”…

epilog

Na FB trwała ożywiona korespondencja i konwersacja między mną a Krysią w sprawie OCZU. No, bo w końcu to ja widziałam postać, a Krysia niczym ekspert śledczy – tworzy portret pamięciowy 😉

I w końcu miała wenę, czas i siłę, i posłała mi oczy emailem.

Zameldowała na FB, że: „oczy poszły” 😀

I po chwili napisała:

Ej. Taki głos, jakby kto chciał wejść i pociągnął za klamkę do domu. Pies też usłyszał i szczeka. Zeszłam, bo myślałam, że siostra nie może znaleźć klucza i dzwonek znowu nie działa. Otwieram drzwi a tam… Nikogo. Nawet furtka zamknięta. Wassup??”

Komentarz pojawił się natychmiast, to P., czujny jak zwykle: Ktoś sie po oczy zgłosił 😉

Poniżej wklejam konwersację między P. a Krysią 😀

Krystyna Jarosławska       weź…! przestań bo uwierzę

Krystyna Jarosławska       bo to było jak się wysyłały……… 🙂

Katarzyna Czaykowska    to MOJE drugie ja się dobijało :))) po oczy:))

Krystyna Jarosławska      albo właściciel oczu 😛 możesz dopisać to jako epilog…

P.                                    To teraz u Kaśka będzie klupać do dźwierzy;-)))))

Katarzyna Czaykowska    tyle, że Kasiek ma to w … kwidzyniu:)

P.                                    Dlatego do Cię Go wysłałem;-))))))

Dla niezorientowanych: mieć coś w kwidzyniu – to tyle samo co mieć coś w d… bo jak wiadomo mieszkać w Kwidzynie! A nie w Kwidzyniu, tak samo jak mieć coś w d..ie, a nie w d..iu 😀

To tyle w kwestii oczu i balangi ze „strusiem” w tle 😀

Głos

Nie tak dawno wracałam z późnej wycieczki po Gdańsku. Wycieczka skończyła się już po zapadnięciu zmroku przed Dworem Artusa. Jak zwykle potem szłam na skróty koło Mariackiego. Zawsze tamtędy wracam, bo to miejsce zachowało w sobie coś ze średniowiecza. No i faktycznie to są skróty – bo do ul. Szerokiej to dosłownie parę kroków. Tym razem jednak moje skróty znacznie się wydłużyły. Kiedy bowiem przechodziłam koło Bramy Mariackiej kościoła, z wnętrza dobiegł mnie Głos… Mocny, czysty i hipnotyczny głos kobiecy.

Nagranie komórką nie oddaje tego niesłychanego piękna i magii wieczornego światła i dźwięku. Nagranie jest beznadziejne, ciemne i w ogóle do niczego, ale to nie obraz, a dźwięk się liczy!

Zamieszczam więc trzy nagrania (po kawałeczku niestety) owej hipnotycznej magii przedwieczornej…

Głos 1

Głos 2

Głos 3

Tutek by Krysia

Mikołajki to wspaniałe święto 🙂

Serio!

Kryś zabawiła się w Mikołajka i oto co dostałam mailem. Mail był do wszystkich krewnych, znajomych i przyjaciół 🙂 A że pozwoliła mi go tu zamieścić, to:

Oto i filmik:

Nie muszę chyba wyjaśniać, któż zacz ten  Tutek vel Tutivilek 🙂

ufffff…. Dzięki P.K. udało się w końcu 🙂

Ludzie średniowiecza

Robert Fossier – Ludzie średniowiecza – Wydawnictwo WAM, cena 49,-zł.

Świeżutka pozycja, wydana we wrześniu tego roku. Ma 396 stron i coś mi się wydaje, że zapowiada się kolejna zarwana noc. Książka bowiem niesłychanie wciąga. I pomimo grubości – jako, że druk jest dość duży – czyta się dosłownie jednym tchem…

Niech za ogólny opis książki posłuży cytat ze strony Wydawnictwa:

„Terenem badawczym historii jest rzeczywistość ludzka, człowiek w społeczeństwie. Wybitny historyk, archiwista, profesor Sorbony Robert Fossier dowodzi, że człowieka wieków średnich i współczesnego czytelnika różnią tylko szczegóły. Ta napisana z polotem monografia zainteresuje nie tylko historyków, ale wszystkich tych, którzy czytają książki dla przyjemności.

