Suplement dopisany w bieżącym – 2015 – roku, znajduje się na końcu artykułu. Zam zaś artykuł pochodzi z roku 2010.
Właśnie wróciłam z kolejnej wyprawy do Prus Wschodnich… I po raz kolejny zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo te ziemie zostały skrzywdzone. Najpierw przez pochód „zwycięzców” w 1945 roku, a potem przez politykę. Osadzono tu nowych ludzi. Osadzono ich tutaj na siłę. Nie pozwolono im pokochać tej ziemi, wciąż strasząc duchami niedalekiej przeszłości. No i … Wciąż nie czują tej ziemi. Wciąż nie czują jej historii. I wciąż jej nie doceniają.
Jako, że podczas naszego mikro-urlopu zaopatrzeni byliśmy w mapę nie dość dokładną, w wielu wypadkach poruszaliśmy się na tzw. czuja.
Pogodzeni z faktem, że do słynnego Juditten jednak nie dojedziemy, postanowiliśmy odwiedzić swojsko brzmiące… Judyty.
Judyty to wieś położona jakieś 6, może 7 km od granicy z tworem, zwanym Obwodem Kaliningradzkim. Po II wojnie światowej granica przerwała wielowiekowe trwanie tych ziem. Bezduszna polityka skazała je na miejsce w klasie B, a może nawet C lub D…
Judyty kiedyś stanowiły majątek należący od XVI wieku do rodziny von Kunheim. Pośród bardziej i mniej znanych tego nazwiska – przewija nam się w XVI wieku niejaki Georg (syn Georga i Margarethy Truchsess von Wetzhausen z Łankiejm).
Ówże Georg urodził się w Welawie (tej od traktatów…). W dorosłym życiu znalazł się wśród dworzan Księcia Albrechta w Królewcu. Był jego ulubionym dworzaninem, zaufanym i cennym. Na tyle cennym, że gdy zachorował, Książę Pan wezwał do niego znamienitego doktora – „szczególnie miłego pana” Mikołaja Kopernika z Fromborka.
Georg Młodszy był zięciem samego doktora Marcina Lutra. Jak zdobył rękę jego najmłodszej córki, nie wiem (jeszcze), ale wyczuwam w tym wpływ Katarzyny von Bora. Po śmierci Margarethy drugą żoną Georga została Dorothea von der Oelsnitz (ciekawe przemyślenia dotyczące innego członka tego rodu TUTAJ).
W skład dóbr należących do pacjenta Doktora Mikołaja – wchodziły także Judyty.
Pałac judycki pozostał w rękach rodziny Kunheimów (czy jak się teraz piszą: Kuenheimów) do czasów wojny. Tutaj w roku 1928 urodził się słynny Eberhard von Kunheim. Dzisiaj powiedzielibyśmy o nim, że miał ciężkie dzieciństwo: ojciec zginął w wypadku samochodowym w roku 1935. Jak szemrano po cichu, kto wie, czy to nie była śmierć polityczna. Nie należał bowiem do zwolenników nowej polityki. Matka – jak podają wszystkie encyklopedie – przepadła w jednym obozów radzieckich już po wojnie. Jak często można przeczytać, historia ojca znacznie Eberhardowi pomogła w dostaniu się w powojennych Niemczech na studia. A pewnie i w znalezieniu potem pracy. Dość na tym, że trafił do koncernu BMW. Przez przeszło 20 lat był tam dyrektorem i prezesem, a potem przewodniczył radzie nadzorczej koncernu. Czasy jego „rządów” nazywano w BMW Erą Kuenheima.
Tutaj można przeczytać niezły artykuł, poza drobnym szczegółem, że jeśli Judyty położone są w okolicach Elbląga, to autor artykułu zdecydowanie powinien wrócić na lekcje geografii… Chociaż wystarczy google maps, żeby rzetelnie przygotowć się do pisania artykułu. …
W Judytach też prowadzono jedną ze starszych hodowli słynnych Trakenów. Konie trakeńskie wciąż są hodowane w pobliskich Liskach. Obecnie już wolno oficjalnie tę rasę nazywać jej starą nazwą… A stało się to dopiero w roku 2005, kiedy to Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi zezwoliło na otwarcie księgi hodowlanej trakenów w Polsce. Zadziwiające, jak bardzo tzw. czynniki wciąż boją się tradycji… Niedouczenie, kołtuństwo i brak poszanowania historii. To chyba genetyczne ?
Dzisiaj Judyty nie są nawet w połowie tak wspaniałe jak niegdyś…
I te słowa odnoszą się do wszystkich dawnych majątków w Prusach Wschodnich. Można tylko wspominać opowieści rodzinne, o tym, jak niegdyś było czysto dokoła, i jak zadbane były wsie i majątki…
p.s. Kunheimów można „spotkać” tu i ówdzie, jeżdżąc po dawnych Prusach Wschodnich… Między innymi – w Kętrzynie (Rastembork) na zamku można obejrzeć portret Jana Ernesta von Kunheim. Jak większość z rodziny – i on spoczął po śmierci w rodzinnym grobowcu w Sępopolu.
