Dawne Prusy Wschodnie – przedwiosennie

Już od dawna mnie ciągnęło do Prus. Dzisiaj przyświeciło słońce, więc skorzystałam z okazji, że pilotaż mi się przesunął na „za tydzień” i pojechałam sprawdzić trasę na najbliższą wycieczkę.

Jako, że droga PasłękOrneta jest w stanie permanentnego remontu – zdecydowałam się jechać przez Młynary. I to nie był najlepszy pomysł. Bowiem i tak wyjechałam w Ornecie, wpadając na wądoły, muldy i „rozbabrane” roboty drogowe. Jednakże nie to było najgorsze. Najgorsza była furia (o jaką nietrudno na terenach byłych Prus Wschodnich) na ponowny widok stanu zabytków. Po 1945 roku utarło się traktować te tereny niczym „ziemię niczyją”. I o ile można to było tłumaczyć wtedy sytuacją polityczną, czy społeczną, o tyle teraz można to traktować tylko w kategoriach grzechu (ba! zbrodni) zaniedbania. I tu daruję sobie dalsze uwagi – bowiem mój stosunek do dawnym ziem pruskich i powojennego zaniedbania tych niesłychanie bogatych w historię terenów jest znany. Dość na tym, że do Lidzbarka Warmińskiego dojechałam przygnębiona, żałując, że Brudny Harry to tylko postać fikcyjna, i że nie może zrobić porządku w gremiach (nie)odpowiedzialnych za stan zachowania tzw. struktury zabytkowej. Do mojego nastroju przyczyniła się też widziana po drodze hekatomba alei przydrożnych. Zadziwiające, że tak lekko niszczy się tutaj dziedzictwo nie tylko przyrodnicze, ale i kulturowe. A to dlatego, że ktoś wymyślił slogan, że drzewa zabijają. No cóż, „jak kto głupi, to go i kartka papieru przy pracy zabije”, jak mawiał pewien bardzo mądry człowiek. A tego, że drogi w pruskiej krainie nie są ekspresówkami, jak widać niektórzy „kierowcy” i urzędnicy widać jakoś dotychczas nie zauważyli.

Ale, żeby nie podnosić sobie (i innym) ciśnienia na wieczór, wklejam zdjęcia:

TUTAJ – zdjęcia wspaniałego wnętrza wieży i otoczenia kościoła w Pomorskiej Wsi. W roku rocznicowym I Wojny Światowej niezwykle cieszy pomnik, którego jakimś cudem (jeszcze) nie zniszczono… TU więcej o tej miejscowości.

TUTAJ – zdjęcia będące jawnym dowodem na to, co znaczy obojętność i niezrozumienie tych ziem – Młynarska Wola. Przypominam, to dawne tereny patronatu Zu Dohna-Schlobitten. Dla ciekawych historii rodu – odsyłam do artykułów Lecha Słodownika, bowiem on najlepiej zna ich historię (w wyszukiwarce www.glospasleka.pl należy wpisać Zu Dohna i wyświetlą się wszystkie artykuły Lecha).

TUTAJ zdjęcia Chwalęcina, absolutnie wyjątkowego miejsca, a niezwykle rzadko odwiedzanego przez wycieczki. Miejscowość zamieszkuje chyba nawet nie 100 osób. Wieś, (jak inne łaskawie skazane na cichą zagładę przez wszechobecne „nowe” w kraju), już prawie niemal całkowicie zapomniała czasy dobrobytu. Niektóre domy powoli, ale nieubłaganie chylą się ku upadkowi. Jedyne, co trwa – to budynek Sanktuarium Podwyższenia Krzyża Świętego. Budowę poprowadził Hans Christopher Reimers z Ornety, ten sam, któremu zawdzięczamy Krosno.

TUTAJ zdjęcia Gładysz, a raczej to, co pozostało po pysznym założeniu pałacowo-parkowym. Przypominam, że pałac przetrwał marsz Armii Czerwonej, a „spalił się” bodaj około roku 1986… Sam się spalił, bo tak sobie postanowił, i tak zrobił. Kiedyś, dawno temu, podczas wycieczki po  Oberlandzie, spotkałam przy ruinie pałacu jakiegoś zionącego procentami samozwańczego przewodnika, który chwalił się znajomością z grafem (chyba z grafitem, a i to niepewne). Mądrzył się i łaził za mną, bełkocąc jakieś idiotyzmy, dopóki go nie zapytałam czy to on maczał pace w podpaleniu pałacu, i do kogo trafiły rozszabrowane ruchomości. Zamilkł, po czym zniknął – niemal natychmiast, jakby się zapadł pod ziemię… Dzisiaj jedynie kot przemykał po terenie dawnego przypałacowego parku.

A na koniec – PARĘ ZDJĘĆ Z TRASY – bo nawet bez liści, drogi wśród pól i lasów pruskich są niezwykle malownicze.

The URI to TrackBack this entry is: https://czaykowska.com/2014/03/08/dawne-prusy-wschodnie-przedwiosennie/trackback/

RSS feed for comments on this post.

3 KomentarzeDodaj komentarz

  1. Mówiąc kolokwialnie narobiła mi Pani smaka. Ja na północ ruszam z początkiem kwietnia. Ostatnia chwila aby nacieszyć się jeszcze przedwiośniem.

  2. Ten samozwańczy przewodnik, znajomy hrabiów zu Dohna to niejaki Horst… Zmarło się już chłopinie. Opowiadał zapewne o świetnych balach w pałacu i o tym jak z młodymi hrabiątkami kapał się w stawach przy pałacu. Z tymże Horst nie pochodził z Gładysz, lecz z Mikołajek, a hrabiów widział tylko na filmach… Co nie przeszkodziło dziennikarce jednego z kolorowych pism obszernie opisać znajomość Horsta z hrabiami zu Dohna… W polu zachował się grobowiec rodu, neogotyk silnie nawiązujący do architektury Państwa Krzyżackiego, co wcale nie jest zbyt częste w przypadku neogotyku na tych ziemiach.


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: