Siostra Alicja z Wejherowa

Jako, że dzisiaj jest 1 listopada, i tradycją jest wspominanie zmarłych, postanowiłam i ja wspomnieć.

O nikim z Rodziny – bo o nich myśli się często. Zwłaszcza, jeśli na te myśli – szczególnie ciepłe – zasługują.

Napiszę o kobiecie nietuzinkowej.

O zakonnicy.

O siostrze Alicji Kotowskiej z wejherowskiego klasztoru Sióstr Zmartwychwstanek.

Moja fascynacja tą osobą zaczęła się parę lat temu, kiedy zaproponowano mi współprowadzenie wycieczki szkoleniowej PTTK wraz z dwoma Kolegami – wspaniałymi Przewodnikami. Jako, że tak Jarek jak i Tomasz są żywym zaprzeczeniem obiegowej opinii o przewodnikach monotonnie klepiących bzdury, wiedziałam, że poprzeczka została zawieszona niezmiernie wysoko…

Zawsze staram się pojechać w teren, po którym mam oprowadzać, tak by wiedzieć jak najwięcej. Tak też i zrobiłam wtedy. Dionizy – jako rasowy Pół-Przewodnik (tak nazywamy w naszym przewodnickim żargonie naszych współmałżonków…) zapakował jakieś kanapki, parasol (lało, jesień była jakaś taka mokra i zimna), jakiś termos z gorącą kawą i ruszyliśmy…

Wiedziałam, jaki mam teren do opracowania, bowiem z Kolegami podzieliliśmy nasz wyjazd na trzy części narracyjne. Mnie przypadła, między innymi, Piaśnica.

TA Piaśnica…

–           *          –

Czas jakiś temu wysłuchałam w radio audycji p.t. Alicja już tu nie mieszka. Rzecz było a siostrze Alicji Kotowskiej. Błogosławionej Alicji Kotowskiej. Dla kogoś, kto nie zna historii Siostry i niewiele wie o tym, co stało się tu, na Pomorzu w listopadzie 1939 roku – audycja nie mogła wystarczyć. Nie mogła też oddać całego tak zwanego ducha tamtych czasów i miejsca. Dla kogoś, kto nie ma tutaj swoich korzeni, to jedno z wielu miejsc martyrologii…

Wiedząc, iż w autokarze będzie większość bądź to potomków osadników powojennych bądź wręcz tych, którzy tu przyjechali po 1945 roku, zastanawiałam się, jak oswoić dla nich to miejsce.

Miejsce trudne, a znane tu, na Pomorzu przeważnie ze sloganów typu:

„Miejsce martyrologii Polaków w czasach wojny”,

„Masowe groby bestialsko pomordowanych”,

„12 tysięcy zamordowanych przez hitlerowców”.….

Od czasu do czasu słyszymy w środkach masowego przekazu, że jakaś delegacja złożyła tam kwiaty, i tyle…

Minęło wiele lat od tamtych chwil i rzadko zastanawiamy się nad głębszym znaczeniem owych sloganów.

Wystarczy jednak wybrać się na miejsce – tu, do Piaśnicy – 10 km na płn od Wejherowa, przy drodze na Krokową.

Ogranie nas wspaniały las, porastający piaśnicki sandr.

Parę słów wyjaśnienia geograficznego: piaśnicki sandr – to równina piaszczysto-żwirowa na zachodnim krańcu Kępy Puckiej. Równina ta wznosi się na ok. 60-80 metrach nad poziom morza i odwadniana jest przez rzekę – Piaśnicę. Ma ona ma długość 28,6 km a dorzecza wielkości 325 km2. Bierze swój początek w śródleśnym jeziorku Sobór, 2,5 km na płd. od wsi Mała Piaśnica, około 6 km na płn. zach. od Wejherowa… Następnie płynie przez Puszczę Darżlubską, (czyli także przez Piaśnicę) i dalej przez Jezioro Żarnowieckie by ujść do morza w Dębkach.

Piaśnica, to wciąż jednak najczęściej jedno z typowo rocznicowych miejsc na mapie. I tyle.

Ale, jeśli się wejdzie w las nieopodal pomnika, i ruszy spacerkiem przed siebie – otwiera się inna przestrzeń.

Oswajanie leśnego miejsca to właśnie spacer, zbieranie liści, zaglądanie do norek w ziemi w poszukiwaniu krasnoludków czy leśnych elfów… Tu jednak elfów nie ma. Uciekły porażone grozą.

Tylekroć tu bywałam z kwiatami na 11 listopada, stałam nad grobami i zastanawiałam się nad tym tylko, czy w domu czeka na mnie obiad, czy zdążę jeszcze na jakieś spotkanie…

Tym razem, kiedy tu zajechałam, żeby to miejsce „oswoić”, zdałam sobie sprawę, z faktu, że nigdy tak do końca nie pojmowałam tego miejsca. No, bo kiedyś przyjeżdżałam tylko do MIEJSCA, teraz przyjechałam do LUDZI…

Do Alicji Kotowskiej z wejherowskiego Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstanek – zarazem dyrektorki tamtejszego żeńskiego gimnazjum, odznaczonej Krzyżem Orderu Polonia Restituta za działalności w czasie I wojny…

Do Witolda Kukowskiego z Kolibek,

Do Zakładników Gdyńskich,

Czy wreszcie do dzieci tu zabitych.

Także do księdza z Leśniewa, który tutaj odprawiając mszę w 1992 roku, zmarł na serce.

–           *          –

Odszukaliśmy z Dionizym grób siostry Alicji. Łatwo go znaleźć,  zawsze są na nim świeże kwiaty.