Na potomków Georga i Margarethy de domo Luter natkniemy się czytając historię (a może raczej Historię). Tropiąc genealogię von Eulenburgów – spotkamy rezydentów Judyt… Także śledząc parantele Paula von Hindenburg trafimy na Kunheimów…
p.s. 2
dopiero kiedy się wpatrzyłam w zdjęcie pałacu – niewyraźne i ciemne – zauważyłam, że słynne lwy jednak są na miejscu!!!!! Zostały zakupione w roku 1889 i wróciły na miejsce, po tym, jak nowy właściciel pałacu parę lat temu oddał je do stadniny w Liskach… Po protestach mieszkańców – lwy na szczęście wróciły na miejsce… Czas jakiś temu Pan Pięć Marek chciał odkupić lwy jako pamiątkę dzieciństwa. Lwy jednak pozostały przy pałacu….
TUTAJ zdjęcia obrazujące mizerię i marazm, albo właściwie agonię miejsca niegdyś tętniącego życiem! Jak można było doprowadzić do takiej ruiny ?? Nie warto tłumaczyć latami tzw. komuny. Bo ustrój się zmienił, mentalność (szczególnie decydentów) nie …
SUPLEMENT. styczeń 2015
I jak to bywa w życiu – właśnie ono dopisało suplement do opowieści o lwach Kuenheima. Po czterech latach.
Otóż pewnego późnego zimowego popołudnia zadzwonił telefon. Zjechałam autem na pobocze i odebrałam. To Pan Piotr H-S, domagał się, bym zmieniła swój wpis, bowiem był błędny….
No i opowiedział mi historię powrotu lwów z Lisek do Judyt. Trąciło to historią żywcem wyjętą z historii Radia Erewań…
Otóż… powyżej, w 2010 roku, napisałam, że lwy wróciły do Judyt po protestach mieszkańców. No i nic bardziej błędnego. Otóż mieszkańcy (ciekawa jestem ilu tak naprawdę pozostało poza układem) byli zamieszani w spisek, którego efektem miała być doskonale przygotowana kradzież. Bo jedynym faktem z mojego p.s. 2 sprzed 4 lat jest to, że Pan Pięć Marek zapragnął mieć lwy u siebie, jako pamiątkę dzieciństwa. Afera z tego wynikła niemała, bo okazało się, że chęć posiadania lwów była tak silna, że zorganizowano do tego celu całą siatkę osób. Zamieszanych w całą „imprezę” było parę znanych nazwisk, także w Polsce. No i owi mieszkańcy. Bynajmniej nie w zbożnym celu ochrony zabytku przed wywiezieniem. Całość tak przygotowań, jak i potem akcji stosownych służb – z pewnością nadawałaby się do nakręcenia filmu sensacyjnego. W każdym razie – na szczęście cały misternie opracowany plan kradzieży lwów spalił na panewce. Lwy wróciły przed pałac.
A tak na zakończenie, dodam tylko, że okropnie żal patrzeć, jak te tereny wciąż skazywane są na zagładę, na śmierć przez zapomnienie, i zaniedbanie. Tak fizyczne, jak i mentalne. Władze odnośne, wciąż nie widzą Historii, tej wielkiej, jaka przetoczyła się tędy nie tak przecież dawno. Nie widzą niesłychanych możliwości, i tego co tak brzydko nazywa się „potencjałem” tych ziem. Bo najlepszym i najmocniejszym „produktem turystycznym” (tfu, co za nazwa) – czy się komuś to podobam czy nie – jest wiek XIX i początek XX, z wielkimi nazwiskami, z I wojną światową, z hodowlą koni trakeńskich!!
Żaden tam jakiś nieznany poza Polską Ignacy Krasicki, ani nawet znany powszechnie mój ulubiony Doktor Mikołaj nie przyciągną turystów. Ale Kuenheim, Eulenburg, czy Hohenzollern tak… A do tego należy dodać wyśmienite jedzenie i znakomite otoczenie. I na tym powinno budować się markę…
Przecież przy odrobinie funduszy, można wykorzystać choćby właśnie Judyty – i zrobić z nich maszynkę do robienia pieniędzy. W końcu nie każdy kto jeździ BMW ma pojęcie, że to właśnie w Judytach urodził się ojciec sukcesu tej marki. Przy mądrym zainwestowaniu w budynki, i przystosowaniu ich do użytku, nic nie stałoby na przeszkodzie by organizować tu zjazdy BMW… Oczywiście lwy na ten czas, na wszelki wypadek byłyby przykryte 😉