Uniwersytety, cystersi, Hanza, statuty Arte della Lana, Summa Tomasza z Akwinu czy katedra w Amiens – to nie całe średniowiecze. Jestem zmęczony słuchaniem tylko o rycerzach, feudalizmie, reformie gregoriańskiej i pańskich posiadłościach.
Człowiek o którym mówię nie jest ani rycerzem, ani mnichem, ani biskupem, ani kimś „wielkim”, ani tym bardziej mieszczaninem, kupcem, panem czy kimś wykształconym.
Starałem się prześledzić życie bardzo prostych ludzi, ich codzienne troski i przede wszystkim problemy materialne. Nawet jeśli spróbowałem wgłębić się w sferę ducha i duszy, nie czułem się tam najlepiej z powodu braku zmysłu metafizycznego.
Jestem przekonany, że „ludzie średniowiecza” to my.
Autor”

I na zacytowaniu ze strony Wyd. WAM mogłabym poprzestać. Jednakże muszę wtrącić tradycyjnie swoje 3 gorsze. Otóż książka świetna, pod każdym względem. Dla przewodników – tak jak ja –  specjalizujących się w średniowieczu – wprost bezcenna. Pod jednym wszakże warunkiem. Że zostanie przeczytana naprawdę – od przysłowiowej deski do deski. Nie twierdzę, że jest łatwa w odbiorze. Ale ileż bezcennych informacji zawiera! Nawet rozkład dnia, czy świetny opis nieskutecznej walki z dżumą, żeby wymienić tylko te najpraktyczniejsze (na razie doszłam  w lekturze do strony 74) dla przewodnika.

W tym sensie może stanowić doskonałą ściągę !

Bowiem – jak już po raz „n-ty” powtarzam – ludzi interesuje życie człowieka, a nie lawina dat i faktów. Daty i lawinę faktów czy nazwisk nasi turyści natychmiast zapominają – i potem skarżą się na daty, daty, daty i nudny przekaz przewodnicki. A więc by wzbogacić ów przekaz – tak ważny – serdecznie polecam lekturę (nie tylko tej książki zresztą 😉 )

I znowu cytat – z rozdziału „Etapy życia”:

(…) „Na pierwszym planie jest dłoń.”…

(…) „Wspomnieć to, co przetrwało do naszych czasów: przysięga składana przed sędzią z wyciągniętą, nagą dłonią; salutowanie żołnierzy przed wyższym rangą – ręką przy czole; czy popularny zwyczaj całowania w dłoń, wyraz podszytego hipokryzją szacunku wobec potęgi kobiet.” (…)

To nie jedyne tak oczywiste odniesienie „wtedy” do „dzisiaj”. Oczywistość tych odniesień sprawia, że książka daje się dosłownie pochłonąć, i sama pochłania całą uwagę.

Książkę Fossiera powino się polecać każdemu kto nie tylko chce być, czy już jest przewodnikiem. Ale także każdemu, kto w jakikolwiek sposób intersuje się tym okresem w historii.

Na koniec rozbrajające wyznanie autora – urywek z przedmowy:

(…)” Ostatnie słowo: prawie wszystko wziąłem od innych; nie cytując. Ale, jak to się mówi w pospiesznym podziękowaniu, sami się rozpoznają. Tu i tam dorzuciłem kilka uwag od siebie odnośnie znaczenia „natury” i „biedy” ludzkiej. Biorę za to odpowiedzialność, jak za wszystkie streszczenia, uproszczenia i lekceważenie szczegółów chronologicznych i geograficznych, co na pewno wskażą „specjaliści”. Cóż, to cena, jaką się płaci za plagiat.” (…)

Fromborski Sąd Ostateczny

W poprzednich odcinkach (Migawki fromborskie1 i Migawki fromborskie2)  napisałam co-nieco o Fromborku – „miejscu na końcu świata” jak mawiał Kopernik…

Teraz czas na odrestaurowany Sąd Ostateczny w Szpitalu Św. Ducha. Jest jeśli nie rewelacyjny to z pewnością intrygujący!

Sąd Ostateczny w absydzie kaplicy szpitalnej

Podczas naszej tam wizyty poświęciłyśmy Sądowi sporo czasu – zawzięcie dyskutując nad przedstawieniami grzechów….

