Zawsze chciałam zobaczyć na własne oczy tę potężną śluzę, opisywaną mi przez znajomych, pokazywaną mi na zdjęciach i wzbudzającą podziw potęgą (mimo „po-wojnia”) i tajemniczością.
Zaznaczyłam więc na mapie Leśniewo i ruszyliśmy. Zresztą i tak mieliśmy po drodze, bo jechaliśmy na obiad do Węgorzewa. W listopadowej szarości dnia zauważyłam z okna auta coś, co dla mnie (laika w sprawach budowli militarnych) wyglądało jak gigantyczny schron – wybudowany tuż przy drodze. Po moich ostatnio częstych wycieczkach do Wilczego Szańca – wszystko mi się kojarzy ze schronami ;).
To jednak nie był schron – a śluza w Leśniewie Dolnym. Nie miałam wcześniej pojęcia, że są dwie śluzy. Znałam ze zdjęć i opisów tylko tę wielką, do której trzeba było ponoć iść dobry kawałek przez las.
Ale ta także mnie zachwyciła. Aż zaniemówiłam na widok potężnej konstrukcji, co w moim przypadku dowodzi, że naprawdę byłam pod wrażeniem. Zdążyłam „pstryknąć” parę zdjęć i zjechaliśmy na parking tuż przy drodze.
Chciałam zrobić zdjęcia tej niesłychanej konstrukcji z góry, z poziomu parkingu, nawet nie marząc o tym, że Leśniewo Górne będzie w zasięgu aparatu i wzroku… A co najważniejsze – nóg. Ale, że drogowskaz pokazywał odległość 500 metrów, pomyślałam, że grzechem byłoby być TAK blisko i nie zobaczyć tego giganta.
Ruszyłam przed siebie w listopadową bezlistną szarość. Po chwili szybkiego marszu – ujrzałam zarys sylwetki betonowej budowli spomiędzy gałęzi. I wkrótce widziałam to coś na własne oczy i to z bliska. Wreszcie moje marzenia się ziściły. Można by powiedzieć, że w dziale marzeń nic lżejszego nie było ;).
Zeszłam ścieżką wydeptaną w trawie (drewniane schodki jakoś nie wzbudzały zaufania), żeby zrobić zdjęcia nie tylko budowli, ale także tej osławionej dziurze po gapie. Jak głosi plotka, owa gapa, strącona, leży gdzieś w wodzie śluzy. Ale czy ktokolwiek próbował tam nurkować i szukać, nie mam pojęcia. Zresztą już samo spojrzenie w tę wodę napawało strachem, i przywodziło na myśl mroczne opowieści rodem z horroru.
Śluzę więc sfotografowałam. Nie tak jednak, jak bym chciała, ale mój lęk wysokości i paniczny strach przed ciemną wodą skutecznie mnie pchał z powrotem na ścieżkę. Zresztą wyszedł po mnie Dionizy, zaniepokojony moim zniknięciem. Kiedy bowiem przeczytał informacje na tablicach na parkingu, wiedział, że nie odpuszczę takiej okazji.
A już po powrocie do domu znalazłam w sieci ciekawą stronę o Kanale Mazurskim, którego częścią są (były, miały być) właśnie śluzy w Leśniewie Dolnym i Górnym.
Wrzucam tu parę zdjęć z tego niesłychanego miejsca i zastanawiam się CO jeszcze mi się rzuci w obiektyw następnym razem w tej magicznej krainie… Zawsze będę twierdziła, że Prusy Wschodnie to kraina Wielkiej Historii i małej także. Więc tu nie sposób się nudzić :). Nawet, jeśli tak jak ja – nie lubi się jezior.
p.s. sympatyczny psiak, pojawiający się na zdjęciach, nie był bezdomny. Miał obrożę i należał do domu stojącego przy parkingu. On po prostu każdego witał i odprowadzał do śluzy a potem z powrotem do parkingu. Ot, taki samozwańczy śluzowy :).
Pies-przewodnik, oprowadza po prostu, pewnie Ci opowiadał o niej, ale że nie mówimy po psiemu… 🙂
ja myślę, że on pilnował, żeby nikt się nie zgubił:)
Latem zeszłego roku zaprzyjaźniony Amerykanin, który wrósł w swoją ulubioną mazurską wioskę i żyje tam pomimo anglosaskiego antytalentu językowego w pełnej wzajemnego poszanowania symbiozie z dobrym i złym „żywiołem polskim” wpadł w złość. Zaczęło się od tego, że dał się namówić na samotną wyprawę do Mamerek i na szlak Kanału Mazurskiego. Po powrocie załamała się u Jacka cała poprawność polityczna i przytrafiło się wykrzykiwać między innymi „You Dumb Polacks, You shouldn’t even dare to dream of new a Tuscany on the lakes!” Praktyczny Amerykanin nie był w stanie pogodzić się z polską beznadzieją, z którą zetknął się brutalnie w czasie swojej wyprawy. Przez jego głowę przeleciały z szelestem zmarnowane (bez usprawiedliwienia) miliony dolarów, jakie można by na skarbie takim jak Kanał i Mamerki i kolej łącząca okoliczne atrakcje zarobić. Co tu dodać, kiedy te unikatowe miejsca przyjezdnemu nawet trudno zlokalizować w chaszczach upstrzonych odchodami bo toalet nie ma….
Z wielkim żalem muszę napisać, ze zgadzam się w 1000% z Pana Zaprzyjaźnionym Amerykaninem… Samej mi się cisną na uta identyczne słowa. My po prostu pozwalamy uciekać takim pieniądzom, o jakich nikt nie śni… Marnujemy szansę za szansą. ech….