Przy okazji wizyty we Fromborku, bezdyskusyjnie TRZEBA koniecznie zobaczyć 3 krowy na gzymsie. A jak już jest się w okolicach Szpitala Św. Ducha, to jakże tu nie wejść?
O samym Szpitalu nie będę wspominała, bo o tym TUTAJ i TUTAJ.
Tym razem polecam odwiedziny w piwnicy szpitalnej.
Nie tylko dlatego, że można tu znaleźć ciekawe ślady na cegłach (o nich będzie gdzie indziej), ale przede wszystkim dla pięknej ceramiki z Tolkmicka.
Wszyscy słyszeli o Cesarskiej Manufakturze w Kadynach. Wyroby tej manufaktury można znaleźć w muzeach, zbiorach prywatnych, często wypływają na rynku antykwarycznym. W gdańskim Oddziale Okręgowym NBP przy ul. Okopowej można ujrzeć cały hol i salę operacyjną – wyłożone kaflami z Kadyn.
Uwaga – budynek po manufakturze w Kadynach jest obecne wystawiony na sprzedaż. Ci, którzy go jeszcze nie widzieli, niech się spieszą, bo nie jest wpisany do rejestru zabytków i może niedługo skończyć, jak zabytkowe zakłady mięsne w Gdańsku…
Ale wracając do ceramiki…
Otóż, w porównaniu z popularnymi Kadynami i ich ceramiką, nieczęsto słyszy się o Mieście Garncarzy… Czyli o Tolkmicku. Raczej znane jest z tego, że jeden z jego burmistrzów (w XVIII wieku), został wziętym rzeźbiarzem. Dzisiaj Tolkmicko jest sennym miasteczkiem, ożywającym nieco w sezonie. A że nie zawsze tak było i że do 1945 roku rozwijało się całkiem nieźle – można przeczytać TUTAJ. Smutek ogarnia, kiedy z opowieści rodzinnych wyłania się obraz miasteczka schludnego, czerpiącego dochody nie tylko z rybactwa, ale też będącego
kwitnącym ośrodkiem ceramicznym o wielowiekowej tradycji. Rzemieślnicy miejscowi w oparciu o bogate złoża gliny, wyrabiali ceramikę użytkową, zaspakajając zapotrzebowanie okolicznych miast: Fromborka, Braniewa, Elbląga, Królewca a nawet Torunia. Nie bez powodu nazywano Tolkmicko miastem garncarzy. W okresie największego rozkwitu (u schyłku XIX w.) działało tu około 40 samodzielnych warsztatów garncarskich.
(cytat ze strony Muzeum Mikołaja Kopernika we Fromborku )
Niestety – po roku 1945 Tolkmicko nie odzyskało dawnego blasku. Jak zresztą wiele innych miejscowości dawnych Prus Wschodnich…
Toteż niezmiernie cenna jest ekspozycja w piwnicy Szpitala Św. Ducha ukazująca ceramikę tolkmicką z działającego zaledwie kilkanaście lat Zakładu Ceramiki Artystycznej. Wyroby owego zakładu sygnowane były herbem Tolkmicka (wyciskanym w masie) oraz napisem Tolkemiter Erde. Na zdjęciu widać taką sygnaturę – z towarzyszącym znakowi napisem: Ostdeutsche Handarbeit.

Zakład pracował do końca II wojny światowej. Dowodem na działalność w czasie wojny jest talerz bożonarodzeniowy z datą 1944.

Zakład (tak jak i życie na tych terenach) zamarł w styczniu 1945 r., po zajęciu Tolkmicka przez wojska radzieckie. Owszem, były próby wznowienia działalności zakładu. I to już w maju roku następnego. Nazwano go Bałtyckie Zakłady Ceramiczne. W „reanimowanym” zakładzie zaczęto produkować naczynia codziennego użytku. Wyroby cieszyły się popularnością i w 1947 r. zostały nawet zakwalifikowane na wystawę przemysłu artystycznego w Warszawie. Mimo tego zakład miał trudności finansowe, a także cierpiał na braki surowcowe. W związku z tym – w 1948 r. zakłady postanowiono zlikwidować. I tak w stanie likwidacji wegetowały do 1952 r., produkując doniczki i sprzęt rybacki. Zupełnie przypomina to zaprzepaszczenie, zniszczenie i zmarnowanie Zakładu Produkcji Leśnej – słynnego PLL LAS.
Poniżej parę zdjęć „skorup” sprzed wojny. I oglądając to, co Muzeum posiada, nagle uświadomiłam sobie CO takiego znalazłam w Słobitach wiele lat temu!!! Przecież w ruinach kredensu były skorupy (tym razem BEZ cudzysłowu) z Tolkmicka!!! Pieczołowicie zbierałam do woreczka pozostałości ceramiki, zastanawiając się nad sygnaturą na odwrocie, i nie mogąc doczytać się zatartych częściowo napisów. Szkoda, że nie wiedziałam jeszcze wtedy tego, co wiem dzisiaj… Potłuczone i niesłuchanie zmasakrowane było niemal wszystko. Nie tylko przez armię zwycięzców miażdżącą to, co napotkała na drodze. Ale też przez tych, którzy osiedli tu potem, niszcząc w szale bezmyślności i tępej nienawiści każdy przejaw tego, co było im obce. Nieliczni zdawali sobie sprawę z wartości duchowej tego, co zastali. Na szczęście zdołali co nieco ocalić – stąd wystawa we fromborskim Szpitalu Św. Ducha.



