Kadyny to mała wieś w województwie warmińsko-mazurskim, zamieszkała przez ok. 600 osób. Położona jest nad Zalewem Wiślanym na terenie Parku Krajobrazowego Wysoczyzny Elbląskiej i Rezerwatu Kadyński Las.
Tyle suche, encyklopedyczne fakty.
Ale gdy się do Kadyn zajedzie – od razu czuje się atmosferę Dużej Historii. I to nie tylko ze względu na pobyt rodziny cesarza Wilhelma II.
Lubię Kadyny, bo leżą na trasie do Fromborka. Od lat tamtędy jeździmy – na „doładowanie akumulatorów” przed każdym sezonem. I od lat trasa wiedzie tamtędy, żeby nie wiem co! Kadyny po prostu stały się częścią rytuału 😉
Ale od początku…
Historia Kadyn ginie w mrokach … legendy. Taki właśnie początek opowieści byłby najlepszy.
No to zacznijmy od legendy – wszak to prof. Widacki kiedyś powiedział, że z legendą się nie walczy, legendę się wyznaje…
A więc….
Kiedyś, Dawno, Dawno, Temu… w czasach, gdy bohaterowie sag rządzili światem i zza każdego rogu mógł wychynąć smok…
Otóż w owych czasach wyspą oblaną Morzem Estów, a zwaną Gepedoios, rządził władca potężny i znany z waleczności. Nazywał się Hogos. Jego imię powtarzane było z szacunkiem wszędzie, gdzie tylko dochodziły statki wędrowców. I w zasadzie byłby władcą szczęśliwym, żeby nie rzec – spełnionym, gdyby nie to, że zamiast tak pożądanego syna miał… aż trzy córki.Mitę, Cadinę i Pogesanę.
Fakt ten spędzał mu sen z powiek. Na próżno usiłował wychować dziewczyny w duchu wojowniczym, one i tak skłaniały się ku łagodności. Pełne miłości do terenów, na których się wychowały i do ludzi, którymi miały w przyszłości rządzić, nijak nie spełniały pokładanych w nich nadziei ojca. Ten w końcu stracił wszelką nadzieję, i zostawiwszy je w zamku chronionym przez nadprzyrodzone moce, a zwanym Tolko, pewnego razu przepadł bez wieści.
Jako, że to Mita była najstarsza, objęła rządy po ojcu i została na zamku. Zamek odtąd nazywany był przez miejscowych TolkoMita. Jako, że jak wspomniałam dziewczęta były istotami łagodnymi, tak też i Mita chciała rządzić. Bez użycia magii i bez straszenia zemstą mocy nadprzyrodzonych. Chciała rządzić poddanymi, którzy nie odczuwaliby strachu na każdy dźwięk burzy, czy szumu drzew. Którzy by potrafili kochać, i współczuć. I tak się stało. Pod wpływem jej mocy – mieszkańcy okolicy stali się wolnymi wprawdzie od zabobonnego strachu i zdolnymi do samostanowienia, ale … śmiertelnikami, bezradnymi wobec chorób czy śmierci. Nadto, skoro zostali uwolnieni od czarów, to posiedli zdolność decyzji. I wkrótce rozproszyli się po ziemiach przyległych. Zatracili zdolność porozumiewania się – jak budowniczowie biblijnej Wieży Babel – przestali się nawzajem rozumieć. Zamek popadł w ruinę, i tylko nazwa malutkiego uroczego miasteczka nad Morzem Estów – Tolkmicko, przypomina o władczyni, która chciała rządzić sercem.
(Na marginesie – warto pamiętać, że burmistrzem Tolkmicka było prekursor rokoka na Warmii – Krzysztof Perwanger)
Siostry pozostały przy magii, ale musiały odejść z zamku. I tak najmłodsza siostra – Pogesana – stała się słynną wieszczką, i wzięła pod opiekę całą krainę, nad którą niegdyś miał władzę jej ojciec. I od jej imienia kraina wzięła swoją nazwę – Pogezania.
Zaś średnia z sióstr – Cadina znalazła sobie miejsce do życia całkiem niedaleko rodzinnego zamczyska. Otóż zamieszkała w magicznym miejscu, pełnym „mocy i sił tajemnych”. Tutaj mogła rozwijać swój talent wróżbiarski. Zaczęła też patronować ludziom czułym na piękno, a także to piękno tworzącym. A łatwo było – bowiem miejsce, gdzie osiadła okazało się bogate w pokłady gliny, z której Cadina nauczyła ludzi lepić cudeńka. I w ten sposób siedziba średniej siostry stała się miejscem serdecznym, otoczonym miłością i opieką Wróżki. Tu było bezpiecznie i dobrze żyć.
Dzisiaj to miejsce na cześć owej średniej siostry nosi nazwę Kadyny.
Tyle legenda.