A te grzechy to:

  1. Pycha (superbia),
  2. Chciwość (avaritia),
  3. Nieczystość (rozpusta – luxuria),
  4. Zazdrość (invidia),
  5. Nieumiarkowanie w piciu i jedzeniu – czyli Obżarstwo i Opilstwo         (??? jak to jest ??? ktoś wie ???? GULA ???? ),
  6. Gniew (ira),
  7. Lenistwo (acedia) lub znużenie duchowe…

Dramatis personæ owego przedstawienia to:

  • Chrystus siedzący na łuku tęczy,
  • Matka Boska,
  • Św. Jan (Chrzciciel lub Ewangelista),
  • Archanioł Michał ważący dusze,
  • powstający z grobów,
  • diabły,
  • grzesznicy,
  • aniołowie dmący w trąby.

Przedstawienia Sądu Ostatecznego na ziemiach północnej Polski mamy nie tylko we Fromborku – ale też w Toruniu u Świętych Janów i u Świętego Jakuba (nie mam ani jednego zdjęcia! następnym razem muszę zrobić po parę dla porównania) , a także u Świętego Mateusza w Starogardzie Gdańskim

Ten fromborski jednak przedstawia sobą najprostszą kompozycję i niewprawną kreskę.

Autorstwo tej kompozycji, zajmującej całą absydę kaplicy przyszpitalnej, długo przypisywano Christophowi Blumenrothowi, fromborskiemu pisarzowi miejskiemu. Tę samą bowiem kreskę rozpoznano, jak się zdawało, w Biblii kanonika Friedricha von Salendorffa (tego samego, którego płyta nagrobna znajduje się w Muzeum). A wiadomo skądinąd, iż przepisał ją dla kanonika właśnie Blumenroth w roku 1434 (dla zainteresowanych – Biblia Salendorffa znajduje się w Szwecji…).

Podczas ostatniej konserwacji – badania wykazały jednak iż polichromie wykonane mogły zostać w pierwszym dwudziestoleciu XVI wieku.

Fromborski Sąd przeszedł trzy konserwacje w swoim istnieniu – pierwszą, na początku lat 30-tych XX wieku, drugą, w latach 1960-61, a trzecią teraz niedawno, w latach 2006-2008.

I dopiero teraz – widać co się dzieje na ścianie absydy…

Chrystus siedzi na podwójnym łuku tęczy – w mandorli, a za głową ma nimb krzyżowy. Na ramionach ma płaszcz – czerwony z zielonymi rękawami, z przodu otwarty – tak że widać rany, z których płynie krew. Obie ręce uniósł ku górze w geście błogosławieństwa (spierałyśmy się o to, i dopiero na zdjęciach widać, że to faktycznie gest a nie trzymanie lilii i miecza) Z ust wychodzą mu trzy lilie i miecz – w prawo (jego prawo) i lewo (jego lewo). Lilia (lub lilie) to strona zbawionych a miecz wręcz przeciwnie. Takie przedstawienie Chrystusa z widocznymi ranami – to Chrystus Odkupiciel, który świat zbawił odnosząc rany, cierpiąc za ogół.

Chrystus na podwójnym łuku tęczy i w mandorli

Po stronie zbawionych stoi Matka Boska Orędowniczka, tutaj – matka Boska Płaszcza Łaski – Miłosierna Pani. Po przeciwnej stronie – tam gdzie na Sądach jest piekło – widać Św. Jana (i to może być bądź Ewangelista, bądź Chrzciciel) Prawdę mówiąc nigdy jakoś nie zastanawiałam się że może być jedne lub drugi – zawsze myślałam, że to Ewangelista… Oboje – Maryja i Jan – spełniają rolę orędowników i jest to motyw ze sztuki bizantyjskiej. 4 Anioły dmą w trąby – dwa po lewej i dwa po prawej stronie Chrystusa.

W ogóle całe przedstawienie ma 4 poziomy i zawiera 19 scen.

Pod Świętym Janem Michał Archanioł waży dusze na wadze – trzymanej w ręku.

Waga…

Szale wagi według opisu w Komentarzach Fromborskich mają kształt łódek – aczkolwiek mnie skojarzyły się z uproszczonym rysunkiem koszy… Na szali prawej – niżej położonej – siedzi postać trzymająca w rękach coś dziwnego – w jednej trójkąt a w drugiej coś podobnego do kryształu, a może nie kryształ a nóż? A może to nie trójkąt, tylko jakieś (schematyczne ?) przedstawienie Trójcy Świętej, jak sugerowała Gosia?

Trójkąt i coś….

