Z cyklu Ciekawe – Telewizja Elbląg

Od jakiegoś czasu śledzę krótkie audycje w Telewizji Elbląg.

Mam sentyment do tego miasta, nie tylko ze względu na powiązania rodzinne, ale też dlatego, że to po prostu piękne miasto. Tutaj zdałam egzamin państwowy na przewodnika terenowego warmińsko-mazurskiego; tutaj też od lat jeżdżę patrząc jak miasto rośnie miasto (nazywane jest to retrowersją bodaj); tutaj przywożę moich mennonickich znajomych pod dom Joosta van Kempen; tutaj jadam smaczne pierogi, i pijam pyszną kawę w jednej z zachowanych piwnic na Starym Mieście. Mam tez nadzieję, że w końcu doczekam się pomnika Hermanna von Balka, któremu Elbląg zawdzięcza istnienie i potęgę, tak zniszczoną (i zapomnianą) po wojnie.

Programy, jakie realizuje Telewizja Elbląg są niezmiernie ciekawe. I szczerze je polecam – zamieszam łącze do działu HISTORIA, gdzie można posłuchać i obejrzeć parę ciekawych nagrań.

Elbląskie to i owo – a zwłaszcza owo.

Chrzcielnica Mistrza Bernhusera to wyjątkowe dzieło średniowiecznego odlewnictwa. I wszyscy, którzy zaglądną do Świętego Mikołaja choć na chwilę, zatrzymują się przed nią na dłużej. Ma w sobie moc przyciągania wzroku. 😉 Nadto jest szalenie fotogeniczna i wzbudza zasłużony zachwyt każdej kolejnej mojej grupy.

Zdecydowanie zaprzeczam, kiedy słyszę głosy, że Elbląg nie ma nic do zaoferowania, że tu nic nie ma. I że to miasto nie istnieje. Istnieje i ma mnóstwo do pokazania, tylko trzeba umieć patrzeć. Elbląg zawsze był mi bliski. Obecnie powoli i z mozołem zaczyna się odbudowywać po zniszczeniach wojennych. A mnie pozostaje żałować, że jego przedwojenne piękno znam tylko z opowiadań rodzinnych. Na szczęście dzisiaj to, co się proponuje w ramach odbudowy miasta (retrowersja) – napawa optymizmem (przy zupełnym pesymizmie w tej kwestii w przypadku Gdańska).

Po długoletnich wykopaliskach w centrum Starego Miasta (będących największym poligonem archeologicznym w Europie – a zupełnie nie nagłośnionym mimo rewelacyjnych znalezisk!!) – zabrano się za jego systematyczną odbudowę.

Już odbudowano między innymi Dom Królów z przeznaczeniem na hotel. Nadto odrestaurowano (wreszcie) słynną kamienicę przy Wigilijnej. Jednak za otwory drzwiowe i okienne a także za skrzynkę gazową, tak inwestor jak i konserwator – razem powinni dostać Nobla za bezmyślność. Moim marzeniem jest jeszcze zobaczyć odbudowany Dom pod Wielbłądem. Natomiast dom Joosta van Kampen (czy, jak kto woli Josta von Kampen) prezentuje się całkiem, całkiem… No i Muzeum z bardzo ciekawymi ekspozycjami (szczególnie Truso i Goci !). Słowem – Elbląg na pewno by ucieszył mojego Ojca. Bo zaczyna „powracać”.

Niestety są także i minusy. Otóż uczucie zawodu i wielkie zniesmaczenie wywołuje aranżacja u Dominikanów. W krużgankach zorganizowano niby klubo-kawiarnię, sprawiającą raczej wrażenie poczekalni dworcowej. A są tam przecież cenne epitafia i płyty nagrobne. A już szczytem braku dobrego smaku było pomalowanie na czerwono ust Martinowi Michaelowi na jego epitafium. Czegóż to miała być demonstracja? I czy autor coś takiego „wyczyniłby” na portrecie nagrobnym swojego bliskiego? Zresztą trudno doszukiwać się sztuki w całym zmasakrowanym wnętrzu podominikańskim. No – oczywiście poza gotyckimi murami, które same w sobie są sztuką. Ale mimo zdecydowanie krytycznych uwag o wykorzystaniu krużganków i o całej koncepcji Galerii, to jednak dobrze, że w ogóle dawny kościół klasztorny został zaadaptowany. Inaczej, przy powszechnym w Polsce nastawieniu do wszystkiego, co niezabezpieczone (vide rozkradany Most Tczewski) pewnie dawno by „poszedł na cegły”.

Skoro wytykam minusy jednemu z moich ulubionych miast, to „leci” następny: brak ludzi. Stare Miasto nie żyje. Jest niemal puste. Dlaczego? Ta pustka uderza wszystkich przyjezdnych. Każdego lata systematycznie bywam w Elblągu z moimi grupami, większymi lub mniejszymi. I wszyscy jednogłośnie twierdzą, że Stare Miasto jest pustynią. Czy to wina czynszów zbyt wysokich na kieszeń przeciętnego inwestora? Czy też braku pomysłu na ożywienie tej części miasta?

Ale mimo tych minusów, Elbląg to wyjątkowe miasto. I ma nie byle jaką historię! Cytując dr Monikę Jakubek-Raczkowską:

…to pierwsza pruska stolica Zakonu, aż do przeniesienia siedziby Wielkiego Mistrza do Malborka, tu siedział mistrz krajowy, tu znajdowała się (przejściowo wprawdzie, ale jednak) siedziba biskupa warmińskiego, tu znalazły się relikwie Krzyża Świętego, ofiarowane przez cesarza Fryderyka II, chcącego usankcjonować krzyżacką krucjatę w Prusach.

Elbląg wyróżniał się na tle Wielkich Miast Pruskich bardzo wysoką formacją intelektualną, i mimo późniejszego zepchnięcia go z tej pozycji przez Gdańsk i Toruń, zachował bardzo wysoki poziom artystyczny.

Właśnie żeby posłuchać wykładu pojechałyśmy do Elbląga w styczniowy piątek (skład jak zwykle taki sam: A.S., M.H., D.L. i ja). Już samo nazwisko wykładowców – czyli Państwa Moniki i Juliusza Raczkowskich dawało gwarancję jakości. No i nie zawiodłam się – 1,5 godziny minęło szybko, zbyt szybko. Ostatni raz tak mnie bolała ręka po pisaniu na pamiętnej konferencji w Bierzgłowie. Jakże znamienny jest ten poziom toruński…

Ale wracam do piątku w Muzeum. Spotkanie miało tytuł: Elementy średniowiecznego wystroju katedry św. Mikołaja – jako dzieła sztuki i obraz dawnej duchowości elblążan. I traktowało między innymi o duchowości Elblążan, o podporządkowaniu religijności średniowiecznej zmysłom, o kondycji intelektualnej i finansowej Miasta, o elementach wystroju gotyckiego katedry Św. Mikołaja. I właśnie na tle opisu duchowości elbląskiej i sytuacji końca XIV i początku XV wieku, pojawiła się brązowa chrzcielnica ze Świętego Mikołaja.

Bo właśnie między innymi owa chrzcielnica mistrza Bernhusera jest takim niezbitym dowodem na wyjątkowość sztuki tego miasta. Stanowi jedno z nielicznych dzieł odlewnictwa w brązie na terenie państwa zakonnego, przy czym jest najwybitniejszym z nich.

Chrzcielnica to najważniejszy sprzęt kościelny. Związana z fundamentalnym znaczeniem chrztu, zawsze zajmowała stosowne miejsce w przestrzeni kościoła. Takie obiekty, mające znaczenie symboliczne, stawały się nośnikami tak formy, jak i kształtu i przekazu treściowego.

