Pluty – wspomnienie wakacji

Często wracam wspomnieniami do naszej listopadowej eskapady wschodniopruskiej. Nie tylko dlatego, że to był wreszcie ów wymarzony wspólny urlop, tak bardzo zasłużony po szaleńczym sezonie. Także dlatego, że parę ważnych miejsc odwiedziliśmy po drodze… Miejsc ważnych dla historii Europy, a obecnie często zapomnianych i zaniedbanych. Celowo zapomnianych, chciałoby się powiedzieć…

Ale też większość województwa warmińsko-mazurskiego to dzisiaj niemal Terra Incognita.

Turyści raczej jeżdżą na Mazury, zaś biura podróży (poza absolutnie nielicznymi, za co im chwała!) wciąż nie widzą nic ciekawego w  drogach i bezdrożach dawnych Prus Wschodnich. W szkołach nauczyciele wciąż unikają tematu, jako drażliwego, sami zresztą niewiele o nim wiedząc. O samej Warmii mówi się w oderwaniu od rzeczywistości, a tym samym wciąż nie bardzo wiadomo, co to takiego ta Warmia.

A tymczasem niedaleko granicy Warmii z Natangią, na trasie z Pieniężna (Mehlsack) do Górowa Iławeckiego (Landsberg) znajduje się mała wieś Pluty (Plauten). Nie wiem, czy ważna była dla Wielkiej Historii, ale na pewno jest ważna dla tych, którzy cenią sobie piękne widoki.

Wieś powstała nieopodal pruskiego grodu Pelten. Wiadomo, że około roku 1325 kapituła warmińska w osobie prepozyta Jordana wybudowała tu zamek. Jordan zarządzał kapitułą w zastępstwie chorego już wówczas biskupa Eberharda z Nysy i niedługo sam został wybrany biskupem warmińskim.

Parafia w Plutach powstała w pierwszej połowie XIVw., i wtedy też pojawiło się uposażenie parafii (to rok 1326).

W roku 1410 podczas Wielkiej Wojny z Zakonem wieś została zniszczona. Wiemy, że przeszło  wiek później (w roku 1583) we wsi funkcjonowała szkoła parafialna.

Kościół parafialny p.w. św. Wawrzyńca jest gotycki i pochodzi z połowy XIV w. Przebudowywany został w wieku XVI, a rozbudowany w 1801 r. M. in.  – przedłużono go w kierunku zachodnim i dobudowano wieżę.  Ledwo już widoczna data „1521” w jednej z blend szczytu zakrystii może być świadectwem ukończenia jakiegoś etapu prac budowlanych przy świątyni. Kościół konsekrował biskup Marcin Kromer w roku 1581.

Kościół zbudowany został na planie prostokąta, a wymurowano go w przyziemiu z kamieni polnych a wyżej z cegły. Otynkowano zaś współcześnie (za wyjątkiem wieży). Posiada przybudówki: od północy zakrystię a od południa kruchtę.

Wyposażenie wnętrza jest barokowe. I muszę tu zawierzyć opisom, bowiem kiedy tam zajechaliśmy podczas naszych peregrynacji – kościół był zamknięty. Lał deszcz, wiał przenikliwy wiatr i żadnemu z nas zupełnie nie w głowie było szukać wielebnego, żeby nam otworzył świątynię.

Z opisów wiem tylko, że ołtarz główny pochodzi z 1694 r. i że został wykonany w Królewcu. A twórcą ołtarza najprawdopodobniej był bądź sam Izaak Riga, bądź jego warsztat. Ołtarze boczne pochodzą z tego samego (mniej więcej) okresu. W jednym z ołtarzy bocznych obraz „Ostatnia Wieczerza” Piotra Kolberga z 1702 r. Ambona pochodzi z 1732 r., chór muzyczny z XIXw. i organy z początku XXw. Ze średniowiecznego wyposażenia ostały się tylko granitowa chrzcielnica i kropielnica.

Wieża kryje oryginalny mechanizm zegarowy z napędem obciążnikowym. Są też dwa dzwony. Pod posadzką kościoła zaś znajduje się krypta z trumnami.

„Grodzisko leży na wschód od wsi, nad Wałszą, na wzgórzu wyniesionym 30 m ponad dolinę. Widoczne są pozostałości wałów obronnych i fos”. Tego też nie miałam okazji sprawdzić…

Optymizmem tchną słowa z jednego z portali turystycznych:

„Jesienią 2010 roku parafia przy współpracy […] Wydziału Inwestycji i Ochrony Środowiska Urzędu Miejskiego w Pieniężnie złożyła wniosek o udzielenie dotacji na dofinansowanie remontu kościoła w ramach programu: Dziedzictwo Kulturowe, Priorytet 1, ochrona zabytków. Wniosek trafił na indywidualną listę do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wniosek został wysoko oceniony i otrzymał dofinansowanie w wysokości 300 tys. zł. Kościół poddany został najpilniejszym pracom zabezpieczającym i konserwatorskim.”