Naukowcy jak zwykle wszystko musza udowadniać, odrzeć z romantyzmu 😉
I tak – językoznawcy uważają, iż nazwa Kadyny – pochodzi od staropruskiego albo od litewskiego – kudas, kuds. Znaczy to „jałowy”, „chudy” czy wręcz „biedę”, „niedolę”, a także „wygnanie”. Pewnie koledzy z forum Prusai będą wiedzieć lepiej, wszak wskrzeszają język…
Historia tego miejsca – ta ludzka – wspomina o miejscowości po raz pierwszy w 1255 roku. To czasy państwa krzyżackiego. Kadyny były siedzibą komornictwa, a później okręgu leśnego, który podlegał komturowi elblaskiemu. Znajdował się tu folwark zakonny i zameczek myśliwski. Potem Krzyżacy zbudowali tu dwór obronny.
W 1431 roku właścicielem Kadyn w został Jan Bażyński, który dobra te otrzymał w zamian za długi zakonu (jak zresztą większość na tych terenach). W roku 1605 ostatni z Bażyńskich – Ludwik z żoną Anną z Białobłockich sprzedali Kadyny miastu Elblągowi. W 1682 roku właścicielem Kadyn został Jan Teodor Schlieben. Warto o nim pamiętać w kontekście porwania i śmierci Christiana von Kalckstein, bowiem też należał do opozycji antyelektorskiej. Nawet schronił się w Koronie – tuż po egzekucji Christiana. Potem przeszedł na katolicyzm i ufundował klasztor bernardynów w Kadynach właśnie, za pełną aprobatą biskupa Radziejowskiego…
Po jego śmierci w 1695 roku dobra kadyńskie odziedziczył jego najstarszy syn Ernest Zygmunt Schlieben, który odsprzedał wieś Stanisławowi Działyńskiemu (ten Działyński był starostą kiszewskim). Kadyny odziedziczył po nim Jan Ignacy Działyński. A potem znowu pojawiają się tu Schliebenowie – otóż wojewoda inflancki Jan Wilhelm Schlieben (młodszy syn Jana Teodora Schliebena) odkupił miejscowość od Ignacego Jana Działyńskiego.
W 1786 roku wieś kupił pruski generał hrabia Wilhelm von Schwerin.
Zatrzymam się przy Schwerinach, nie dlatego, że jakoś specjalnie ich lubię. Raczej robię to przez sentyment dla Wilhelma – i jego megalomanii. To on kazał wyrąbać szeroką przesiekę w lesie od przystani w Kadynach i tam jego prywatna armia rozpalała pochodnie, kiedy hrabia przybywał do majątku. Bo miał zwyczaj przybywać tam wyłącznie wodą.
Tenże hrabia lubił wino i był jego znawcą… Miał też swojego dostawcę w Szczecinie. Kiedyś zakwestionował jakość którejś z partii. I napisał do handlarza stosowny list. Na co dostał równie stosowną odpowiedź:
„Drogi mój Hrabio Schwerinie
Gdy jadasz ser, nie mocz go w winie,
Inaczej żadne z mych przednich win w Kadynie,
Nie zasmakuje Ci jak w Szczecinie…”
[Za: Dariusz Barton „Kadyn historia niezwykła”]
Następnym właścicielem Kadyn został kanonik kapituły warmińskiej Ignacy Stanisław Matthy.
Miejscowość była jeszcze kilkukrotnie sprzedawana, aż w roku 1817 jej właścicielem został Daniel Birkner – kupiec z Elbląga. Po nim, w 1827 Kadyny odziedziczył jego syn – Eduard Birkner.
I tu zaczyna się Wielka Historia Kadyn. Otóż Eduard Birkner zapisał wieś w testamencie cesarzowi Wilhelmowi II. Cesarz Wilhelm nakazał budowę w Kadynach letniej rezydencji cesarskiej (która to obecnie z roku na rok w coraz gorszym jest stanie…).
Przekazanie majątku przez Edwarda nastąpiło testamentem – co oprotestowała rodzina (Edward był ponoć skłócony z rodziną). Żaden jednak adwokat nie chciał podjąć się wystąpienia przeciw majestatowi cesarskiemu. I tak zostało. Ale ciekawie o kulisach transakcji można przeczytać TUTAJ.
Jakby nie było – 15 grudnia 1898 roku, Kadyny stały się własnością cesarza.
Cesarz Wilhelm II wybudował w Kadynach letnią rezydencję oraz nową wieś wg projektów berlińskich architektów w tzw. Stylu Zakonnym (Ordenstil). Zachwyca do dzisiaj świetna architektura, i doskonałe rozplanowanie wsi.
W latach 1937 – 1944 mieszkał tu wnuk Wilhelma II, ks. Ludwik Ferdynand z rodziną. Opuścił majątek uciekając przed Rosjanami ponoć w ostatniej chwili. Jak zeznał jego kamerdyner na procesie Gauleitera Forstera – Książę uciekł w dzień swych urodzin, wciskając się przez okno do przepełnionego wagonu kolejowego. Żoną Ludwika Ferdynanda Pruskiego była księżna Kira, córka wielkiego księcia Cyryla Romanowa (było to małżeństwo z wielkiej miłości, ale to już inna historia).
