Gwoli ścisłości…

Szanowni 🙂

Oto ODNOŚNIK do nowego wpisu na blogu Tutivillusa.

Niewiele się tam dzieje, bo i czasu nie mam za wiele, i przyznam, że i wena gdzieś sobie „wzięła i poszła”. Parę artykułów leży w szufladzie przysłowiowej i czeka na dokończenie. Zdjęcia też czekają na podpisy i opisy. A tymczasem szykuje się następna porcja zdjęć i wrażeń z Łużyc Górnych w marcu.

To tyle wieści na teraz, wracam do porządkowania zdjęć 🙂

Do zobaczenia u Tutivillusa 🙂

Tutek by Krysia

Mikołajki to wspaniałe święto 🙂

Serio!

Kryś zabawiła się w Mikołajka i oto co dostałam mailem. Mail był do wszystkich krewnych, znajomych i przyjaciół 🙂 A że pozwoliła mi go tu zamieścić, to:

Oto i filmik:

Nie muszę chyba wyjaśniać, któż zacz ten  Tutek vel Tutivilek 🙂

ufffff…. Dzięki P.K. udało się w końcu 🙂

Pikieta

Niedawno na zaprzyjaźnionym świetnym blogu pojawiła się notka o złowieszczym tytule: „Czas się pożegnać”.

No i podniósł się raban. No bo jak tak można??? Blog należy (wciąż nie mogę zdobyć się na czas przeszły) do najciekawszych, jakie czytujemy. Pisany z wielkim taktem – dla wielu czytelników jest jedyną możliwością odwiedzenia Zamku i odetchnięcia jego atmosferą.

Już kiedyś przeżyliśmy (my – czytelnicy bloga – a jest nas sporo!!!) taką chwilę niepokoju, kiedy blog zamarł. Na szczęście wtedy to był fałszywy alarm. Teraz jednak wygląda na to, że Autor tym razem pisał poważnie.

Na blogu zapadła cisza…

JK nazwał to „uśmierceniem bloga”. Miał rację. Wieje pustką. Co jakiś czas pojawiają się komentarze w nadziei sprowokowania Autora, ale ten milczy…

Czy powróci?

Miejmy nadzieję, że tak!!! Kiedy już przetoczy się Wiadoma Rocznica, Autor bloga odpocznie nieco, a potem trawiony wyrzutami sumienia – odda nam bloga 😉  Czas faktycznie nie jest z gumy – niestety. Ale – może kiedy nastanie jesień i życie zwolni nieco tempa, to na blogu pojawi się nowy wpis…

Na razie jednak panuje cisza… i w związku z tym, kiedyś pozwoliłam sobie na roztoczenie wizji – jak to wszyscy, stosownie oflagowani, przykuwamy się do bramy głównej Wiadomego Zamku – w ten sposób wyrażając naszą dezaprobatę dla decyzji Autora.

Trafiłam na świetny grunt.

Aida – zdolna bestia – rysowniczka, projektantka, ilustratorka, a na dodatek mająca wyobraźnię (że ho-ho) – natychmiast podjęła temat.

No i proszę – jest pikieta – według Aidy 🙂

Pikieta - wg Aidy (projekt i wykonanie: Aida)

Wielcy Mistrzowie – wybrani z tzw. klucza- absolutnie subiektywnego klucza…  Ten bez głowy, ale za to z gaśnicą, to temat na osobną opowieść 😉 Kiedyś się obie weźmiemy i opiszemy to w stosownym momencie 😉

Ale pikieta jest na serio! Oddajcie nam bloga!

P.S. – do Aidy:

Teraz moje motto powinno brzmieć tak: „Ze słońcem w kieszeni i chmurą gradową… i mściwym toporem krzyżackim… z gaśnicą u nogi”

P.S.S. – do Aidy:

Podmieniłam – chyba lepiej z podpisami. Aczkolwiek my akurat jesteśmy tak do siebie podobne, że aż się rzucamy w oczy. Nie myślałam, że potrafię być taka naburmuszona 🙂

Dopisek z dnia 13.04.2010

Blog wrócił 🙂 nie pod dawnym adresem internetowym, ale najważniejsze, że jest!

Garnki w ścianie

Dostałam kiedyś od znajomego Muzealnika skany artykułów z Młodego Technika (lata 50-te) i z którejś Ochrony Zabytków (nie mam numeru, a tylko skany stron).