I to, że jakieś prace tam trwają było widać nawet w deszczu 🙂 I mam nadzieję, że wystarczy tak zapału, jak i funduszy…

prace zabezpieczające są jak widać potrzebne, na gwałt!

Wstyd, że na terenie kościelnym płyta nagrobna służy jako schodek!! Gdzie tu szacunek dla zmarłych! Gdzie etyka!!! Zaiste, piękny przykład...

wrażenie, że pieniędzy na remont nie wystarczyło na cały obiekt, było wręcz natrętne...

miejmy nadzieję, że z remontem zdążą, zanim będzie za późno...

coś tam widać w dole... ale wiało wilgocią taką, że wieki wietrzenia nic nie dadzą:(

odnosi się wrażenie, że chęci są, byle tylko funduszy wystarczyło.

Widok na kościół z drogi

Bezławki

Uparłam się na Bezławki.

Tak, czy inaczej trzeba było jakoś wrócić z Giżycka do Galin. Równie dobrze więc mogliśmy jechać przez Bezławki.

Po drodze zjedliśmy obiad w Rynie. Ale nie w zamku, a w Karczmie u Wallenroda (oczywiście Fryderyka, pierwszego ryńskiego komtura). Z czystym sumieniem polecam to miejsce, bowiem podają tam prawdziwie soczyste kotlety schabowe! Mniam!!!

A wracając do Bezławek…

Żeby nie jechać przez Kętrzyn, wybraliśmy skróty przez Krzyżany, Gronowo, Wilkowo. Całkiem niezła asfaltowa droga po chwili się jednak skończyła. I trasę do Wilkowa pokonywaliśmy po pięknych acz niewygodnych kocich łbach, pamiętających chyba czasy sprzed I wojny światowej, kiedy to zostały  ułożone. Tak jak je tam ułożono, tak odtąd ich nie ruszano…

Przypomniała mi się moja pamiętna jazda przełajowa po Żuławach Malborskich, kiedy to najpierw zwinięto mi asfalt, a potem i po kocich łbach pozostało wspomnienie; aż w końcu nawet i polna droga się skończyła. Przypomniałam sobie też któryś z naszych skrótów do Zubrzycy Górnej, kiedy droga nam się urwała (dosłownie) w oborze… Na samo wspomnienie zdumionej miny stojącej tam krowy – zachciało mi się śmiać.  Wierzyłam jednak w inne zakończenie poszukiwań Świętego Graala. Bo to właśnie ta tradycja – czy jak kto woli – legenda gnała mnie do Bezławek.

Ale zanim legenda – garść prawy historycznej:

Otóż pierwszy raz historia usłyszała o Bezławkach w połowie XIV wieku za sprawą Johanna Schindekopfa – ówczesnego komtura Bałgi i wójta Natangi. Ten Pan Pruski również pamiętany jest w Kętrzynie – z racji nadania osadzie praw miejskich.

Nadanie Schindekopfa istnieje do dzisiaj – w zmienionej formie. Otóż komtur nadał niejakiemu Henikinowi z Gierdawy (dzisiaj Żeleznodorożnyj w Obwodzie Kaliningradzkim – to jakieś 50 km na północ od Bezławek) młyn wodny (przez miejscowość płynie rzeka Dajna) z jednym kołem wraz z sześcioma morgami ziemi na prawie chełmińskim. Morga chełmińska to ok. 0,59 ha, z tego co pamiętam. I ten młyn funkcjonował do roku 1974, kiedy to zastąpiono go małą elektrownią wodną. Tak więc można przy odrobinie czasu i chęci wytropić przeszłość w terenie.

Nadanie dla Henikina miało związek z kolonizacją tej części państwa zakonnego. Tutaj na terenach przygranicznych powstało wiele osad, wsi i folwarków rycerskich, a także zamków chroniących osadników przed najazdami Litwinów. I Bezławki wpisywały się w system strażnic nadgranicznych. Strażnicą, jaką tu początkowo wzniesiono na miejscu wcześniejszego grodu, zarządzał komornik podległy prokuratorowi w Kętrzynie. Zaś przywilej lokacyjny osada o nazwie Bayselauke (czyli pole Baysego) otrzymała już po śmierci Schindekopfa (w bitwie pod Rudawą – okolice Białegostoku) w latach 70-tych XIV wieku.

Do dzisiaj nieustalona jest data postawienia murowanego zamku. Zdjęcie tablicy informacyjnej, jakie zrobiłam jest niezbyt wyraźne, więc posiłkuję się szkicem… kogóż by innego, jak nie Conrada Steinbrechta, znalezionym w sieci 🙂

Zamek wzniesiono na wzgórzu (także dzisiaj dość trudno dostępnym) najprawdopodobniej na początku XV wieku.