Dla omawianej chrzcielnicy znamy szczęśliwie tak datę powstania jak i twórcę, a także osoby związane z fundacją. Wiemy z inskrypcji na chrzcielnicy, że odlał ją Mistrz Bernhuser po Bożym Narodzeniu roku 1387 (za rok zakończono budowę Katedry we Fromborku). Znamy też nazwisko proboszcza, burmistrza i witryków. Witrycy – z reguły dwaj – zarządzali majątkiem kościoła, byli ( w uproszczeniu) niejako pośrednikami na linii: parafia – parafianie.

Bernhuser nie był artystą, był rzemieślnikiem. Ale rzemieślnikiem wysokiej klasy. I wykonał dzieło wyjątkowe, nie mające analogii na terenie Prus. Aczkolwiek moje angielskie grupy będą zachwycone, bo właśnie do Anglii powinien udać się tropiciel śladów i podobieństw bernhuserowego dzieła. I to nie jedyny związek Elbląga z Anglią (ale o tym kiedy indziej).

Także kształt chrzcielnicy jest wyjątkowy i niespotykany nigdzie indziej na terenie państwa zakonnego. To nie kadź (jak wszędzie), a oktogonalna czasza. Znaczenie ósemki z punktu widzenia średniowiecza jest niebagatelne. Oznacza szczęśliwy początek i odrodzenie duchowe. Jest to liczba chrztu świętego i zmartwychwstania. W tradycji żydowskiej obrzezanie odbywa się ósmego dnia po urodzeniu. Ósemka jest także symbolem Nowego Przymierza i szczęścia. Ósmego dnia zaczyna się nowy tydzień i nowa era. Według Ojców Kościoła to symbolika Zmartwychwstania Pańskiego oraz stworzenie na nowo przez chrzest święty. Dzisiejsza teologia widzi w ósemce symbolikę Ducha świętego. Treści zawarte na trzonie i czaszy wyjaśnione podczas wykładu – dały nam do myślenia, jak dużej wiedzy teologicznej musiał być zleceniodawca. To akurat nie dziwi przy wysokim poziomie nauczania w średniowiecznym Elblągu, i licznych studiach zagranicznych Elblążan.

Teraz przekazywanie treści dzieła Mistrza Bernhusera przyjdzie mi znacznie łatwiej. A cała reszta niezmiernie ciekawych informacji o pozostałych (cudem ocalałych z hekatomby 1945 roku) zabytkach też mi pomoże przy oprowadzaniu. Do tego jeszcze należy dodać specyficzne cechy snycerstwa elbląskiego, no i owe związki z Anglią, a także plejada nazwisk o tym świadcząca! Wszystko to pozwala łatwo wyprowadzić grupę w wyjątkową atmosferę Elbląga. I to nie tylko grupę angielską, ale też polską. Bo zmienia się widzenie tego miasta, wciąż niedocenianego wśród turystów i większości biur podróży.

Na szczęście niezmiernie lubię Elbląg, lubię też po nim oprowadzać. Toteż opracowując plany wycieczek dla moich grup, często wplatam w program chociaż krótką wizytę tutaj. Mam do tego miejsca zupełnie osobisty stosunek (może także dzięki plotkom rodzinnym). Toteż wiem, jak „czytać” to miasto, a moje grupy wyjeżdżają zachwycone tak miastem jak i jego historią. Podoba im się też i jego dzień dzisiejszy. I to mimo owej wspomnianej wcześniej pustki na Starym Mieście…

Na zakończenie – galeria zdjęć elbląskich z różnych moich wizyt w mieście. Bo mimo, że wciąż niedokończony – jest Elbląg bardzo fotogeniczny.

Elbląg – znowu pierogi

Nieopodal Katedry Św. Mikołaja w Elblągu, w ciągu odbudowanych kamienic przy ulicy Mostowej znajduje się Pierogarnia. No, niby nic takiego. W końcu jest ich sporo, i to wszędzie.

Ale ta Pierogarnia jest wyjątkowo smacznym miejscem. A do tego ma bardzo przystępne ceny. Parę lat temu znajdowała się tu kawiarnia, ale pomysł na pierogi i naleśniki – okazał się znacznie lepszy.

