Często mówi się, że diabeł tkwi w szczegółach… Diabeł ogonem nakrył…. Diabeł mówi dobranoc… Diabli wiedzą…
Ano wiedzą… Tkwi… Nakrył…
On, czyli Tutivillus.
©K.Czaykowska – Diabły orneckie w spływach sklepiennych
Diabeł podsłuchiwacz – szpieg Pana Boga mawia się, po prawdzie jednak to szpieg Władcy Piekieł. Jedyny taki, który ma prawo – ba! nawet poniekąd obowiązek – siedzieć w parafialnych czy klasztornych kościołach (tu nad stallami), a także na krużgankach klasztornych. Siedzi, przycupnięty gdzieś w kącie i spisuje, albo podsłuchuje nasze grzechy i zaniechania…
Podsłuchuje i zapamiętuje, by potem o nich zdać relacje.
Inna wersja mówi, iż szpieguje i podsłuchuje, notuje, zbiera grzechy by je “wywlec” na Sądzie Ostatecznym.
TUTIVILLUS…
A początek był całkiem prozaiczny – otóż – wymyślony został nasz bohater w jakimś klasztorze, bodaj w XII wieku.
Otóż – reguła zakonna wymaga, by mnisi spotykali się na wspólne modły mniej więcej, co trzy godziny. Niekoniecznie wszyscy bardzo ochoczo, i niekoniecznie wszyscy bardzo przytomnie. W nocy musiało to być szczególnie uciążliwe. A jeszcze jak pomyślimy sobie o zimnie w kościele, i ubiorze mniszym. Brrrr. No i kiedy odśpiewywano ostatni psalm – właściwie większość mniszych myśli krążyła już wokół własnej celi i bardziej lub mniej wygodnego – ale zawsze… łóżka. Przełożeni więc wymyślili bat na śpiochów i niezbyt pilnych – Tutivillusa.
Diabeł, który miał pierwotnie być niejako wrotnym – bowiem siedział przy wejściu i notował, kto pięknie a kto niedbale pokłonił się Panu Bogu.
©K.Czaykowska – Tutivillus malborski
Nie, nie zauważymy go, bo sprytne to stworzenie i chowa się przed naszymi oczami. Więc by nas nie wpisał na listę – mając wodę święconą tuż przy wejściu, użyjmy jej i pokłon niski a szczery oddajmy Panu, i wtedy szpieg nie będzie miał nic do roboty.
Profesor Widacki powiedział kiedyś, że z legendą się nie walczy, legendę się opowiada (to przy sposobności badań nad domniemanymi szczątkami Strasznego Jaremy na Św. Krzyżu)….
I tak też było w tym wypadku – legenda, szybko została adaptowana, a diabeł został “oswojony”… Stał się nawet niejako elementem naszej codzienności. Naszej – bowiem jak wspomniałam na wstępie – w codziennym słownictwie funkcjonuje mnóstwo powiedzeń z tym właśnie diabłem w roli głównej. Nawet sobie z tego nie zdajemy sprawy – ile wokół nas Tutivillusa.
©K.Czaykowska – Tutivillus malborski
No bo to przecież nie ten wielki straszny czort z piekieł – jak mu tam… Belzebub, czy inny Lucyfer. To nasz Tutivillus.
Jak ustalił jeden z “tropicieli” Tutivillusa – ówże szpiegował na terenie Niemiec, Austrii, Czech, Szwajcarii, Szwecji i Danii a także w dalekiej Finlandii, także w Anglii oraz Estonii. Ukrywał się głównie na polichromiach.
W XVI-wiecznej Anglii miano tutivilla mieli ludzie delikatnie mówiąc niezbyt rozgarnięci i – co tu ukrywać – kmioty (pod każdym względem). Więc miano to było nader pogardliwe.
Bywało się i też bywa wścibskim jak Tutivillus, drobiazgowym niczym Tutivil.