Elbląg – znowu pierogi

Nieopodal Katedry Św. Mikołaja w Elblągu, w ciągu odbudowanych kamienic przy ulicy Mostowej znajduje się Pierogarnia. No, niby nic takiego. W końcu jest ich sporo, i to wszędzie.

Ale ta Pierogarnia jest wyjątkowo smacznym miejscem. A do tego ma bardzo przystępne ceny. Parę lat temu znajdowała się tu kawiarnia, ale pomysł na pierogi i naleśniki – okazał się znacznie lepszy.

Czas jakiś temu mieszkałam z grupą w Elblągu. Grupa popołudnie miała wolne, wiec i ja miała czas dla siebie. I ten czas wykorzystałam właśnie na wizytę w Alibi. Głodna byłam tak, że przysłowiowego konia z kopytami mogłabym zjeść (tak mi się przynajmniej wydawało).

Zamówiłam sobie dużą porcję pierogów (mieszanych – mięsnych z ruskimi). Przemiła pani kelnerka zapytała, czy na pewno chcę dużą porcję (6 pierogów).

Chciałam.

Kiwnęła głową i znikła na zapleczu.

Po chwili postawiła przede mną talerz dymiących, świeżo gotowanych pierogów… No i zrozumiałam, dlaczego pytała, czy na pewno chcę te 6 sztuk. One są duże. Nawet bardzo duże. Zjadłam może ze trzy, a resztę wzięłam ze sobą. W hotelu miałam jak znalazł – kiedy dopadł mnie wieczorny głód.

Ceny są niewygórowane. A jakość pierogów wyśmienita. Nawet pierogi z kapustą i grzybami – za którymi nie przepadam – są znakomite. A te ze szpinakiem, to przysłowiowe niebo w gębie.

Zresztą owa jakość została doceniona, bowiem Alibi otrzymało Certyfikat Kulinarny. I należało im się.

Do tego obsługa jest miła, i miejsce przednie.

Jutro jadę na wykład do Muzeum, to na pewno wstąpię na pierogi. Jak zwykle 🙂

I sama już nie wiem, na co się cieszę bardziej – czy na wykład dr Moniki Jakubek-Raczkowskiej, czy na pierogi. 🙂

Malbork: poezja smaku – smak gotyku

Druga połowa 2011 roku upłynęła pod znakiem polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. I w pewnym momencie, pod przewodnictwem Pana Jana Tombińskiego, Pomorze odwiedzili ambasadorowie akredytowani przy Unii.

Ponieważ miałam wielką przyjemność opiekować się ową zacną Grupą podczas wizyty, wiem, co i gdzie nasi Goście jedli.

I tu zdecydowanie warta jest wspomnienia wizyta w Malborku, jako że w pomorskim itinerarium grupy Ambasadorów znalazł się oczywiście Wiadomy Zamek.

A tam…

Bogdan Gałązka – Szef Gothic Cafe & Restaurant zgotował ucztę. Nie tylko dla podniebienia, ale także dla oczu. Zostało to zresztą docenione owacją na stojąco… Żałuję, że nie dysponuję zdjęciami z tej eleganckiej uczty…

Ale Gothic Cafe to nie tylko osobistości z pierwszych stron gazet, (a bywa ich tu sporo).

To także Akademia Kulinarna dla Dzieci i dla Dorosłych (frajda wielka, bo sama brałam w czymś takim udział), to obiady czy lunche dla gości tak Zamku, jak i Miasta Malborka (i nie tylko Malborka!). To wreszcie restauracja otwarta dla turystów odwiedzających Zamek tak w dzień jak i podczas nocnego zwiedzania Zamku. To także niezapomniane wesela. 🙂

A wszystkich – bez względu na ich status społeczny czy finansowy wita Bogdan. Z uśmiechem, serdecznie zapraszając do stołu. Bogdan jest Artystą, i jako taki czerpie radość z tego, że komuś się podoba aranżacja stołu, że smakuje danie, że ktoś docenia Jego starania. Starania Jego i Jego Zespołu.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

I niech nikt nie myśli, że ta restauracje jest okropnie droga. Oczywiście, jakość kosztuje, ale ceny są również na tzw. standardową kieszeń. A że podane to wszystko jest tak, jakby owa standardowa kieszeń należała do głowy koronowanej, to najlepszy dowód na to, że elegancko wcale nie znaczy rujnująco…

Menu przewiduje zaspokojenie wszelkiego rodzaju podniebień. Zarówno tych, dla których specjalna dieta jest wymogiem niemal ratującym życie, jak i tych, gdzie „zwykła fanaberia” pcha do poszukiwań coraz to nowych zestawień smakowych…

I jeszcze jedno – nie zdziwcie się, jak Bogdan „wyjedzie” z kuchni ze swoim słynny ciastkiem serowym… Wielkim jak cały Zamek… I jak oznajmi na widok Waszych wielkich oczu: „Phi, tu nie ma żadnych kalorii”… No bo nie ma… Według Bogdana – wyparowały, bo ciastko jest obcięte z czterech stron. I to tamtędy wyparowały kalorie 🙂

Od co najmniej 5 lat jadam Jego ciasta nie tylko serowe – BEZ kalorii – potwierdzam 🙂

(zdjęcia, jakie tu zamieściłam, a które powodują każdorazowo ślinotok – zostały zrobione przez Zespół Gothic Cafe & Restaurant)

Prusy Wschodnie. Historia i mit.


Na jednym z forów internetowych napisałam recenzję książki, którą serdecznie polecam!!!

Andreas Kossert.

Prusy Wschodnie. Historia i mit.

Świetna książka, po prostu świetna!

Zawiera wszystko, co niby wiedzą ci, którzy są jakkolwiek związani sercem i duszą z tym kawałkiem świata. Ale podane to wszystko zostało z chłodnym obiektywizmem. I w taki sposób, że beznamiętne fakty mieszają się z cytatami – tworząc z książki coś na kształt koronki – uplecionej z faktów, wspomnień i cytatów różnych „niegdysiejszych”…

Podkreślanie tzw. wielokulturowości Prus (nie lubię tego słowa, bo spłyca pojęcie, ale widać nikt nie wymyślił niczego mądrzejszego) i „rzucanie w oczy” ciekawostkami – po prostu nie pozwala się od książki oderwać.

Polecam na stronie 130 – wzmianka o … flakach – to dla smakoszy 😉

I cytat, bo nie mogę się oprzeć jego urodzie:

„Królewiec to nie tylko stolica Prus, Królewiec to także stolica cukierników. Kto nie zna królewieckiego marcepana? Królewiec wszystkich miast w Europie i na świecie ma na pewno najwięcej pracowni dzieł sztuki nie kanelowanych, lecz kandyzowanych, owych rzeźb z najdelikatniejszego cukrowego alabastru, które jednakowoż równie krótko opierają się zębowi czasu, jak i temu w ustach, dosłownie umierając od słodyczy, z jaką oddają się w służbę smakowi. Królewiec ma – cum grano salis – mniej więcej tyle cukierni, co Lipsk księgarń”

Zapłaciłam w Ossolineum w Gdańsku 43,- zł, – warta każdego grosza!!!

Polecam z czystym sumieniem. Zwłaszcza tym, którzy wciąż nie mogą zrozumieć tego bogactwa kultur i zwyczajów. Tym, którzy na historię tych ziem patrzą wciąż „jednośladowo”. W barwach białej i czarnej, nie widząc odcieni….