Żuławy Steblewskie cz. 5 – Krzywe Koło

Czemu Koło? Czemu Krzywe? Tego już się nie dowiemy, trzeba by zapytać komisję od nazewnictwa powojennego.*

UWAGA!!! Ten wpis będzie długi! 🙂

Lubię Krzywe Koło.

TUTAJ zdjęcia.

Od lat tam zajeżdżam z grupami (także tymi ze Stowarzyszenia Żuławy Gdańskie), i nigdy nie wiem, kto ma większa frajdę z wypraw: moje grupy czy ja. 😉 Tym razem weszliśmy także do kościoła, bo jest to jeden z ciekawszych obiektów sakralnych Żuław Steblewskich (czy jak kto woli – Gdańskich).

Samo Krzywe Koło położone jest w najżyźniejszej części tych Żuław, niegdyś zwanej Wysokie Łąki. I leży nieco wyżej niż okoliczne tereny – bo około 4,4 metra nad poziomem  morza. Od 1310 roku było własnością komturii gdańskiej, potem podzieliło los innych wsi w orbicie Gdańska. TUTAJ skrót historii, ze strony Gminy Suchy Dąb. Herb Gdańska na południowej kruchcie kościoła dobitnie świadczy o tym, kto tutaj sprawował patronat od czasów podpisania II Pokoju Toruńskiego. Przed wojną wieś liczyła nieco ponad 500 mieszkańców, i do dzisiaj ta liczba się nie zmieniła. Jak można wyczytać w dość skąpych informacjach – we wsi było niegdyś 20 budynków, w tym 2 podcieniowe. Do dzisiaj istnieje jeden. Właściciel, który do niedawna jeszcze żył w Niemczech – nazywał się Klassen (tak, to jedno z najpopularniejszych nazwisk mennonickich, a w ogóle we wsi w XIX wieku było tylko 5 Mennonitów). Wieś miała swoją szkołę, która jednak spłonęła, ponoć od iskry elektrycznej. Nową szkołę wybudowano w roku 1922. Nauka trwała od poniedziałku do soboty, bez podziału religijnego. Jedynie lekcje religii były organizowane osobno dla obu wyznań (katolicy i ewangelicy). Dzieci uczęszczały do szkoły od 6 do 14 roku życia. W szkole pisano na tabliczkach, które w soboty szorowano dokładnie na następny tydzień. Każda klasa liczyła około 30 uczniów. Do Gdańska można było się dostać autobusem, który jechał z Koźlin. Tam też była granica Wolnego Miasta Gdańska, i tam znajdował się szlaban i izba celna. Istniała też linia kolei wąskotorowej – od Steblewa, przez Koźliny, Krzywe Koło do Pszczółek. Właścicielem linii była cukrownia w Sobowidzu a cała trasa nazywana była „Trasą Buraczaną”. Prąd do Krzywego Koła dotarł w roku 1911. Motława była czysta, zresztą czyszczono ją dwa razy w roku, można było się w niej kąpać (!) i pływały po niej stateczki turystyczne i mnóstwo było kajaków. W czasie II wojny w barakach na dzisiejszym boisku Niemcy trzymali angielskich jeńców wojennych, którzy trafili do niemieckiej niewoli w roku 1940, potem także do baraków trafili Rosjanie. W marcu 1945 roku nastąpiła ewakuacja wsi. Armia Czerwona nadchodząca od strony Koźlin i Pszczółek ostrzelała wieś, niszcząc co popadło. Niemcy okopali się od strony Motławy – stąd wał tam jest nieco wyższy.

Na szczęście zachował się kościół (tu poprawka – Dariusz Dolatowski, autor monografii wsi żuławskich, w tym Krzywego Koła skorygował mój wpis: to nie kościół, a kaplica, będąca macierzystą filią świątyni parafialno-dekanalnej w Steblewie). I tutaj dochodzę do sedna… Bo ta świątynia to wrota do innego wymiaru, do innych czasów. Kiedy się przekroczy próg (Pan A. zawsze znajdzie czas, żeby nadejść z kluczem i cierpliwie wysłuchać po raz n-ty tego, co mam do powiedzenia grupie) – wkracza się w inny świat. Świat XVII wieku, kiedy wszystko było uporządkowane, kiedy hierarchia była zachowana, nawet w pochodzie do nieba. Skromny wiejski barok, w gotyckim orientowanym kościółku (tu, żeby było jasne, stosuję nazewnictwo w odniesieniu do budynku, nie do miejsca kultu 😉 ), stalle dla 12 sąsiadów (i żon tychże), empory, i pomieszczenie dla organisty. Wieża z rewelacyjnie utrzymanym zegarem z 1908 roku. Zapach z Wtedy zachowany do Teraz. To wszystko powoduje, że głosy cichną, i jedyne, co można usłyszeć od grupy to westchnienie zachwytu.