Teksty traktują o… holośnikach (kiedy ten tekst pisałam, komputer uparcie zmieniał mi „holośniki” na „holowniki” – więc nawet to świadczy o tym, jak mało znany, albo i wcale, jest ten temat). Właśnie sprawdziłam w necie hasło „holośnik” i wywala mi albo mojego bloga, albo malborskie forumowisko, gdzie czas jakiś temu padło parę uwag o garnkach w ścianie morąskiego kościoła. A poza tym zero! Nic więcej… Czyżby temat zbyt mało poważny dla naukowców? 😉

A wracając do lektury wspomnianych wyżej artykułów…

Holośnik – jak to zostało nazwane w jednym z nich – to garnek w ścianie potęgujący głos. Takie garnki wmurowywane były w ściany cerkwi na Rusi, ale także na naszych ziemiach. Otwór takiego naczynia wmurowanego w ścianę – był skierowany do wnętrza świątyni.

Jak podaje artykuł – najstarsza wzmianka o takim naczyniu – pochodzi z XI wieku i mówi o stosowaniu garnków podczas budowy cerkwi Św. Bazylego w Owruczu.

Artykuł dalej mówi o tym, jak to w 1340 roku biskup Maciej z Gołańczy (herbu Topór) kazał wmurować w ściany katedry włocławskiej po cztery garnki w ściany wokół okien, dwa pod sklepieniem prezbiterium i dwa nieco niżej. Do tego dochodziły jeszcze te ponad wejściem i w sklepieniach. Z tego ponoć powodu katedra włocławska zwana była grzmiącą katedrą. (

Czy to z tych czasów pochodzi powiedzenie o grzmiącym głosie księży?

Jak dalej można w artykule przeczytać, garnki takie wyrabiano z gliny z domieszką grafitu. Wyrobem takich naczyń trudnili się garncarze w Czechach i na Rusi, ale także i u nas (pytanie: co to znaczy; U NAS, a co za tym idzie: GDZIE u nas?).

Wbudowanie takich naczyń w ściany (nieotynkowane!) dawało pomieszczeniu stosowny pogłos, przy jednoczesnym głuszeniu echa, tak, że słowo wypowiedziane nabierało wyraźnego brzmienia.

Kiedy w XIX wieku konserwatorzy zalepiali owe dziury w ścianach i sklepieniach kościołów, nie znając ich zastosowania i uznając za zbędne – nagle prezbiteria kościelne „ogłuchły”, jak mawiano.

Jak można się dalej dowiedzieć z artykułu – na Mazowszu przestrzegano wymiarów takich naczyń.

I tak – głębokość = 18 cali, średnica otworu = 4 cale. Wg „Geometry Polskiego” ks. Solskiego z roku 1683 – cal = 12 ziarnkom jęczmienia.

Było ponoć także i inne zastosowanie takich garnków. Otóż używano ich jako pustaków do budowy sklepień.

W drugim z artykułów można dowiedzieć się, że podczas konserwacji polichromii w jednym z kościołów znaleziono pod tynkiem ceramiczne „szpule”, jak je nazwano.

„… w trakcie prac odkrywczych natrafiono na dość regularnie umieszczone w oryginalnej zaprawie ciemne krążki. Przy odsłanianiu ich i próbie wyjęcia okazało się, że są to jakby szpule z otworem w środku osadzone na gruz w walcu z tego samego materiału i w tej samej barwie. Po wyjęciu i dokładnym zbadaniu jednego z nich, wyjaśniło się, że są to ceramiczne szpule z czarnej gliny, długie na 105 mm, o średnicy z jednej strony 51,5 mm, z drugiej 38 mm, zwężając się ku środkowi do 26 mm, o otworze wewnętrznym na wylot przez długość o 16mm średnicy. Waga takiej szpuli wynosiła 172 g. Szpule te tkwiły w szyjkach urn wmurowanych w pozycji poziomej dnem do zewnątrz kościoła. Dla bliższego zapoznania się z naczyniem, którego kształt wydawał się pękaty, i zrobienia dokładnych rozmiarów odsłoniliśmy w jednym miejscu na ścianie północnej dwa obok siebie leżące naczynia, z których jedno wmurowano już spękane. Wysokość naczyń waga się od 43,5 do 48 cm, średnica dna ca. 20 cm, średnica największego wybrzuszenia 28,5 do 39 cm, najwęższe miejsce w szyjce 8 cm, u wylotu 10 cm. Grubość ścianki przy szyjce 10 -11 cm.”

Jak zauważono dalej – ilość owych naczyń w okolicach łuków sklepiennych – wahała się od 5 do 7. Przypuszczano, iż garnki owe mogły służyć bądź do poprawy akustyki bądź do zabezpieczenia od zawilgocenia wnętrza.

Zastanawiające są te podane grubości ścianek – zwłaszcza ta w szyjce u wylotu. 10 cm to przecież niesłychana grubość ścianki, jeśli chodzi o takie naczynie.