Czas jakiś temu mieszkałam z grupą w Elblągu. Grupa popołudnie miała wolne, wiec i ja miała czas dla siebie. I ten czas wykorzystałam właśnie na wizytę w Alibi. Głodna byłam tak, że przysłowiowego konia z kopytami mogłabym zjeść (tak mi się przynajmniej wydawało).

Zamówiłam sobie dużą porcję pierogów (mieszanych – mięsnych z ruskimi). Przemiła pani kelnerka zapytała, czy na pewno chcę dużą porcję (6 pierogów).

Chciałam.

Kiwnęła głową i znikła na zapleczu.

Po chwili postawiła przede mną talerz dymiących, świeżo gotowanych pierogów… No i zrozumiałam, dlaczego pytała, czy na pewno chcę te 6 sztuk. One są duże. Nawet bardzo duże. Zjadłam może ze trzy, a resztę wzięłam ze sobą. W hotelu miałam jak znalazł – kiedy dopadł mnie wieczorny głód.

Ceny są niewygórowane. A jakość pierogów wyśmienita. Nawet pierogi z kapustą i grzybami – za którymi nie przepadam – są znakomite. A te ze szpinakiem, to przysłowiowe niebo w gębie.

Zresztą owa jakość została doceniona, bowiem Alibi otrzymało Certyfikat Kulinarny. I należało im się.

Do tego obsługa jest miła, i miejsce przednie.

Jutro jadę na wykład do Muzeum, to na pewno wstąpię na pierogi. Jak zwykle 🙂

I sama już nie wiem, na co się cieszę bardziej – czy na wykład dr Moniki Jakubek-Raczkowskiej, czy na pierogi. 🙂

Szuwarek – czyli o Kanale Elbląskim w Radio Gdańsk

Poranny telefon i w słuchawce znajomy głos na dzień dobry – to dzwonił Dominik Sowa z Radia Gdańsk. Tym razem spotkanie przy mikrofonie na temat dość odległy kilometrażowo: Kanał Elbląski.

Zrobiło mi się ciepło na sercu i natychmiast wróciły wspomnienia mojego pierwszego zakochania w Kanale.

Pierwszego – bo tego zakochania było więcej. To pierwsze jednak zapamiętam do końca życia. Wtedy to niemal miesiąc mieszkałam z moimi grupami na statku rzecznym, pływając między przystanią w Leszkowach, Elblągiem, Krynicą Morską a Fromborkiem. W przerwach między rejsami robiliśmy wypady autokarowe do Gniewa, czy Malborka, i właśnie na Kanał… To stąd ten tytułowy „Szuwarek”.  😉

Potem były następne zauroczenia i zakochania w Kanale i kolejne… I w tym roku  znowu będą. I to parokrotnie.

*   /   *

A TUTAJ można wysłuchać audycji, która była następstwem owego  wspomnianego porannego telefonu, a w której miałam frajdę wziąć udział, obok znawców i pasjonatów Kanału. Wśród nich poznać można głos „kopalni” wiadomości wszelkich  – Lecha Słodownika. Świetnie się Go słucha. Ale to temat na osobną historię!

(no i stało się: słowo PRZEPIĘKNE samo mi wlazło na język 😀 – ta uwaga to w nawiązaniu do niedawnego Wiadomego Egzaminu… ).

*   /   *

Nie będę opisywała szczegółowo tego fenomenu techniki, jakim jest Kanał Elbląski, bo po pierwsze można tego wysłuchać w audycji, a po drugie napisałam co nieco o nim tutaj. Tym razem więc nieco o emocjach związanych z owym wyjątkowym miejscem na Ziemi.

Kanał pracuje od maja do września. I właśnie jesienią, kiedy jest już pusto i cicho a drzewa olśniewają kolorami – chyba wtedy lubię Kanał najbardziej. I jeśli ktoś już jeździł (pływał) Kanałem w lecie, to warto wybrać się tam właśnie po sezonie… Można się wtedy spokojnie przejść w dół po którejkolwiek pochylni, i spojrzeć na widoki dokoła. Ich piękno zapiera dech w piersiach.