Wiadomo, że w roku 1402 w drodze powrotnej z rejzy litewskiej zatrzymał się w zamku wielki komtur Malborka – Wilhelm von Helfenstein. Ponoć miał ze sobą 900 jeńców (ciekawe, gdzie ich trzymano). Wtedy też przebywał w zamku Świdrygiełło, walczący po stronie krzyżaków. Marzyła mu się władza na Litwie w niezależności od najstarszego brata – króla Polski. Przebywał w Bezławkach do roku 1404.

Tutaj ciekawy artykuł o Świdrygielle.

Daruję sobie opis zamku, bo ten można znaleźć zarówno w książce państwa Garnców – „Zamki państwa krzyżackiego w dawnych Prusach; Powiśle, Górne Prusy, Warmia, Mazury”, jak i w odmętach internetu.

Po wielkiej wojnie (1409 – 1411) zamek zaczął tracić na znaczeniu, a w wieku XVI został – jakbyśmy to dziś ujęli – zaadaptowany na kościół. Jeszcze po  II wojnie służył protestantom (do lat 70-tych XX wieku), a kiedy ich zabrakło w okolicy – opuszczony niszczał, padając łupem wandali i złodziei (czyli nihil novi na tych terenach). Kiedy wreszcie w latach 1980-tych został przejęty przez parafię rzymsko-katolicką w Wilkowie, przeprowadzono remont. Jednak cześć wyposażenia przepadła bezpowrotnie, bądź skradziona, bądź to zniszczona wcześniej przez złodziei.

Czy poszukiwano tam greckiego kielicha darowanego przez Świdrygiełłę krzyżakom? Czy skradziono również opisane w inwentarzach kościelnych greckie (ruskie) antepedium? Czy wśród rzeczy skradzionych z kościoła był słynny Św. Graal?

Tego nigdy się nie dowiemy. Ale wspomina o nim legenda zamku bezławeckiego…

Otóż według podań – cała historia zaczęła się w Anglii, skąd jakoby święty Graal miał trafić na Litwę. Nie będę tu opisywała całej legendy o Św. Graalu – można ją znaleźć tak w książkach jak i w sieci. Zacznę niemal od końca historii, bo od bitwy pod Hastings.

Otóż po bitwie pod Hastings (1066) dzieci króla Harolda Godwinsona by ocalić życie, musiały uciec z Anglii. Jak chce legenda – udały się przez Litwę i Kijów do Bizancjum. Córka Harolda – Gytha z Wesseksu została wydana za Włodzimierza II Monomacha (Wasyla), Wielkiego Księcia Rusi Kijowskiej. A dwóch synów króla Harolda jakoby miało pozostać na Litwie. Jak chcą niektórzy, Godwin, starszy syn króla Anglii, był przodkiem Władysława Jagiełły… Według miejscowych przekazów antepedium oraz święty kielich były darem księcia litewskiego Świdrygiełły, brata króla Władysława, a więc byłaby to pamiątka rodzinna?

Poszukiwacze skarbów twierdzą, że wspomniany grecki kielich musiał być właśnie Św. Graalem, powołując się na ten wątek w historii, i mając za nic logikę. A ta mówi, że nikt nie oddałby tak cennego przedmiotu. Tak jak i wątpliwe jest by to Świdrygiełło akurat miał być w posiadaniu Kielicha… Ale – jak wiadomo – z legendą się nie walczy – legendę się opowiada (jak mawiał prof. Widacki)… Podczas ostatniej wojny polsko-krzyżackiej, w 1520 kielich zamurowano w ścianie kościoła by go ochronić przed tatarami, którzy grasowali w okolicy… Czy to po nim została dziura w murze?

Ale to miejsce to nie tylko zagmatwana legenda o Św. Graalu.

W XVI wieku pojawia się tu z prawem własności ród von der Groeben… Pragnę przypomnieć, że całkiem niedaleko znajduje się Św. Lipka. I to  właśnie te tereny zostały sprzedane Stefanowi Sadorskiemu przez Otto v.d. Groebena pod budowę słynnego dzisiaj sanktuarium.

Zamek w Bezławkach ma atmosferę niepowtarzalną. Jest z dala od głównych szlaków turystycznych. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej brak nadzoru i pewne opuszczenie na pewno nie  wychodzi mu na dobre.

Tak czy inaczej – jest to na pewno miejsce warte odwiedzenia i powrotu w czasie skowronków.

Ponury jesienny dzień po deszczu, brak liści na drzewach, wiatr, i głosy wron i kawek nadawały miejscu specyficzny klimat podczas naszej tam wizyty. Łatwiej wtedy uwierzyć w legendy, usłyszeć głosy z przeszłości 😉 i znaleźć cegłę…