W latach 1902-05 wybudowano w Kadynach szkołę.
A w roku 1905 z polecenia cesarza powstała w miejscowości manufaktura ceramiczna „Majolika-Werkstatt Cadinen”, specjalizująca się w produkcji majoliki na potrzeby dworu. Wykonano z niej również ceramiczne ozdoby w Gdańsku (w tym zachowany do dzisiaj wystrój sieni i sali operacyjnej dzisiejszego budynku NBP), a kadyńskie wyroby doceniano w kraju i za granicą. W Kadynach produkowano kopie ceramiki greckiej, czy etruskiej, a także kopiowano włoski renesans.
Z małej 9-osobowej fabryczki – manufaktura rozrosła się do zakładu zatrudniającego 50 osób. Wypracowano też własne charakterystyczne wzornictwo a także kolorystykę. Wyroby sprzedawano w sklepach firmowych w Berlinie, Elblągu, Hamburgu, czy Stuttgarcie.
„Kadyńska terakota charakteryzowała się naturalnym bladoczerwonym kolorem. Majolika była malowana i szlifowana, a fajans — pokrywany polewą cynową. Fabryka wypracowała własne receptury farb.
Z Kadynami współpracowała grupa znanych niemieckich artystów. Doradcą cesarza był berliński rzeźbiarz Ludwig Manzel. Projekty wyrobów wykonywali m. in. prof. rzeźby Karol Begas, malarz Paul Heydel, rzeźbiarz Albert Heinrich Haussmann, autor licznych figurek kadyńskich koni, medalier i rzeźbiarz August Vogel. Każdy projekt musiał zyskać osobistą akceptację Wilhelma II. Po pierwszej wojnie światowej cesarz musiał udać się na wygnanie, „Majolika” — przeszła na produkcję masową. Dzięki determinacji kierującego zakładem Wilhelma Dietricha, wychowanka Paula Heydela, kadyńska ceramika nie straciła na jakości. Obok naczyń, serwisów i innych użytkowych przedmiotów, zaczęła wytwarzać charakterystyczne figurki zwierząt — koni, byków, łosi, ptaków, psów w kolorze kadyńskiej glinki. Były figury w stylu art déco oraz ceramika łączona z bursztynem i srebrem.
W Kadynach powstała także ceramika architektoniczna, na wyposażenie budynków i pałaców. Do dzisiaj można ją oglądać na stacji metra berlińskiego przy Teodor Heuss Platz; w holu zakładu kąpielowego w Wiesbaden. Także kasetonowy strop w holu siedziby NBP w Gdańsku i płaskorzeźba z kogą na jednym z budynków w Tolkmicku pochodzi z kadyńskiej „Majoliki”.
Zakład pracował do wybuchu wojny. W Polsce kadyńskie wyroby zostały zapomniane. W fabryce mieściły się potem zakłady ceramiki zabytkowej. Brak katalogów, zniszczenia i powojenne grabieże spowodowały, że okadyńskiej ceramice niewiele wiemy, a ona sama rzadko gości na aukcjach i w antykwariatach.
Obecnie największy zbiór kadyńskiej ceramiki (ok. 40 dzieł) znajduje się w muzeum w niemieckim Münster.”
(za http://new-arch.rp.pl/artykul/201850_Zapomniane_bogactwo.html)
… kiedyś chciałam za ciężkie pieniądze odkupić popielnicę z jaszczurką… produkcja seryjna z lat 30-tych dla wojska,znaleziona … podobna do tej poniżej. Nie udało mi się 😦
Przeminęły lata świetności miejsca, pałac stoi pusty i z roku na rok coraz bardziej zaniedbany. W zabudowaniach stajennych mieści się hotel (z bardzo smacznym ciastem czekoladowym i przemiłą obsługą).
A wieś? No cóż… boryka się z problemami typowymi dla wsi polskich dzisiaj. Czasem wydaje się, że mieszkańcy pozostawieni zostali sami sobie. Ale w tym wypadku – może to i lepiej… Widać zmiany – i są to zmiany na lepsze.
Zdecydowanie warto zajrzeć do Kadyn – choćby na kawę i ciastko do hotelu, a potem koniecznie iść do Dębu Bażyńskiego (ponoć w czasiach I wojny światowej mieściło się nim do 11 żołnierzy)… Koniecznie należy przejść się trasą wyrąbaną przez służbę dla szalonego megalomana i miłośnika wina.
Kadyny zdecydowanie mają w sobie to „coś”. Może to historia wielkiej miłości, jaka połączyła Ludwika Ferdynanda i Kirę? Ale to materiał na osobną historię 😉