Z jednej strony wszyscy wiemy, że powinna tam być tzw. infrastruktura dla zwabienia turystów i może zatrzymania ich na chwilę; ale z drugiej – serce boli, że zniknie wtedy ta niepowtarzalna atmosfera miejsca. Dopóki więc nie nadejdą czasy tzw. bazy noclegowo-żywieniowej oraz parkingów – cieszmy się dzikością przyrody.

To tutaj można nie tylko usłyszeć, ale i zobaczyć słowiki, i to wcale nie cudem jakimś, tylko po prostu – one tu są. To właśnie tu, na Kanale, przychodzi na myśl śliczny wierszyk Julinana Tuwina p.t. Spóźniony słowik

Płacze pani Słowikowa w gniazdku na akacji,

Bo pan Słowik przed dziewiątą miał być na kolacji,

Tak się godzin wyznaczonych pilnie zawsze trzyma,

A już jest po jedenastej — i Słowika nie ma!

Wszystko stygnie: zupka z muszek na wieczornej rosie,

Sześć komarów nadziewanych w konwaliowym sosie,

Motyl z rożna, przyprawiony gęstym cieniem z lasku,

A na deser — tort z wietrzyka w księżycowym blasku.

Może mu się co zdarzyło? może go napadli?

Szare piórka oskubali, srebryn głosik skradli?

To przez zazdrość! To skowronek z bandą skowroniątek!

Piórka — głupstwo, bo odrosną, ale głos — majątek!

Nagle zjawia się pan Słowik, poświstuje, skacze…

Gdzieś ty latał? Gdzieś ty fruwał? Przecież ja tu płaczę!

A pan Słowik słodko ćwierka: „Wybacz, moje złoto,

Ale wieczór taki piękny, ze szedłem piechotą!”

Ale to nie wszystko, bo także tutaj można przy odrobinie szczęścia ujrzeć zimorodka 😉  Mnie się to parokrotnie udało…

Historia kanału w skrócie znajduje się tutaj;

A tutaj Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 14 stycznia 2011 r. w sprawie uznania za pomnik historii „Kanał Elbląski”;

oraz znaleziony w sieci (potęga Internetu!) świetny filmik o Kanale, dla tych, którzy jeszcze nie płynęli, czy jechali (jak kto woli – bo obie wersje są przecież jak najbardziej prawidłowe).

W tym roku – znowu parę razy będę na Kanale; a pierwszy raz w maju… A więc wierszyk o Panu Słowiku będzie jak najbardziej aktualny. 😉

I jak ja mam nie kochać swojej pracy ?

Tutek by Krysia

Mikołajki to wspaniałe święto 🙂

Serio!

Kryś zabawiła się w Mikołajka i oto co dostałam mailem. Mail był do wszystkich krewnych, znajomych i przyjaciół 🙂 A że pozwoliła mi go tu zamieścić, to:

Oto i filmik:

Nie muszę chyba wyjaśniać, któż zacz ten  Tutek vel Tutivilek 🙂

ufffff…. Dzięki P.K. udało się w końcu 🙂

Olsztyńskie wariacje

Czas na Olsztyn, bo o nim tu jeszcze nie pisałam.

No, to teraz to czynię i to z chęcią. Nie będę podawała powodu, dla którego pojechałam tam wczoraj z AP – bo to można przeczytać tu. Dość, na tym, że mimo barbarzyńskiej godziny pobudki – i konferencji niekoniecznie rewelacyjnej – Olsztyn, jak zwykle, okazał się być urokliwy, śliczny, wart odwiedzenia… i co tam jeszcze mamy w słownictwie na opisanie miasta, które wciąż nie docenione – również samo niespecjalnie zdaje sobie sprawę ze swoich walorów i niezbyt umie je wykorzystać.

