Wciąż porządkuję zdjęcia z naszej zeszłorocznej eskapady do dawnych Prus Wschodnich 😉
I wciąż znajduję miejsca serdeczne i pełne wspomnień.
Teraz dla odmiany – Miłomłyn.
Pamiętany z czasów wyprawy kajakiem z Tatą, kiedy to zrozumiałam, jak to jest być majtkiem. 😉 Pamiętany też z rejsu w deszczu z grupą wodniaków angielskich, kiedy to wszyscy stracili nadzieję na pojawienie się słońca…
Tym razem jednak Miłomłyn – w ciszy jesiennego słonecznego popołudnia. Widziany inaczej. Ale jednak przywołujący wspomnienie gigantycznego pająka w kajaku, patrzącego na mnie „morderczym wzrokiem”, chleba z chrupiącą skórką, przyniesionego prosto z piekarni, jakiejś ohydnej oranżady pitej z „gwinta”, i zupy z baru – zupy domowej prawdziwej z kawałkami mięsa. A poza tym – to wspomnienie wspaniałego tygodnia na kajaku z Ojcem, więc Miłomłyn to jedno z moich miejsc serdecznych. 🙂
* / *
Dostałam świetnego linka do zdjęć na stronie zaprzyjaźnionej od Twórcy owej ciekawej strony. Zdjęcia są sprzed I wojny światowej, i mają w sobie to „coś”… tak nieuchwytnego i enigmatycznego w odczuciu, niczym jesienna mgiełka na polach 😉
Świetny suplement do uczucia nostalgii – więc oto i łącze do strony i zdjęć.