Głos rozsądku…

Jacek Friedrich o sporze między muzeum a kościołem

rozmawiała Alicja Katarzyńska

Muzea to zasłużone instytucje, ale proces wysysania sztuki z kościołów i innych zabytkowych przestrzeni, który się dokonał głównie w XIX w., miał fatalne skutki – mówi Jacek Friedrich*

Alicja Katarzyńska: Jaki jest status prawny średniowiecznych dzieł, o które Muzeum Narodowe w Warszawie zamierzało nawet walczyć w sądzie?

Jacek Friedrich: Nie wiem. Ale status prawny nawet najsłynniejszych dzieł oglądanych przez nas w muzeach nie jest całkiem oczywisty. Przypomnijmy choćby niekończące się spory Greków z Brytyjczykami o rzeźby z ateńskiego Partenonu, czy nagłośnione ostatnio roszczenia Egiptu wobec przechowywanego w Berlinie sławnego popiersia Nefretete. Przypuszczam, że podobnie może być w wypadku dzieł z Gdańska czy Wrocławia, które po wojnie znalazły się w warszawskim Muzeum Narodowym. Nie sądzę, żeby ich status prawny był w pełni klarowny.

Co zrobić, żeby raz na zawsze ustalić prawnego właściciela tych dzieł?

– W cywilizowanym państwie takie spory powinny rozstrzygać sądy. Ale w tym przypadku trzeba wziąć pod uwagę to, że sytuacja prawna i polityczna, która towarzyszyła pojawieniu się tych dzieł w Warszawie, była wynikiem całkowitego załamania się wcześniejszego ładu. Obawiam się przy tym, że wprowadzane w Polsce po 1945 roku prawo często nie miało wiele wspólnego z duchem praworządności. Nie wiem nawet, czy akty, na które powołuje się dziś warszawskie muzeum, obowiązywały w chwili, gdy te dzieła przejmowano. Nie wiem także, czy kwalifikacja prawna jest tu w ogóle do utrzymania. O ile wiem, mówi się tu o przejęciu na podstawie przepisów o mieniu porzuconym. Jak jednak można mówić o tym, że te dzieła były porzucone? Przecież większość z nich podczas wojny została przez niemieckich konserwatorów pieczołowicie zabezpieczona i ukryta poza Gdańskiem, a potem często odnajdywali ją polscy muzealnicy przy pomocy swych niemieckich kolegów – wystarczy przywołać świadectwa Jana Kilarskiego. O jakim więc porzuceniu może tu być mowa? Poza tym, czy w całej sprawie bierze się pod uwagę to, że Wolne Miasto Gdańsk nie było częścią Niemiec? Nie można więc wobec gdańskich dzieł stosować procedur zastrzeżonych dla tak zwanych terenów „poniemieckich”. Być może ta konkretna sytuacja jest tak skomplikowana, że konieczne byłyby nowe rozstrzygnięcia ustawodawcze.

Czy proboszcz bazyliki może zrobić coś legalnie, żeby nie oddać ich do Warszawy?

– Jeśli gospodarze kościoła Mariackiego zobowiązali się do zwrotu tych dzieł muzeum warszawskiemu, to albo powinni je teraz oddać, albo w ciągu tych minionych dziesięciu lat powinni byli zadbać o wyjaśnienie strony prawnej. Nie sądzę, by taka „partyzantka” była tu na miejscu. Choć podkreślam, osobiście jestem głęboko przekonany, że dzieła te powinny zostać w gdańskiej świątyni, tyle tylko, że byłoby dobrze, gdyby dokonało się to z zachowaniem reguł prawnych.

Co możemy stracić? Jaka jest wartość historyczna i artystyczna tych dzieł?

– Ogromna. Chodzi między innymi o Tablicę Dziesięciorga Przykazań, figurę Pięknej Madonny, ołtarz św. Doroty. Zwłaszcza pierwsze dzieła należą do najwspanialszych osiągnięć w całych dziejach gdańskiej sztuki.

Dyrektor warszawskiego muzeum twierdzi, że te cenne dzieła w bazylice niszczeją i nie mają należytej opieki konserwatorskiej?

– Nie jestem przekonany, że to poważny argument. I te, i tysiące innych dzieł sztuki przez setki lat przechowywano w europejskich kościołach i jakoś w ogromnej większości przetrwały do naszych czasów. A przecież w XV czy XVIII wieku możliwości zachowania parametrów konserwatorskich były o wiele mniejsze niż dziś. Myślę, że w kościołach można na ogół zapewnić tym zabytkom przyzwoite warunki, a już na pewno w takim, jak gdański kościół Mariacki, który ma wszelkie dane, by być zarówno żywą świątynią, jak i przestrzenią o charakterze muzealnym.

A historyk sztuki gdzie widzi najwłaściwsze dla nich miejsce: w muzeum czy kościele?

– Z mojej perspektywy sytuacją idealną jest, jeśli dzieła sztuki są w tym miejscu, do którego duchowo, ideowo, historycznie należą. Oczywiście muzea to bardzo zasłużone instytucje, ale myślę, że ten gwałtowny proces wysysania sztuki z kościołów i innych zabytkowych przestrzeni, który się dokonał głównie w XIX w., miał też fatalne skutki. Przestaliśmy rozumieć te dzieła jako część większej całości, przyzwyczailiśmy się patrzeć na nie jedynie pod kątem stylu, wartości artystycznej. A przecież ich sens był o wiele bardziej złożony. Nie sądzę, żeby na przykład krakowski ołtarz Wita Stwosza zyskał cokolwiek w muzeum, a straciłby na pewno bardzo wiele. Byłbym szczęśliwy, gdyby udało się przywrócić historyczną przestrzeń kościoła Mariackiego, a więc także możliwie wszystkie dzieła sztuki pochodzące z tej wspaniałej świątyni. Wymagałoby to jednak także ogromnego wysiłku ze strony gospodarzy Bazyliki – po wojnie zrobili w tej mierze wiele dobrego, ale i bardzo wiele popsuli. Tak więc może warto by było kiedyś siąść w szerszym gronie i pogadać o tych sprawach.

Jacek Friedrich, historyk sztuki, pracownik naukowy i wicedyrektor Instytutu Historii Sztuki UG.

Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto

Published in: on 9 lutego 2011 at 22:59  Dodaj komentarz  

The URI to TrackBack this entry is: https://czaykowska.com/2011/02/09/glos-rozsadku/trackback/

RSS feed for comments on this post.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: