A oto co napisał o absurdalnym żądaniu Muzeum Narodowego w Warszawie w swoim felietonie Pan Andrzej Januszajtis:
Ci, którzy nie wiedzą kim jest A.J. TUTAJ znajdą garść informacji o nim.
Przez media przetacza się fala wypowiedzi, sprowokowanych groźbą Dyrekcji Muzeum Narodowego w Warszawie, że zażąda zwrotu ołtarzy kościoła Mariackiego, stanowiących podobno jego własność.
Muzeum powołuje się przy tym na osławioną ustawę „o mieniu poniemieckim i porzuconym” z 8 marca 1946 r. Ustawa ta jednak już w chwili wydania nie odnosiła się do obiektów wyposażenia gdańskiej świątyni, bo wcześniej, 29 stycznia tegoż roku, ówczesna Miejska Rada Narodowa przekazała ją na własność Kościołowi katolickiemu, aby – jak stwierdzono – „podkreślić tym historycznym aktem zwycięstwo sprawiedliwości dziejowej”. Z tą chwilą całe wyposażenie, niezależnie gdzie się znajdowało, przestało być mieniem „poniemieckim i porzuconym” w rozumieniu późniejszej o ponad miesiąc ustawy. Rozumienie to było zresztą od początku fałszywe. Jak można nazywać poniemieckimi ołtarze i inne dzieła, w większości pochodzące z czasów przynależności Gdańska do Korony Polskiej? Przypomnijmy: nawet po reformacji kościół Mariacki stał pod patronatem polskich królów (zastrzegł to już w 1410 r. Władysław Jagiełło) i podlegał formalnie biskupowi kujawskiemu. Jeszcze w dobie rozbiorów protestanci z parafii Mariackiej musieli uzyskiwać zgodę na ślub od urzędującego w plebanii katolickiego proboszcza. Obiekty wyposażenia nie były też „opuszczone”, tylko ewakuowane w okolice Gdańska dla uchronienia przed zniszczeniem. Ich prawnych opiekunów w większości wysiedlono (o ile przeżyli), więc trudno mówić o dobrowolnym „opuszczeniu” czy „porzuceniu”. Tak czy inaczej zabytki gdańskie tej ustawie nie podlegały.
Wyobraźmy sobie jednak przez chwilę (uchowaj Boże!!), że Muzeum wygra i zabierze swoje „depozyty” do Warszawy. Jak to będzie realizowane? Przypatrzmy się takiej np. kaplicy Ferberów. Należała do tej sławnej rodziny od 1448 r. Za zgodą biskupa kujawskiego odprawiano tu msze najwcześniej – w lecie o 4, w zimie o 5 rano. „Widzimy w tym” – tak jest w dyplomie – „dla nas i dla gminy wielce korzystne dzieło, najpierw dla kupców i licznych gości, którzy przyjeżdżają tu z Polski i innych krajów(…), dalej dla naszych rzemieślników, przyzwyczajonych do wczesnego udawania się do pracy, którzy będą mogli zapewnić sobie przedtem duchowe wsparcie, wreszcie dla wszystkich wybierających się wcześnie w podróż.” Stoją tu zwrócone przez Muzeum dwa ołtarze i tablica wotywna. Z tym „zwróceniem” to było tak: Będąc w 1975 r. w Hamburgu, odkryłem w tamtejszej Kunsthalle skrzydło ze św. Konstantynem, jak się dowiedziałem od ówczesnego kierownika wydziału kultury p. Volkera Plagemanna, zakupione po wojnie u marszanda w Kopenhadze (jak tam trafiło??) przez sponsorów hamburskiej galerii. Moje rozmowy przyniosły owoce w 1994 r., gdy byłem przewodniczącym rady miasta: dzięki staraniom niemieckich gdańszczan (m.in. Hansa-Lothara Fautha) i życzliwości tegoż p. Plagemanna (tym razem już senatora) skrzydło ołtarza Ferberów wróciło na swoje miejsce. Warunkiem zwrotu był powrót pozostałych części rozparcelowanego (po wojnie!) ołtarza i obiektów wyposażenia kaplicy, co nastąpiło. Dłużej trzeba było czekać na skrzydło ze św. Heleną, odłączone w Warszawie od ołtarza i wtłoczone do magazynu.
Więcej…Powstaje pytanie: Gdyby trzeba było oddać ołtarz do Warszawy, to co ze św. Konstantynem, przekazanym przecież do kościoła, a nie do Muzeum? Albo z ołtarzykiem, stanowiącym nieodłączną część zespołu Pięknej Madonny? Też ma być oddany?
Oto przykłady absurdów, do jakich prowadzi akcja warszawskiego muzeum!
Przedwojenne wyposażenie kościoła Mariackiego, z którego zachowała się ponad połowa, stanowiło niepowtarzalny zespół o niezrównanej wartości. Nie ma w świecie drugiego kościoła, który by miał tyle gotyckich ołtarzy! Jest podstawową prawdą, wręcz dogmatem ochrony dziedzictwa kulturowego, że rozproszenie obniża wartość zespołu. Trzeba zrobić wszystko, by go scalić na dawnym miejscu. Leży to w interesie narodowej kultury. Chcemy odzyskać dzieła wywiezione za granicę. Jak mamy przekonywać o naszych do nich prawach, jeżeli Warszawa nam ich odmawia? Czy dyrekcja warszawskiego muzeum zdaje sobie sprawę, że torpeduje starania o powrót naszych zabytków z Niemiec i Rosji?
Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto
… no i ciśnienie mi się podniosło, jak zawsze zresztą, gdy czytam o muzealnikach warszawskich