Wklejam swoje osobiście zrobione zdjęcia takich garnków, szpul czy holośników…

Są to sklepienia Letniego i Zimowego Refektarza w zamku malborskim, jak i spływów sklepiennych kościoła Św. Piotra i Pawła w Reszlu, a także ściany kościoła morąskiego (też p.w. Św. Piotra i Pawła…), dodaję też toruńskie świętojakubowe.

Ciekawi mnie, czy i diabły orneckie nie pojawiły się przypadkiem jako  ideologiczne opracowanie owych dziur 😉 Na wszelki wypadek… gdyby myśli wiernych chciały uciekać precz, miały je zatrzymać diabły i wtłoczyć na powrót do głów… Historia o Tutivillusie znakomicie może się tu wpisać. To jednak tylko moje luźne gdybania i muszę to dokładnie sprawdzić. Bowiem skąd tylko w Ornecie takie opracowanie? I skoro to teren świętej Warmii, to dlaczego diabeł musiał pilnować ? No i na dodatek nie dość, że  Święta Warmia, to jeszcze czas jakiś Orneta była siedzibą biskupa…

Wklejam zdjęcia mojego orneckiego ulubionego – tego w szlafmycy :-).

Wklejam też zdjęcia otworów z Oliwy, z kościoła pocysterskiego (obecnej Archikatedry). Otwory te znajdują się na ścianie północnej ambitu, a także w ścianie nawy północnej, jak i po południowo-zachodniej stronie wejścia głównego. Czy są to otwory do (jak chcą niektórzy) „ogrzewania geotermicznego (termalnego) ? nie wiem, nikt mi tego nie umie wytłumaczyć. Faktem jednak jest – że posadzka po tej stronie kościoła jest zawsze sucha, inaczej niż w innych kościołach gotyckich, gdzie rano można wodę zbierać szmatą 😉 To pewniw jedna z tych zagadek średniowiecznych wciąż czekających na rozwiązanie…

Są też w Oliwie holośniki na spływach sklepiennych. Jednakże w wieku XVI zostały  zasłonięte gwiazdkami. Tam, gdzie gwiazdki odpadły – można zobaczyć niemal z bliska, jak taki holośnik wygląda… 

Wiele cennych informacji na ten temat otrzymałam swego czasu od eksperta w dziedzinie akustyki – Pana Gustawa Budzyńskiego, którego miałam zaszczyt i ogromną przyjemność poznać podczas pewnego spotkania na PG.

Pan Budzyński dał mi też swoje opracowania akustyki Kościoła Mariackiego w Gdańsku, jak i wiele cennych wskazówek, bardzo pomagających mi w pracy. 

Dziękuję za pomoc i cenne wyjaśnienia !!!

Tematem „tajemniczych” otworów zajmowano się już na forum międzynarodowym – właśnie w kontekście waz akustycznych w sklepieniach średniowiecznych kościołów.
Swego czasu otrzymałam skany od Pana Budzyńskiego własnie – części materiałów z roku 1986, kiedy to ten temat był referowany na sesji w Berlinie przez akustyków z Politechniki Gdańskiej. Otrzymałam projekt tekstu po polsku, i konkluzję:

„Najciekawsze jednak chyba są dawne zdjęcia sklepień Bazyliki Mariackiej w Gdańsku, fotografowane pionowo w górę, na których widać, jak liczne były otwory w tych sklepieniach. Otworom odpowiadają obszerne uwypuklenia na wierzchnich powłokach sklepień, sugerujące obecność „waz akustycznych” przyłączonych wewnątrz sklepień do otworów.”

Tyle ekspert, który zajmował się „garnkami w ścianach” wiele lat. Temat otwarty, bowiem jak na razie wszystkie sugestie wypływają bądź od fascynatów, bądź od historyków – do tego jednak potrzebne są dogłębne badania akustyków.

Hipoteza o otworach „odpływowych” również funkcjonuje wśród fascynatów tematu i ma pełne uzasadnienie (zważywszy na funkcjonalność architektury średniowiecznej). Niewątpliwie nie wszystkie otwory w sklepieniach były otworami akustycznymi (i to często nawet widać nawet tzw. gołym okiem).

Zaś spory o garnki w ścianach są równie gorące i równie bezprzedmiotowe, jak te, o ślady po świdrach ogniowych 😉 Bo w gruncie rzeczy każdy ma rację.

Jednakże dopóki nie odezwie się ktoś, kto podważy naukowo badania akustyków, pozostaje czerpać z dorobku akustyków właśnie. I „póki co” – lepiej opierać się na zdaniu ekspertów w tej kwestii.

Letni Refektarz w malborskim zamku

a to najprawdopodobniej ogrzewanie „geotermalne”. Ale niestety nikt mi nie potrafi na to odpowiedzieć – bo trywialny, czy niedostatecznie poważny temat?