Na szali prawej siedzi postać z kołem młyńskim i tę postać usiłuje przeważyć diabeł. Sam diabeł dla dzisiejszego widza nie stanowi zagrożenia, bo jest zieloniutki i ma raczej sympatyczny pyszczek (nie wiem dlaczego, przede wszystkim pomyślałam o Toadie z Gumisiów). Wyobrażam sobie jednak, iż w czasach, gdy owo pouczające malowidło powstawało,wszystkie te diabły  musiały budzić respekt.

Jak się tak dobrze zastanowić, to diabeł nie usiłuje przeważyć szali, a mógł się tu pojawić by postać ściągnąć z szali – i powlec do Piekieł. Koło młyńskie może równie dobrze służyć do przeważenia (co się jak widać nie udało) ale też mogło być symbolem młynarza.

Tutaj przedstawienie duszy grzesznej – jako lekkiej. Zgodnie z augustyńską definicją. A jeśli polichromia powstała w początkach XVI wieku – to za czasów antonitów (antonianów), którzy żyli w myśl reguły Św. Augustyna… A więc jego spojrzenie na grzech i cnotę widać właśnie na szalach.

Natychmiast nam się to kojarzy ze słynnym Sądem Ostatecznym Hansa Memlinga – wszak i on podał nam augustiański Sąd Ostateczny.

Koło młyńskie i diabeł (zielony na dodatek)

Nie wiem, co mógł oznaczać zielony diabeł. Dlaczego zielony? Wszak rękawy płaszcza chrystusowego także są zielone. Czy więc wyłącznie dla wzmocnienia efektu wizualnego?

Dalej – widać też diabły z grzesznikami…

Jeden ciągnie na grubym sznurze lichwiarza a ten jeszcze wrzuca do kosza czy skrzyni pieniądze (czy to co ma u pasa, to różaniec??).

Uderzyło mnie to, że diabeł – szatan w ogóle, przedstawiany był jako CZARNY kogut (St. Kobielus “Bestiarium Chrześcijańskie” str. 143)

Może jednak restauracja została za którymś tam razem przeprowadzona niedokładnie i czarny kolor zrudział, tak jak to stało się z błędnie odrestaurowanymi herbami w Sieni Niskiej Pałacu Wielkich Mistrzów w zamku malborskim??

czarne zrudziało… Herby w Sieni Niskiej Pałacu Wlk. Mistrzów w Malborku

Wiadomo skądinąd – por. J. Trupinda  naże kolory zostały źle zinterpretowane i tym samym konserwacja malowidła zmieniła jego znaczenie.

Czy w takim razie nie mogło zdarzyć się coś takiego i tutaj, we Fromborku? I kogut – diabeł powinien być czarny…

Niżej jeszcze – niewiele ponad ogniem piekielnym – znajdują się dwie postaci – bogacz jakiś klęczy i wskazuje palcem na… no właśnie na co? Czy to poducha z krzyżem? Czy worek? W każdym razie za bogaczem stoi diabeł, nie pozostawiając wątpliwości, że ów bogaty to grzesznik… zaś vis a vis niego stoi młody jakiś ze skrzyżowanymi rękami na piersiach. Skromny z postawy i ubioru. Za nim – stoi anioł. Zacny więc ów młody musiał być, skoro ma takiego orędownika i opiekuna.

Co przedstawiają ci dwaj? Czy to Pycha wywyższa się nad Skromnością?

Jeden klęczy, drugi stoi w pozie pełnej pokory…

Nieco bliżej centrum całości Sądu – jest diabeł niosący w koszyku grzesznika z identycznym trójkątem w garści, jaki ma ten siedzący na szali wagi michałowej archaniołowej. A diabeł ma postać kosmatego misia – albo raczej niby-misia. Z kolana i pośladka wystają mu „odrażające mordy” – będące niejako powtórzeniem jego własnego pyska. Miało to jakoby potęgować odrażający wygląd i sugerować, iż grzechy upodobały sobie niskie pobudki… Dodatkowo, diabeł podpiera się kijem (?).

Niedźwiedź był atrybutem Obżarstwa (ale znalazłam też, że i Złości, Rozpusty, Lenistwa oraz Przemocy. Także personifikacje Nieczystości i Gniewu – często jadą na niedźwiedziu…). Czy więc ta postać z tajemniczym trójkątem w garści, to Obżarstwo, czy Gniew?

“brzydki” diabeł z koszem na plecach

Nieczystość zaś mamy po lewej stronie przedstawienia Sądu – otóż widać parę (małżeńską ?). Mężczyzna trzyma węzeł (małżeński?). Czy to może oznaczać iż on jest żonaty? A ona – trzyma pierścień (?) w ręku – czy zaręczynowy? Duży – niemal alegoryczny? A może mylnie odczytuję znaczenie. Dość na tym, że tak za mężczyzną jak i za kobietą stoją diabły.

nieczystość – rozpusta, a nad nimi napis Superbia

Co ciekawe – jeden z diabłów ma rogi, a drugi mordę niedźwiedzia  – czy jako symbol rozpusty ?  Nad tą parą napis Superbia (Pycha).

Tu, w tym miejscu?

Czy  ma oznaczać, że przedstawiono tu siedem grzechów głównych? Czy  też ma oznaczać, że trzeba niezwykłej pychy by występować przeciw świętym “węzłom” (małżeńskim także). Nie dowiemy się prawdopodobnie nigdy, bowiem z całego ciągu napisów – „ostał się” tylko ten…

Dalej spoglądając nieznacznie ku górze ujrzeć można zadowolonego diabła wiozącego na taczce chciwca dzierżącego w ręku pękatą sakwę.

Chciwość – Skąpstwo

A obok dwa diabły niosą na noszach pijanicę. Kielich w garści pijanicy czy szklanica, i beczka na noszach przed nim, nie pozostawiają wątpliwości co do rodzaju grzechu. Błędem jest przedstawienie drugiego diabła jako człowieka. Ewidentnie podczas którejś restauracji – zrobiono z diabła … noszowego, przydając mu nawet stosowną czapeczkę, jaką widujemy czasem na filmach przedwojennych.

Pijaństwo … i noszowy

Powyżej tego przedstawienia kroczy diabeł, niosący grzesznika na ramionach. Niczym worek przerzucił sobie go przez ramię, Co to za grzech??? Danusia sugeruje Lenistwo tutaj właśnie – dlatego, że postać “zwisa” leniwie z pleców diabła, nie wykonując żadnego ruchu, nie walczy, nie “zaistniała” jak inne postaci, leniwie się poddaje…

??? …. Według Dany L. to Lenistwo

Zabrakło mi pomysłów na odczytanie wszystkich grzechów.

Ale wrócę do tematu, bo ciekawy, jak wszystko, co związane z grzechem w średniowieczu.

A po prawej stronie – niejako na deser pojawił mi się Kulfon. Otóż jeden z dwóch diabłów niosących kosz pełen grzeszników – to Kulfon z bajki dla dzieci (taka żaba, bodaj Monika – brzydoty rzadkiej pacynka i Kulfon właśnie – stąd piosenka „Kulfon, Kulfon, co z ciebie wyrośnie”).

No sami zobaczcie:

Kulfon…

I na tym chyba na razie koniec…

Poza tym – jak zwykle “zdjęłyśmy” cegły na wschodniej ścianie Katedry…

paluchy fromborskie

Wracałyśmy z naszej oazy odpoczynku przez Nowakowo i promem w Kępinach Wielkich.

Sympatyczny jedno-psi komitet powitalny przed promem. Sunia wyraźnie odliczała pasażerów.

Prom w Kępinach działa cały rok – mieszczą się na nim może ze dwa samochody. Nastrój końca świata, albo nawet jeszcze dalej – za zakrętem tego końca świata. Cisza. I to zawsze – nawet latem. Wędka promowego wystawiona poza burtę. Wędkarze na Nogacie. Spokój. Nawet na wodzie.

Widok z promu w Kępinach Wielkich

Tam wciąż widać, że kraj plecami do wody odwrócony.

Krajobraz po wichurze i cofce październikowej wciąż przeraża. Widać też, że poza deklaracjami prasowo-telewizyjnymi – nic się nie dzieje.  I niestety – dłuuuuuuuuuugo dziać się nie będzie. To nie jest medialne miejsce. I znowu – po raz kolejny – wychodzi na to, że rację miał Jan Kochanowski (cytat z Pieśni o spustoszeniu Podola – V, ks. II):

Cieszy mię ten rym:

Polak mądr po szkodzie:

lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,

nową przypowieść Polak sobie kupi,

że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.”

–           *          –

A do Fromborka pojedziemy znowu za czas jakiś. Bo mimo, iż miejsce wciąż niemal na końcu świata, to przyciąga …