Ale zdecydowanie to, co przyciąga, to informacja z roku 1700, a dotycząca pewnego parafianina. Otóż parafianin ów o imieniu Michael, był synem dziedzicznego sołtysa Krzywego Koła niejakiego Andreasa Bibersteina, sołtysa Steblewa. No i jak to bywa w życiu – Michael postanowiła się ożenić. I dobrze, to się człowiekowi zdarza. Ale on postanowił zrobić to z tzw. przytupem. I zrobił. Do dzisiaj się o jego weselu mówi! A to tego względu, że postąpił wbrew Ustawom Antyzbytkowym.

Ale od pieca…

Chłopi żuławscy należeli do – jakbyśmy dzisiaj powiedzieli – bogaczy. Czasem się ich określa mianem gburów. Śmietanka do kawy na śniadanie w takim zasobnym gburskim gospodarstwie nie należała do rzadkości, tak jak i słodkie bułeczki. Zdarzały się wypadki, że takie gospodarstwo trzymało i 50 koni. Stać więc było gospodarzy na życie paradne, nierzadko okazywane w bogactwie strojów, czy wystawności uroczystości. Wydawano więc w miastach Ustawy Antyzbytkowe mające ograniczyć tę chłopską manifestację bogactwa. Szczególnie dotyczyło to wesel. I tak – w roku 1635 wydano w Gdańsku ustawę regulującą ilość gości weselnych, podawanych potraw i długość trwania uroczystości weselnej. A więc wolno było: zaprosić do 48 osób, ubić na tę  okazję 1 krowę, 2 owce. podać 3 dania (3 rodzaje potraw). Wolno też było się bawić 2 dni.

A tymczasem wesele naszego Michała trwało ponad tydzień. Zaprosił na nie 455 par gości. Podczas wesela zjedzono: 5 wołów, 165 cieląt, 55 świń, 45 jagniąt, 100 par kapłonów, 60 zajęcy, 600 karpi, 4 tony chleba, wypito 62 beczki piwa, a do uczty przygrywało 20 muzykantów.

Kara za taką przewinę wynosiła 1000 florenów (1 fl=3,5 g złota), zaś samo wesele kosztowało 7000 florenów (tyle ile kosztowały parę lat wcześniej organy fromborskie), czyli równowartość 5 łanowego gospodarstwa z zabudowaniami (84 ha).

Dla porządku dodam, że Michał urodził się w niedalekim Steblewie, a ożenił się z Reginą Neumann, córką właściciela Kaczynosa k. Malborka. Ich córka Anna została drugą żoną Carla II Groddecka, burmistrza Gdańska (została pochowana w Farze Prawego Miasta Gdańska).

*/*

A napis na odwrociu ołtarza w Kiezmarku, to dedykacja dla patrona tamtejszego kościoła – Carla II Groddecka – zięcia Michaela B. i burmistrza miasta Gdańska. I… po Koniu Sobieskiego. Bo na moje pytanie o ów zapis, Pan Peter von Groddeck odpisał mi, że tak, jak najbardziej, jego przodek był patronem. A przy sposobności skorygował imię ojca Michała. Nie Andreas – jak wszędzie można przeczytać, a Adrian. Ale z drugiej strony imię Andreas widnieje nawet nad stallą sąsiada… Hm… Widać, jednak nie tak bardzo po Koniu Sobieskiego…

Dodam tylko, że parę lat temu grupa zapaleńców (Stowarzyszenie Żuławy Gdańskie) odnalazła na zdewastowanym po wojnie cmentarzu (położonym na terpie nieopodal kościoła) płytę nagrobną Bibersteina starszego… Gdzie pochowany został Michał? Nie wiem… Jeszcze nie wiem. 🙂

koniec 😀

Jeśli ktos wie więcej – proszę o komentarze. Choćby w kwestii tego florena nieszczęsnego. Z drżeniem palców na klawiaturze wpisywałam wagę, bo nie jestem pewna, czy dobrze pamiętam wagę.

* dowiemy się – patrz komentarz Pana Dariusza Dolatowskiego poniżej. Należy cierpliwie poczekać na monografię wsi.

The URI to TrackBack this entry is: https://czaykowska.com/2013/11/26/zulawy-steblewskie-cz-5-krzywe-kolo/trackback/

RSS feed for comments on this post.

13 KomentarzyDodaj komentarz

  1. W niedługim czasie zapraszam do lektury mojej monografii gminy Suchy Dąb. Może tam ktoś znajdzie odpowiedzi na temat historii Krzywego Koła.

    • Czekam na Twoją monografię Darku, bo przyznam, że szalenie trudno szukać wiadomości. Rozproszone są niesłychanie. pozdrawiam 😀

  2. Rozproszone są to raz, a drugie sprzeczne, a nawet wręcz się wykluczające. Czemu Koło? Czemu Krzywe? Tego już się nie dowiemy, trzeba by zapytać komisję od nazewnictwa powojennego. Dowiemy się. A od kiedy to Steblewo należące do patrymonium gdańskiego miało właściciela Michała Biebersteina ? No i parę drobnych, aczkolwiek ważnych nieścisłości.

