I znowu Święta Lipka.
Zawsze, nieodmiennie skojarzona z Reszlem i dwoma sąsiadami tam pochowanymi.
Skojarzona z Maćkiem Meyerem i jego niesłychanym talentem.
Skojarzona z bezpieczeństwem i higieną pracy.
Dlaczego akurat z tym?
No – bo Maciej Jan Meyer spadł z rusztowania podczas pracy w lipcu 1737 roku. W ten sposób Warmia, ba! Rzeczpospolita, straciła niezwykle utalentowanego malarza.
Maciek urodził się w Lidzbarku Warmińskim – stolicy biskupiej. A że Warmia miała szczęście do światłych włodarzy i do tego majętnych, nie dziwota, że kwitł mecenat.
Tak też i stało się w przypadku młodego Meyera. Zauważył go – dosłownie – Biskup Teodor Potocki. Wprawdzie mówiąc o biskupie często dodaje się epitet „fanatyk”, ale przyznać mu trzeba, iż za jego czasów niezmiernie dużo działo się w księstwie biskupim. Dużo, jeśli chodzi o renowacje, restauracje i fundacje. To jemu zawdzięczamy m.in. przepiękny i pełen elegancji kościół pielgrzymkowy w Krośnie koło Ornety, także rozbudowę założenia w Stoczku Klasztornym.
Ale wracając do Macieja Meyera. Biskup zauważył młodego człowieka, kiedy ten wykonywał malaturę w kościele parafialnym w niedalekim Kraszewie. Zdolności młody człowiek wykazywał wielkie, tylko kreskę miał „niewyrobioną”. Dla wyrobienia tejże, Biskup wysłał młodzieńca na studia do Włoch. Po powrocie z zagranicznych wojaży Meyer dokończył dekorację kraszewskiej świątyni.
W roku 1722 rozpoczął dekorowanie odnowionej (czy jak kto woli zmodernizowanej) świątyni w Świętej Lipce.
Mayerowi przypisuje się wprowadzenie do malarstwa polskiego quadratury (czyli malarstwa iluzjonistycznego naśladującego architekturę) w dekoracji sklepień, wprowadził także panoramiczną dekorację (figuralną).
Wiemy (a raczej możemy się domyśleć) jak wyglądał artysta, bowiem w dwóch miejscach sanktuarium świętolipskiego pozostawił nam swój autoportret. Jeden na sklepieniu w rogu nad organami, a drugi na obrazie „Chrystus nauczający w świątyni”.
Ale Święta Lipka to nie wszytko, co pozostawił nam Maciej Jan. Spotkamy go w kaplicy św. Brunona w Wozławkach nieopodal Bisztynka. Tu pracował na zlecenie Gotfryda Henryka zu Eulenburg z Galin (proboszcza Wozławek).
Spotkamy go także we Fromborku, gdzie wykonał malowidła w kaplicy Salwatora (Zbawiciela). Nad wejściem do tej wspaniałej kaplicy pozostawił swoją sygnaturę.
Teodor Potocki nie zapomniał o swoim protegowanym. Kiedy już został prymasem Polski, zamówił u Meyera wystrój swojej kaplicy grobowej w katedrze gnieźnieńskiej.
Prócz malowideł ściennych malował też obrazy olejne. Te jednak należą dzisiaj do rarytasów, i jeden taki znajduje się w Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie.
Ostatnimi pracami Meyera wykonywanymi w Św. Lipce w latach 1733-37 były malowidła na sklepieniu i ścianach w północnej części krużganka kościoła. Należą, jaka twierdzą znawcy, do najbardziej dojrzałych jego prac. Niestety pozostały niedokończone.
Dlaczego?
Otóż w lipcu roku 1737 Maciej Meyer malował na sklepieniach krużganka. Dla wygody tworzenia leżał na rusztowaniu. Tematem sceny była walka anioła z diabłem. Wtedy to właśnie zdarzył się straszny wypadek, bowiem malarz spadł z rusztowania. Kilka dni walczył ze śmiercią, ale niestety walkę przegrał. Jako, że związany był ze Świętą Lipką przez wiele lat, pochowano go w krypcie pod posadzką kościoła. A w drogę stąd do wieczności dano mu atrybuty… 3 pędzle, z którymi niemal się nie rozstawał za życia.
Niewątpliwie był Kimś Znacznym na artystycznej mapie osiemnastowiecznej Rzeczypospolitej.
No i nie byłabym sobą, gdybym nie wtrąciła holośników 🙂 A że świetny wykład dostałam na ich temat od Pana G.B. (jest akustykiem, i tropił je zapamiętale, m.in. w gdańskiej farze Głównego Miasta) – to i teraz chwytają moje oczy, gdziekolwiek są…
Na koniec urywek prezentacji organów, na którą „załapałam się” z moją grupą. Nie dzwoniłam do parafii przed wizytą, pomna niewiarygodnego szczęścia, jakie mi tam towarzyszy. Za każdym razem (mam na myśli czas poza sezonem) trafiam na zamówiony mini koncert. Tak też było i tym razem.I próbkę tego zamieszczam TUTAJ: do posłuchania Bacha a także do obejrzenia geniuszu malarskiego Maćka Meyera.
A dla porównania TUTAJ próbka brzmienia innego zupełnie – organy fromborskie.
[…] Eulenburg funduje tu kaplicę i do kładzenia polichromii zatrudnia wziętego wówczas malarza – Maćka Mayera. Ten stworzył polichromie, wypełniając kaplicę świętą […]
Witam. Niedługo wybieram się do Świętej Lipki. Chciałabym zobaczyć „autoportrety” Meyera. Jak go można rozpoznać na obrazie „Chrystus nauczający w świątyni”? Czy ma jakieś cechy szczególne? Czy ten obraz znajduje się w tej chwili w kościele? No i: czy można Meyera dostrzec „gołym okiem” przy organach? W zasadzie nie mogę znaleźć niczego w tym temacie w sieci. A holośniki to są głośniki? 🙂 Pozdrawiam serdecznie.
Witam 🙂
holośniki to dziury w sklepieniach – szczególne w Ornecie widać jak wspaniale sa ozdobione. Tam są takie „mordy” diabelskie namalowane 🙂 szczególnie jeden – w szlafmycy 😉
a co do Maćka Meyerra, to w Lipce można dostać taki malutki pzewodniczek, gdzie są opisane obrazy – po kolei. Ja w ten sposób zaczęłam oswajanie Lipki. Koniecznie trzeba pociągnąc za język starszego braciszka który mówi wprowadzenie przed prezentacją organów. A Autoportret Maćka jest po lewej stronie organów.
Stojąc twarzą do organów, trzeba spojzeć na lewo tuż nad organami, nad emporą. Jest człowiek w kurtce – kamizelce i trzyma pędzle w garści. Miłej wyprawy, to wspaniałe miejsce. A przy sposobności serdecznie polecam Reszel!! 🙂 serdecznie pozdrawiam 🙂