Napisałam „jak zwykle”, bo do Olsztyna po raz pierwszy trafiłam parę lat temu – podczas przygotowań do egzaminu warmińsko-mazurskiego. Od tego czasu zajeżdżam tu co jakiś czasy, niezmiennie zauroczona.

I gorąco polecam – kto jeszcze tam nie był – koniecznie należy odwiedzić to miasto.

A wszystko zaczęło się 31 października 1353r. Wtedy to dzisiejszy Olsztyn otrzymał prawa miejskie i nazwę Allenstein (Gród nad Łyną – dla Polaków Holstin, później wymawiano Olstyn). Mądre Głowy twierdzą, że nazwa pochodzi z języka pruskiego. No a skądże by miała pochodzić, skoro to ziemie pruskie! Przy okazji praw miejskich, pada imię zasadźcy i zarazem pierwszego burmistrza – Jana z Łajs. Pochodził z rodziny, którą często spotkać można w dokumentach dotyczących kolonizacji południowej Warmii.

Potem dla miasta nastały tak zwane ciekawe czasy.

Moja niezmienna od lat sympatia do miasta – jest tym  mocniejsza, że w latach 1516-1519 i 1520-1521 administratorem dóbr Kapituły Warmińskiej był Mikołaj Kopernik. Podczas swoich tu bytności mieszkał w zamku kapitulnym.  Do dzisiaj pokazuje się na murze krużganku tablicę wykreśloną ręką Doktora Mikołaja (nad wejściem do komnaty, w której przemieszkiwał). Tablicę wykreślił wprost na murze, i przypuszcza się, że służyła mu jako pomoc do obliczeń pozornego ruchu słońca – podczas równonocy tak jesiennej jak i wiosennej.  Nad tą funkcją pomocniczą naukowcy wciąż dyskutują, ale to najmniej ważne. Ważne, że to konkretna pamiątka po Doktorze Mikołaju!

No i nie bez znaczenia jest też iż to tutaj – w olsztyńskim zamku – Pan Administrator Dóbr Kapitulnych osobiście kierował przygotowaniami do obrony podczas wojny z  Zakonem Krzyżackim w latach 1519 – 1521.

A wracając do funkcji Administratora, jaką pełnił Kopernik – warto odnotować, że objąwszy ją – osiadł w Olsztynie 8 listopada 1516 roku. W czasie administrowania dobrami kapitulnymi – prowadził akcję zasiedlania (jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli) ziem opuszczonych głównie w wyniku wojen z krzyżakami.

W celu szczegółowego nadzoru nad osiedleniami – od roku 1481 prowadzono specjalne księgi ewidencjonujące zasiedlone ziemie pod zarządem administratorów. I wśród zapisków w Locationes mansorum desertorum (czyli:  Lokacjach Łanów Opuszczonych) można znaleźć 66 zapisów dokonanych ręką kanonika Mikołaja Kopernika. Z tego 37 dotyczy nowych zasiedleń.

A dalsza historia miasta?? Po tę odsyłam do kalendarium historii miasta.

Warto jeszcze odnotować Wielkiego Olsztynianina – a mianowicie Ericha  Mendelsohna. Bo to powód do wielkiej dumy miasta. Ilekroć bywam w okolicy z grupami – te nie mogą się nadziwić, że to tutaj taka postać przyszła na świat…

A propos bywania z grupami – niestety zbyt rzadko się to zdarza. Biura  podróży wciąż nie umieją na te tereny stworzyć oferty – podczas gdy nasze – indywidualne, przewodnickie pomysły jakoś się świetnie sprzedają 😉 .

Załączam parę zdjęć z Olsztyna. I serdecznie namawiam, by tu zajrzeć po drodze – albo wręcz specjalnie!

Olsztyn także stanowi znakomitą bazę wypadową w okolice.

Niestety zdjęcia są fatalnej jakości – ale na lepsze nie pozwolił aparat… Który zresztą definitywnie dokonał żywota. Może ktoś ma jakieś sugestie, co do sprzętu, jaki powinnam nabyć ??