    • no właśnie – ciesze się, że się dowiem, bo jak napisałam, ciężko jest szukać. Źródłem jest oczywiscie rodzina Groddeck, ale w pewnych wypadkach mogą zaistanieć nieścisłości, jak choćby imię ojca Michaela Bibersteina. W rodzinnych annałach funkcjonuje jako Adrian, a na stallach i na płycie jest Andreas… Takich niuansów jest całe multum. Łatwiej jest szukać, jak się zna język. Nadto trzeba być bardzo odpornym na rozmaite docinki, czy wręcz nieprzyjemności ze strony osób znających, czy niby znających temat, które niejednokrotnie zamiast pomóc – szkodzą. Tak więc jeśli Twoja monografią będzie uzupełniała istniejące wiadomości, chętnie po nią sięgnę. A skoro sa nieścisłości, to wytknij je – nie bój się zabrania tematu 🙂 w końcu wszyscy gramy do jednego kosza 😀 Kosz ten ma na imię Krzywe Koło. I chodzi o to, by jak najlepiej go udokumentować 😀

    • a jasne! oczywiście że masz rację, zajrzałam do maila od P.Groddecka, w ferworze napisałam że właścicielem !!! jasne,m że sołtysem !!! poprawiam – właśnie dostałam lawinę maili na ten temat 😀 doskonale zgraliście się w czasie 😀

  3. Kasiu nie mogę i nie chcę wytykać drobnych nieścisłości (nie błędów!) wynikających zapewne z braku rzetelnej literatury i źródeł. Siedzę od niemal roku nad Suchym Dębem i ręce mi opadają wertując poskojęzyczną literaturę (nota bene nawet nagrodzoną) na temat dziejów m.in. Krzywego Koła, Steblewa, Wróblewa etc. Jest jej niewiele i łatwo można wychwycić, jak jeden autor „rżnie” od drugiego powielając błędy. A co za problem skontaktować się z rodzinami Wessel i Wannow lub sięgnąć do archiwaliów. Mam nadzieję, że choć trochę swą pracą pewne rzeczy wyprostuję. Mogę chyba zdradzić już, że zaawansowana jest moja monografia gminy Cedry Wielkie (ostatnia z powiatu gdańskiego). Już teraz zapraszam do współpracy nad monografią powiatu gdańskiego. Mamy przychylność władz i starosty oraz gotowy materiał.

    • Doskonale Cię rozumiem, co masz na mysli pisząc o polskiej literaturze… I autorach 😦 spotkałam się z tym śledząc poszczególne rodziny mennonickie, zwyczaje, życie… Czekam z wielką niecierpliwoşcią na,Twoją monigrafię, jednocześnie trzymam kciuki za Twoją odpirność psychiczną w kontaktach z… „Ekspertami” 😉

  4. PS. Z Herr Groddeckiem mamy kontakt. Dużo mi pomógł przy Rębielczu, za co mu dziękuję.

  5. I jeszcze dwie małe uwagi – jak kto sobie chce – we wsi zawsze była i jest nie kościół, a kaplica. Zaś Neumannowie to jedna z najstarszych rodzin zuławskich biorących swój początek z Suchego Dębu.

    • I nie będę tu polemizować, bo przecież miejsce kultu, czy kaplics, czy kościół do dziś w tradycyjnych społeczeństwach, gremiach, czy jak to nazwiemy – wciąż pełni ważną rolę. Widać to choćby na Warmii 🙂 a co do Neumannów, cieszę się, że to Ty pracujesz nad monografiami. Bo znając Twoją dociekliwość i zegarmistrzowską precyzję w poszukiwaniach, to WRESZCIE będzie nie dość, że dobrze, to jeszcze dokładnie 🙂 pisz, pisz! Masz we mnie najwierniejszego czytacza !!!!

  6. Dziękuję. Niemniej świątynia krzywokolska zawsze w źródłach nazywała się nie „Die Kirche” lecz „Die Kapelle in Kriefkohl”. To, jak można zmieniać historię? Chyba czas wyprostować historię Żuław Gdańskich. Wiem, ze podnosi się kościoły np. do godności bazylik, ale tu chodzi o co innego. Od początku tak miało być i nie zmieniła tego nawet Reformacja. Ta kaplica była macierzystą filią świątyni parafialno-dekanalnej w Steblewie. Analogicznie było w niedalekim Długim Polu.

  7. Nie monografię wsi, a gminy Suchy Dąb, w której będzie zarys dziejów wsi Kriefkohl i jej „dzielnic” Freienwalde i Schönwiese (dosłownie Piękna Łąka, do której prawa własności zgłaszają zarówno krzywokolanie, jak i osiczanie)


Dodaj komentarz