Wiozłam do Torunia grupę Koreańską. Po oprowadzeniu ich po Toruniu – puszczałam ich dalej w Polskę. I musieli wyjechać o konkretnej godzinie. Ale przed wyjazdem chcieli zjeść w mieście i żadnej innej kuchni nie chcieli, tylko orientalną. No i gdzie ja miałam im załatwić taką kuchnię ???
Kiedy już byłam całkiem zdesperowana, wpadła mi w oko nic nie mówiąca nazwa, o „swojskim” brzmieniu: Chang Lin, przy Szosie Lubickiej 166e, (tel. 56 648 72 67).
No, mniej atrakcyjnej lokalizacji nie mogłam znaleźć… Tuż przy ruchliwej arterii, na dodatek w pawilonach, takich z czasów PRLu, i na tyłach blokowiska. Ale nie miałam co wybrzydzać. Innej możliwości nie było – obdzwoniłam wszystkie restauracje w mieście. Zostało tylko to…
Biuro wzięło na siebie umówienie nas tam i zamówienie posiłku na 20-parę osób. I to był mój błąd. Pracownica biura, operująca niezbyt wyraźnym angielskim widać nie dogadała się z restauracją. Bo kiedy coś mnie tknęło i sama zadzwoniłam – usłyszałam, że najwcześniej za jakieś dwie, trzy godziny będą gotowi na przyjęcie mojej grupy. Sęk w tym, że grupa nie mogła czekać, musiała zjeść za pół godziny. I to przecież wyraźnie ustalałam z biurem.
Zapanowała nerwowa atmosfera, bo niezrozumiałym dla mnie jest żeby w dniu dużego zamówienia przychodzić do pracy na tzw. ostatnią chwilę. Zapowiedziałam wiec, że jadę i że jedzenie musi być, bo w przeciwnym wypadku zabiorę grupę gdzie indziej i kto inny zarobi… Oprócz tego, zawiadomiłam biuro.
Widać poskutkowało – obie interwencje okazały się na tyle skuteczne, że jedzenie było niemal gotowe, kiedy zajechałam autokarem.
Podano do stołów… Podano z uśmiechem i uprzejmie.
Rosół był smaczny o wyrazistym smaku. Drugie danie wjechało skwierczące na tackach – i było wyśmienite. Wołowina w 5 smakach, bo to właśnie wjechało takie skwierczące, naprawdę mile zaskoczyła. Do tego ryż (i chleb, dla chcących). Nie pamiętam deseru – jedynie danie główne.
Wszystko było smaczne – ba, nawet bardzo smaczne. I na pewno tam wrócę – bez względu na to, czy z grupą czy sama.
Wystrój restauracji mógłby być lepszy, ale głodny nie patrzy dokoła. 😉
Do tego Pana Chińczyka się chodzi na u r o c z y s t e obiadki!
Chodzi o taki posiłek we dwoje i ze świecami.
Dzień wcześniej lub nawet trzy w w przypadku którejś kaczki, gdy muszą ją wcześniej zamarynować. Porę wybiera się raczej bezludną – o co nie jest specjalnie trudno. Zapewniam, że będzie grała dyskretnie właściwa muzyka, a na stołach będą leżały serwety i obrusy o niekwestionowanej czystości.
Obsługę mają bez zarzutu: dyskretną i profesjonalną na najwyższym poziomie.
A jedzenie? Byłem tam parę razy i zawsze było znakomicie! Kiedy podano nam kaczkę (skwiercząca i buchająca parą) wydawało się, że tego jeden człowiek nie da rady zjeść. …ale, niespieszna atmosfera oraz wytrawne wino pomogły. Na wszelki wypadek podaję: nie znam właściciela ani nikogo z obsługi. – POLECAM.
You made certain nice points there. I did a search on the matter and found
nearly all folks will consent with your blog.