–           *          –

Urodziła się w Warszawie, w roku 1899 – w kochającej rodzinie. Musiała to być rodzina kochająca się, skoro ojciec nazywał swoją żonę „ósmym cudem świata”. Marylka (bo tak się nazywała siostra Alicja, zanim została zakonnicą) była uczennicą zwyczajną. Były i piątki na świadectwach i trójki całkiem nędzne. Kiedy zaczęła studia, była to medycyna. Jednak przerwała je, bo wstąpić do zakonu – właśnie Zmartwychwstanek. Rodzice, aczkolwiek bardzo wierzący, byli zszokowani jej decyzją. Ale, jak mówi tradycja rodzinna, po wielu dyskusjach uszanowali jej decyzję. Przekonała ich dojrzałość, z jaką wytłumaczyła swój krok. Wróciła na studia – tym razem obierając kierunek matematyczno-przyrodniczy.

Magisterium obroniła pracą z chemii poświęconą badaniom ebulioskopowym.

(Ebulioskopia to zespół metod fizykochemicznych stosowany w tzw. ebuliometrach do bardzo dokładnego pomiaru temperatury wrzenia układów jedno- i wieloskładnikowych; również do oznaczania masy cząsteczkowej związków chemicznych, stopnia czystości cieczy, rozpuszczalności substancji).

Ponadto ukończyła seminarium nauczycielskie i po stosownych egzaminach została dyplomowanym nauczycielem szkół średnich.

Wspomniałam, że została odznaczona Krzyżem Orderu Polonia Restituta za działalność szpitalną w czasie I wojny światowej. Wiele zakonnic działało w czasie wojny, ale nie każdą odznaczano TAKIM odznaczeniem.

Mają Anglicy swoją Florence Nightingale, nie wiem, czemu my nie mówimy o S. Alicji.

Kiedy została przeniesiona, do Wejherowa, objęła stanowisko bardzo odpowiedzialne, bo została mianowana dyrektorem Prywatnej Szkoły Powszechnej i Żeńskiego Gimnazjum Ogólnokształcącego, i powierzono jej również kierowanie Prywatnym Przedszkolem i internatem dla dziewcząt. Specyfika tego stanowiska polegała na tym, że to gimnazjum upadało. I tak naprawdę, gdyby to się działo dzisiaj, pewnie by szybciutko je zamknięto – jak to się czyni w imię wyższych celów…

Pod rządami Siostry Alicji nastąpiło odrodzenie szkoły.

Czasem – kiedy mówimy o zakonnicach, mamy tendencje do pokpiwania z tych, jak mawiamy, „pingwinów”. Nie wszystkie są wysokich lotów intelektualnych i tylko bardzo nieliczne mają charyzmę. Siostra Alicja była  jedną z tych bardzo nielicznych.

Nie była zakonnicą, w potocznym tego słowa znaczeniu. Oczywiście – nosiła habit i czarny różaniec ( i po tym też poznano jej szczątki w tym grobie). Ale poza tym, przede wszystkim była osoba wykształconą i bardzo inteligentną!! Była  doskonałym pedagogiem, intuicyjnie wyczuwającym chwilę i dozę pedagogiki! No i jeszcze jedno – niebagatelna sprawa – jako osoba wychowana w kochającym się domu, była pogodna i miała duża dozę poczucia humoru.

W tym kontekście słynna stała się sprawa tajemniczego listu Siostry Alicji… Listu, jaki dosłownie sfrunął z nieba do klasztornego ogrodu. Ten list, zrzucony z samolotu właśnie przez Siostrę Alicję, podczas przelotu nad Wejherowem, stał się powodem wojskowej interwencji – przeszukania. W liście były ” Pozdrowienia z Nieba”, i podpisy paru sióstr, w tym Siostry Dyrektor…

Skąd wiem, że była pogodna? Otóż, nad jej grobem zastałam parę kobiet. Podeszłam i zapytałam, czy ją znali. Starsza z kobiet uśmiechnęła się i to bardziej oczami. Odparła twierdząco. A jaka była…, tu kobieta zamyśliła się na chwilę, po czym z uśmiechem w oczach powiedziała, że była ŻYWA. Nie pytałam o więcej, bo nie bardzo wypadało. Ale już wiedziałam, jaka była Marylka-Alicja. Nie dziwię się, że przepadały za nią jej współtowarzyszki i uczennice.

Została aresztowana przez Gestapo 24 października a 11 listopada  wraz z innymi więźniami wejherowskiego więzienia – rozstrzelana w lesie piaśnickim. Powodem aresztowania była zwykła ludzka zdrada. Zdrada  woźnego…  To on na polecenie Siostry Dyrektor zakopał w ogrodzie klasztornym precjoza zakonne. A następnie doniósł o tym „gdzie trzeba”.

Ciekawa jestem tylko, co stało się z owym woźnym, owym Franciszkiem Prangą (nazwisko tak znane i popularne na tych terenach! )  No więc, nie wiem, co się stało z owym człowiekiem, który ją przeskarżył na Gestapo. To przecież przez niego tutaj zakończyła swoje życie.  Gdyby nie on, Siostra w listopadzie 1939 roku skończyłaby 40 lat.

Więcej o Siostrze Alicji i o zbrodni w Piaśnicy:

http://pielgrzymka1.w.interiowo.pl/z94.htm

http://pl.wikipedia.org/wiki/Zbrodnia_w_Pia%C5%9Bnicy

http://orka2.sejm.gov.pl/IZ5.nsf/main/13E2D652

http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/11-11c.php3